Miami Heat zwyciężyli w tym sezonie 25 meczów, co daje im aktualnie wysokie, trzecie miejsce w Konferencji Wschodniej. Byli faworytami starcia z ósmymi w tabeli Orlando Magic. Gospodarze zaskoczyli podopiecznych Erika Spoelstry, bo prezentowali się bardzo dobrze. Jeszcze po trzech kwartach obie drużyny dzieliło tylko pięć punktów (84:79) i wydawało się, że na rozstrzygnięcie pierwszych derbów Florydy będziemy musieli poczekać do samego końca spotkania.
Drużyna z Orlando kontynuowała to, co zaczęła i systematycznie powiększała przewagę. Gra Miami w ostatniej, decydującej kwarcie kompletnie się jednak posypała. Heat oddali 19 rzutów, z których trafili tylko trzy. Chybili wszystkie 10 prób zza łuku i popełnili sześć strat. Ostatecznie w ostatnie 12 minut meczu zdobyli... sześć punktów.
Tak źle w kwarcie nie wypadł nikt od ponad dwóch lat. Ostatnim takim przypadkiem byli Portland Trail Blazers, którzy rzucili tylko sześć punktów w kwarcie podczas meczu w Toronto w październiku 2017 roku.
ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"
Orlando Magic triumfowali 105:85, a czwarta kwarta zakończyła się wynikiem 21:6. Terrence Ross zdobył dla nich 25 punktów z ławki rezerwowych, a 20 "oczek", 11 zbiórek i siedem asyst zapisał przy swoim nazwisku Nikola Vucevic.
Goście wykorzystali tylko 7 na 37 oddanych rzutów za trzy. W drużynie Miami Heat tylko dwóch zawodników zanotowało dwucyfrową ilość punktów. Byli to Jimmy Butler (23) i Edrice Adebayo (14). Każdy z nich miał także po 10 zbiórek.
Wynik:
Orlando Magic - Miami Heat 105:85 (27:22, 29:22, 28:35, 21:6)
(Ross 25, Vucevic 20, Gordon 16 - Butler 23, Adebayo 14)
Czytaj także:
Czarne opaski na koszulkach do końca sezonu. To hołd dla zmarłego Davida Sterna
Zion Williamson na ostatniej prostej, może wrócić jeszcze w styczniu