Oficjalnie: zapadła decyzja ws. GP Arabii Saudyjskiej

Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: pożar rafinerii Aramco w pobliżu toru F1
Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: pożar rafinerii Aramco w pobliżu toru F1

Formuła 1 szybko rozwiała wątpliwości tych kierowców i szefów ekip, którzy oczekiwali odwołania GP Arabii Saudyjskiej po ataku rakietowym na rafinerię Aramco. Mimo wątpliwości, wyścig F1 w Dżuddzie ma się odbyć zgodnie z planem.

Drugi trening Formuły 1 przed GP Arabii Saudyjskiej rozpoczął się z opóźnieniem, po tym jak Stefano Domenicali i Mohammed ben Sulayem wezwali kierowców i przedstawicieli ekip F1 na pilne spotkanie. Miało ono związek z atakiem rakietowym Ruchu Huti na rafinerię Aramco, która jest zlokalizowana w pobliżu toru w Dżuddzie. Do ataku doszło pod koniec pierwszej sesji treningowej F1.

Od początku zapowiadano, że po drugim treningu dojdzie do kolejnego spotkania Domenicalego i ben Sulayema z przedstawicielami ekip F1. Tymczasem jeszcze przed jego rozpoczęciem wydano komunikat, że GP Arabii Saudyjskiej będzie kontynuowane zgodnie z planem.

GP Arabii Saudyjskiej zgodnie z planem

"Formuła 1 była w bliskim kontakcie z odpowiednimi władzami w związku z sytuacją, która miała miejsce w piątek. Władze potwierdziły, że wyścig F1 może być kontynuowany zgodnie z planem. Pozostajemy z nimi w kontakcie. Wszystkie zespoły monitorują sytuację na bieżąco" - napisano w oświadczeniu F1.

Podobne oświadczenie wydało też Saud Motorsport Company, firma odpowiadająca za wyścig F1 w Arabii Saudyjskiej. "Zdajemy sobie sprawę z ataku na rafinerię Aramco w Dżuddzie" - napisano w komunikacie.

"Organizatorzy wyścigu pozostają w bezpośrednim kontakcie z saudyjskimi władzami, a także z F1 i FIA. Podejmiemy wszelkie niezbędne środki, aby zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom i kibicom obecnym na GP Arabii Saudyjskiej. Weekend wyścigowy będzie kontynuowany zgodnie z planem. Bezpieczeństwo i ochrona naszych gości nadal jest naszym głównym priorytetem" - dodano.

Arabia Saudyjska zaangażowana w konflikt w Jemenie

Do ataku na rafinerię Aramco przyznali się rebelianci z Ruchu Huti. W ostatnich dniach kilkukrotnie obrali oni na cel obiekty saudyjskiego potentata paliwowego. Z tego też powodu już na początku tygodnia spekulowano, czy personel F1 będzie bezpieczny podczas pobytu w Dżuddzie.

"Jesteśmy w stałym kontakcie z odpowiednimi władzami i podjęto wszelkie niezbędne środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim odwiedzającym Dżuddę, a także kierowcom, personelowi F1 i mediom" - zapewnili przed kilkoma dniami organizatorzy wyścigu w Dżuddzie.

"Nasze siły zbrojne nie zawahają się rozszerzyć operacji wojskowych, dopóki agresja amerykańsko-saudyjska nie ustanie i oblężenie Jemenu nie zostanie zakończone" - napisał Ruch Huti w oświadczeniu po piątkowym ataku.

W piątek państwowa telewizja potwierdziła, że w Arabii Saudyjskiej doszło do innych ataków - jeden z nich miał miejsce w miejscowości Dhahran. Tam Ruch Huti obrał sobie za cel zbiorniki z wodą. W pobliżu granicy z Jemenem zaatakowano z kolei elektrownię.

Wojna domowa w Jemenie trwa od kilku lat. Arabia Saudyjska jest w nią zaangażowana niemal od samego początku. Tamtejszy reżim stanął po stronie prezydenta kraju Abd Rabbuha Mansura Hadiego, przez co kraj znalazł się na celowniku drugiej strony konfliktu - Ruchu Huti i Iranu.

- Władze Arabii Saudyjskiej zapewniły nas, że jazda tutaj jest bezpieczna. Po treningu mamy kolejne spotkanie. Ja czuję się tutaj bezpieczny. Inaczej by mnie tu nie było - powiedział w Servus TV Gunther Steiner, szef Haasa.

Aramco to obecnie jeden z największych sponsorów F1. Wieloletnia umowa sponsorska saudyjskiego giganta warta jest ok. 450 mln dolarów. Równocześnie Saudyjczycy płacą jedną z wyższych opłat za prawa do organizacji wyścigu. Szacuje się, że może ona wynosić nawet 100 mln dolarów rocznie.

Czytaj także:
Mercedes blefuje? Możliwy szybki powrót do formy
Te słowa naprawdę padły. Rosyjski minister sportu grzmi

Komentarze (1)
avatar
Gekon
25.03.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pieniążki.