Od mocnego uderzenia rozpoczęli jednak zawodnicy Eddy'ego Casteelsa, którzy już po kilku minutach mieli siedem punktów. To był piorunujący start, ale jeszcze w tej samej odsłonie Serbowie odnaleźli właściwy rytm. Na przerwę to oni schodzili z zaliczką, ale niewielką, dlatego walka o zwycięstwo trwała właściwie do czwartej partii. W niej do głosu doszli liderzy drużyny Dusana Ivkovicia, którzy poprowadzili ją do zwycięstwa.
Jeśli zajrzymy nieco głębiej, to zobaczymy, iż Serbowie mieli sporą przewagę w kilku istotnych elementach - znacznie lepiej czuli się w walce podkoszowej, zdobywali sporo punktów po szybkich akcjach i ponowieniach. Na przeszkodzie do wyższego triumfu stanęły im przede wszystkim liczne straty oraz w pewnym stopniu skuteczność. Ta na pierwszy rzut oka wcale nie była najgorsza (50 procent), ale w rzutach za trzy i wolnych można było pokusić się o lepszą efektywność w konfrontacji z takim rywalem.
Ten mecz wyjaśnił nieco sytuację w grupie E. Belgowie mają już czysto matematyczne szanse, by dostać się do ćwierćfinału. Obecnie ich bilans wynosi 0-3, w efekcie tylko dwie wygrane oraz korzystne rezultaty w pozostałych spotkaniach, pozwolą im przedłużyć nadzieję. W zdecydowanie lepszym położeniu znajdują się Serbowie, którzy - choć ogólnie doznali dwóch porażek - w drugim etapie są niepokonani. Podopieczni Ivkovicia mają bilans 3-0 i w tej chwili znajdują się na czele tabeli.
Belgia - Serbia 69:76 (18:19, 18:21, 15:14, 18:22)
Belgia:
Mukubu 16, Beghin 12, Van Rossom 12, Hervelle 8, Massot 7, Moors 5, De Zeeuw 4, Tabu 3, Muya 2, Mwema 0.
Serbia:
Krstić 17, Marković 15, Bogdanović 12, Kalinić 9, Katić 7, Micić 5, Gagić 2, Nedović2, Andjusić 0.