Zwrot akcji w finale PLK? "Szampany przynoszą pecha"

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / WKS Śląsk Wrocław i trener Erdogan
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / WKS Śląsk Wrocław i trener Erdogan

- Czuję, że seria może się odwrócić. Myślę, że Śląsk już takich błędów - jak to robił wcześniej - nie popełni. Jeśli wrócimy do Szczecina na mecz numer sześć, King będzie pod wielką presją - mówi Piotr Karolak, były reprezentant Polski.

Po trzech wysokich zwycięstwach w finale Energa Basket Ligi King Szczecin był na najlepszej drodze do mistrzostwa Polski. To mogło się wydarzyć już w piątkowym meczu rozgrywanym w Netto Arenie. Tak się jednak nie stało, bo WKS Śląsk Wrocław w końcu stanął na wysokości zadania i zagrał na miarę swojego potencjału.

Podopieczni Ertugrula Erdogana wygrali trzecią kwartę różnicą 20 punktów i przedłużyli serię finałową. Piotr Karolak, ojciec Jakuba, zawodnika Śląska, twierdzi, że była inna energia we wrocławskim zespole, a mrożące się szampany nie ułatwiły zadania szczecinianom.

- Nigdy się tak nie robi. Wiem to z doświadczenia. Te mrożące się szampany zawsze przynoszą pecha. Lepiej było po wygranym meczu skoczyć do sklepu i wziąć zimne z lodówki - powiedział były reprezentant Polski. Spotkanie numer pięć w serii finałowej odbędzie się w poniedziałek we wrocławskiej Hali Stulecia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap


Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy przed meczem numer cztery zakładał pan, że to ostatnie spotkanie w wielkim finale Energa Basket Ligi?

Piotr Karolak, były reprezentant Polski, ekspert koszykarski: Szczerze? Jako jedyny w takiej zabawie, gdzie obstawiamy wyniki, postawiłem na to, że Śląsk Wrocław wygra ten mecz. Zrobiłem to na przekór wszystkim, także sobie. Wydawało mi się, że wrocławianom ciężko będzie się podnieść, ale rano żona powiedziała mi, że śniło się jej zwycięstwo Śląska. Pomyślałem sobie: "a może faktycznie tak będzie?" Dlatego też postawiłem na wygraną wrocławian, choć - powiedzmy sobie szczerze - nie było do tego racjonalnych argumentów.

Jaką wersję Śląska zobaczył pan w tym spotkaniu?

Widziałem zupełnie inną obronę. Śląsk zaczął bronić tak, jak powinien to robić od początku tej serii z Kingiem. Czyli "switchował" w obronie. Wcześniej tego nie robił, co rywale skrzętnie wykorzystywali. Teraz był switch i pojawiły się nowe sytuacje na boisku. Gołębiowski zostawał z Faynem, Martin z Meierem. I wszyscy dawali radę. Myślę, że Śląsk zostanie przy tym pomyśle.

Czy pan wiedział, że Śląsk zdecyduje się na taki pomysł taktyczny? Rozmawiał pan z synem Jakubem przed meczem?

Nie. Syna nie pytam o takie sprawy.

Jakub Karolak znów nie zagrał ani minuty.

O sytuacji syna nie chcę rozmawiać. Być może zabiorę głos po zakończeniu sezonu. Na razie nie chcę tego robić. Warto dodać, że jest zdrowy w 100 procentach. Następne pytanie poproszę.

Czy to początek czegoś nowego w tej serii? Czy wrócimy do Szczecina na mecz numer sześć?

Czuję, że seria może się odwrócić. Myślę, że Śląsk już takich błędów - jak to robił wcześniej - nie popełni. Widzę nieco inną energię wśród wrocławskich zawodników. Jest nieco inna atmosfera, choć pewne reakcje graczy na ławce dają jeszcze trochę do myślenia. Dlatego lubię oglądać mecze na żywo, bo tego nie da się zauważyć w telewizji. Wracając do pytania: jeśli wrócimy do Szczecina, to King będzie pod ogromną presją.

Czuje pan emocje w tym finale czy jednak czegoś panu brakuje?

Nie oszukujmy się, ale gdyby Śląsk przegrał 0:4, to byłby prawdziwy wstyd. Wtedy kibice mogliby mówić o dużym niezadowoleniu. A nie wydaje mi się, żeby różnica między drużynami była tak duża, by mówić o takim wyniku. Przed serią obstawiałem siedem meczów, ale bez wskazania konkretnej drużyny, bo tak naprawdę ten siódmy mecz to wielka loteria. Tam decydują detale: forma, faule, kontuzje.

Rywalizacja finałowa przenosi się do Wrocławia
Rywalizacja finałowa przenosi się do Wrocławia

Mówi pan faule. Zac Cuthbertson wyleciał z boiska z powodu dwóch przewinień niesportowych i wtedy do gry wszedł... Jeremiah Martin, który zdobył łącznie aż 33 punkty.

To jest klucz. W tych trzech pierwszych meczach Cuthbertson wybił Martinowi koszykówkę z głowy. Pokazał wszystkim, jak się gra w obronie na wysokim poziomie. Gdy go nie było, Martin wrócił do gry. Zdobył ponad 25 punktów pod jego nieobecność. To gigantyczna różnica. Mieć takiego faceta jak Cuthbertson to wielki atut trenera Miłoszewskiego. On robi przewagę po obu stronach parkietu.

Czy mrożące się szampany przed meczem są trudne do udźwignięcia pod względem mentalnym?

Nigdy się tak nie robi. Wiem to z doświadczenia. Te mrożące się szampany zawsze przynoszą pecha. Lepiej było po wygranym meczu skoczyć do sklepu i wziąć zimne z lodówki.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty



Zobacz także:
Phil Greene, gwiazda ligi: Mam sporo ofert
Michał Kolenda: To był trudny sezon
PGE Spójnia buduje skład. Klub chce grać w ENBL
Dawid Słupiński: Anwil ma priorytet

Źródło artykułu: WP SportoweFakty