Nazywają go "kopią Florence'a". Sporo mu płacą

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Vinales i Sanders
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Vinales i Sanders

Zdobycie 25 punktów w meczu nie stanowi dla niego zbyt wielkiego problemu. To urodzony łowca punktów, który ma poprowadzić Legię do mistrzostwa Polski. Jego pensja może robić wrażenie. W środowisku mówią o nim jako "kopii Jamesa Florence'a".

- Jego styl bardzo przypomina grę Jamesa Florence'a, który od wielu lat w jest w Polsce, a nadal potrafi zdobywać punkty na różne sposoby. Z Kyle'em Vinalesem jest bardzo podobnie. To gość, który potrafi bez większego wysiłku zdobyć 25-30 punktów. Może się podobać - mówi nam jeden z trenerów pracujących w Energa Basket Lidze.

Trudno się z taką charakterystyką 30-letniego Vinalesa nie zgodzić. To szybki, dynamiczny zawodnik, który z wielką łatwością potrafi zdobywać punkty. Ma do tego dużą smykałkę, i umie to robić na wiele sposobów. Trzeba na niego uważać na dystansie, półdystansie, ale i pod koszem potrafi uprzykrzyć życie rywalom. Nie potrzebuje dużo miejsca, by złożyć się do rzutu. Robi to w błyskawiczny sposób, co też jest jego dużym atutem.

Mocno przekonali się o tym koszykarze Startu Lublin w Pucharze Polski. To wtedy Vinales zdobył 33 punkty (12/23 z gry), praktycznie w pojedynkę prowadząc walkę z rywalami, uzyskując w ostatniej kwarcie aż 24 oczka! To był one-man show w jego wykonaniu. To wtedy wszystkim pokazał, że drzemie w nim ogromny potencjał.

- Kyle to łowca punktów, z dobrym rzutem z półdystansu, na pewno rywale nie mogą odpuszczać go za linią rzutów za trzy punkty. Praktycznie zawsze jego średnie punktów były na wysokim poziomie, ponad 15 punktów na mecz - podkreśla trener Wojciech Kamiński.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni

30-letni Vinales, który ma także portorykańskie obywatelstwo, do składu Legii dołączył w połowie stycznia jako zastępstwo sprzedanego do ligi francuskiej, Raya McCalluma (wicemistrzowie Polski sporo na nim zarobili). Nie ma co ukrywać, że szybko udało się znaleźć godnego następcę, a może nawet lepszego, takiego, z którym zespół może prezentować się korzystniej na parkiecie.

Nie czuł się najlepiej we Francji

Vinales jest doświadczonym rozgrywającym, który w swojej karierze odwiedził kilka klubów. Grał m.in. w Portoryko, Tunezji, Estonii, Czarnogórze i na Litwie. Ostatnio we francuskim Nancy - w rozgrywkach PRO A - średnio notował ponad 10 pkt i 5 asyst.

- Sytuacja we Francji pod względem sportowym nie była dla mnie najlepsza. Nie czułem się komfortowo. Chciałem coś zmienić, by pokazać pełnię swoich umiejętności. Gdy agent mi powiedział, że Legia Warszawa szuka rozgrywającego, to uznałem, że to będzie znacznie lepsza opcja. Zwłaszcza, że klub jasno deklaruje, że chce bić się o mistrzostwo Polski. Mi to odpowiada, lubię grę o wysokie cele - mówi nam 30-latek.

- Szybko się w miarę dogadaliśmy, w ciągu kilku dni dograliśmy szczegóły transakcji. Pamiętam, że wszystko działo się błyskawicznie, bo zaraz po przyjeździe pojechałem z drużyną na mecz do Wrocławia - dodaje Vinales.

Amerykanin, który ma też portorykańskie korzenie, miał świetny sezon 2019/2020, gdy w barwach estońskiego Kalevu miał średnio ponad 17 pkt na mecz na parkietach ligi VTB. W 2020 roku wystąpił w meczu gwiazd tych prestiżowych rozgrywek.

Sporo koszt

Wiemy, że Vinales był w poprzednich sezonach obserwowany przez inne polskie kluby, ale nigdy - z różnych względów - nie udało się go zatrudnić. Teraz udało się Legii, choć nie jest tajemnicą, że sporo na niego wydała (pensja około 15 tys. dolarów miesięcznie - to stawia go wysoko na liście najlepiej opłacanych graczy w lidze. W Legii więcej zarabia jedyne G. Groselle).

- Kyle to zawodnik z dużym doświadczeniem w Europie. Grał w europejskich pucharach - FIBA Europe Cup, EuroCup, ostatnio Liga Adriatycka, i liga francuska - zauważa Wojciech Kamiński.

Kyle Vinales ma poprowadzić Legię do złota
Kyle Vinales ma poprowadzić Legię do złota

30-latek ma za sobą sześć meczów w barwach Legii. W każdym przekraczał granicę 10 i więcej punktów. Raz nawet amerykański rozgrywający zapisał przy swoim nazwisku double-double, gdy oprócz 11 pkt miał także 10 asyst. Było to w przegranym spotkaniu z PGE Spójnią Stargard.

Trener Kamiński mówi nam, że Vinales jest w stanie grać w każdym meczu 30 i więcej minut. Nie jest to dla niego dużym obciążeniem. To akurat dobra wiadomość dla Legii, bo jego zmiennik Łukasz Koszarek nie prezentuje się najlepiej.

- Uwielbiam grać. 35 minut? Nie ma problemu. Mogę nawet grać 40 minut! - uśmiecha się Vinales, który ma konkretne przemyślenia na temat polskiej ligi.

- Polska liga jest bardzo agresywna. Nawet we Francji nie gra się na takim poziomie. Widać, że tutaj kluby dużą uwagę poświęcają grze w obronie. Jest naprawdę twardo. Nikt nie odpuszcza. Są łokcie, przepychanki. Podoba mi się to. Sam się wychowywałem w takich warunkach - podkreśla.

W Warszawie mówią wprost, że celem zespołu jest zdobycie mistrzostwa Polski. Nikt nie kryje, że wydano spore pieniądze na zbudowanie składu, który ma grać najlepszą koszykówkę w maju i czerwcu. Vinales twierdzi, że w ostatnim meczu z Czarnymi (zwycięstwo 86:73, prowadzenie w pewnym momencie +35) Legia dała sygnał innym, że należą się z nią liczyć w kontekście walki o złoty medal.

- Musimy grać właśnie w taki sposób. Pokazaliśmy sobie i innym, że jesteśmy jedną z najlepszych ekip w Polsce. Mamy wielki potencjał. Myślę, że czas pracuje na naszą korzyść. Potrzebujemy go, by się wzajemnie poznać i nauczyć grać ze sobą. Jako grupa funkcjonujemy coraz lepiej - komentuje 30-letni Amerykanin z portorykańskim obywatelstwem.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty



Zobacz także:
Andrzej Urban, trener lidera PLK: Gotowi do zmian
Chcieli go już dwa lata temu. Teraz odmówił Rosjanom. "Tam mógł zarobić więcej"
Żan Tabak. Gra na swoich warunkach [OPINIA]
Szokujące wieści z PLK! Szykują się ogromne zmiany

Źródło artykułu: WP SportoweFakty