Do przerwy całkiem nieoczekiwanie prowadziła jednak Ostrovia 31:29. Trener Szawarski mógł więc być zadowolony. Trzecia kwarta, w której jego zawodniczki rzuciły tylko cztery punkty, a rywalki o dwadzieścia więcej, przesądziła o losach tego spotkania. Przez ostatnie dziesięć minut Pszczółka pilnowała tylko wypracowanej przewagi.
- Liczyłem na dobry mecz nie tylko przez dwie pierwsze kwarty. W drugiej połowie zostaliśmy po prostu zdominowani przez Pszczółkę. Graliśmy fatalnie, przede wszystkim w ataku. Nie radziliśmy sobie w nim zupełnie, popełniając mnóstwo strat. Poza tym rywalki świetnie broniły i kontrowały nas, zdobywając łatwe punkty. Ewidentnie nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Byliśmy zdecydowanie słabszym zespołem - podsumował spotkanie trener Ostrovii.
- Cóż jesteśmy beniaminkiem i z każdego meczu musimy pobierać naukę. Mam nadzieję, że i z tego spotkania również coś pozytywnego dla nas wyniknie. Spotkanie z tak renomowanym zespołem jak Pszczółka to dla nas lekcja z której musimy wyciągać wnioski - dodał.
Dla Szawarskiego przyjazd do Lublina to nie lada przeżycie. Tu się wszak wychował i rozpoczynał karierę w ... AZS-ie Lublin. Choć przez znaczną część swojej kariery zawodniczej występował w Stali Ostrów Wielkopolski, to jak zapewnia do Koziego Grodu zawsze wraca bardzo chętnie. - Jestem takim lokalnym patriotą, bardzo tęsknię za Lublinem. Nie mieszkam tutaj wprawdzie już od wielu lat, ale jestem na bieżąco z tym co się dzieje. Ktoś kiedyś powiedział, że w moich żyłach płynie zielona krew i ja się z tym zgadzam. Miło mi było tutaj przyjechać, chociaż chciałbym, żebyśmy się lepiej zaprezentowali.
ZOBACZ WIDEO Zbigniew Bródka w ogniu przygotowań, czyli mistrz olimpijski odzyskuje moc (źródło TVP)
{"id":"","title":""}