Kolejna edycja "Świętej Wojny" w Energa Basket Lidze dla Anwilu Włocławek. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicza po bardzo emocjonującym spotkaniu pokonali WKS Śląsk Wrocław 97:89. Dla włocławian było to już 15. zwycięstwo w tym sezonie, w tym momencie są współliderami tabeli z Czarnymi Słupsk.
- Wiedzieliśmy, że ten mecz jest ważny dla obu klubów i kibiców. Jako zawodnicy zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Przyjechaliśmy po zwycięstwo, niewiele nam zabrakło, niestety trzecia kwarta w naszym wykonaniu była fatalna, takie coś nie może się zdarzać w meczach na szczycie. Anwil kontrolował wydarzenia do samego końca - powiedział Łukasz Kolenda, jeden z najlepszych graczy Śląska w sobotnim spotkaniu. Polak walczył, rzucał się na parkiet, zdobył 14 punktów.
Najważniejszym aktorem "Świętej Wojny" był Amerykanin (ma także palestyńskie obywatelstwo) Kyndall Dykes, na którego Śląsk nie był w stanie znaleźć recepty. Lider Anwilu robił co chciał z obroną, bawił się z rywalami na wiele sposobów, zdobył aż 30 punktów, trafiając niesamowite 14 z 17 rzutów z gry. To rewelacyjna skuteczność, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, na jakie rzuty decydował się Dykes. To były często rzuty z ręką obrońcy na twarzy i to z półdystansu. To był świetny występ Amerykanina. Urlep był pod dużym wrażeniem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"
- Dykes zagrał super mecz, trafiał nieprawdopodobne rzuty, duże gratulacje dla niego. Uważam, że graliśmy słabo w obronie i przez to przegraliśmy. Słabo weszliśmy w trzecią kwartę i to zaważyło. Rywale to wykorzystali, trafili kilka trójek i zasłużenie wygrali - przyznał trener Śląska Wrocław.
Łukasz Kolenda komplementował rywali, mówiąc, że dysponują mocnym składem i są groźni na wielu pozycjach. Nawet gdy jeden zawodnik pudłuje (Jonah Mathews 8/20), to drugi potrafi "wejść w jego buty". To - jego zdaniem - świadczy o dużej sile włocławian w tym sezonie.
- Anwil ma tyle dobry skład, że jak jednemu zawodnikowi nie idzie, to drugi jest w stanie "wejść w jego buty". Mathews trafił 8 z 20 rzutów z gry, a Dykes z kolei miał rewelacyjną skuteczność (14 z 17). Anwil nie gra jednym czy drugim graczem, to jest bardzo solidna drużyna, która ma wiele opcji na każdej opcji - ocenił.
Dla Śląska była to już ósma porażka w tym sezonie w PLK, a trzecia pod wodzą Urlepa. Słoweniec przejął drużynę po Petarze Mijoviciu, gdy ta z bilansem 2:5 była w dolnej części tabeli. Doświadczony trener odbudował mentalnie zespół, który zaczął seryjnie wygrywać. Zanotował siedem zwycięstw z rzędu, później przyszła porażka z Zastalem i... koronawirus, który - zdaniem Urlepa - mocno storpedował rozwój drużyny.
- Nasze ostatnie problemy wynikają z koronawirusa. Widać, że drużyna nie wytrzymuje mocnego tempa gry, co robiliśmy wcześniej. Byliśmy 10 dni bez treningów i to się odbija. A teraz nie mamy czasu na trening, by wrócić do optymalnej dyspozycji. Mamy bardzo napięty terminarz, do tego dochodzą podróże. Uważam, że czas będzie pracował na naszą korzyść - zaznaczył Urlep.
Słoweniec - zapytany o wzmocnienia - jasno się wyraził w tym temacie. Powiedział, że drużyna potrzebuje korekty, choć nie zdradził, na jaką pozycję. Wydaje się, że zespołowi brakuje czegoś zarówno na obwodzie, jak i pod koszem. Przydałoby się wsparcie dla Travisa Trice'a (19 pkt, 8 asyst), a niedawno pozyskany Martins Meiers nie wnosi zbyt wiele do drużyny, Cyril Langevine też mocno obniżył loty.
- Myślę, że na pewno potrzebujemy wzmocnienia. Na jaką pozycję? Nie chcę tego ujawniać - skomentował doświadczony trener.
CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Zaskakujący powrót gwiazdora! Polski klub gra va-banque: aneks i większa kasa
To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze
Ivica Skelin: Koszykarski hazard. Ludzie w Polsce są ambitni [WYWIAD]