Instytut na Rzecz Ochrony Praw Człowieka i Demokracji w Bahrajnie (BIRD) przed inauguracją nowego sezonu potępił Formułę 1. W tym celu zorganizował specjalną konferencję prasową, na której wystąpił Paul Scriven z brytyjskiej Izby Lordów. 57-latek skrytykował ostatnie działania F1 i ocenił, że dyscyplina podąża w kierunku "moralnej próżni".
Politycy krytykują Formułę 1
- Istnieją dwie drogi, którymi może podążać F1. Jedna to kierowanie się w stronę moralnej próżni, po której zdaje się podróżują właśnie szefowie i właściciele Formuły 1 - powiedział Scriven, cytowany przez agencję Reuters.
- Jest jeszcze druga droga, którą zdają się podążać niektórzy kierowcy F1. Oni rozumieją, że mogą wykorzystywać tę platformę i dyscyplinę nie tylko dla sportu, ale też dla promowania dobra i zmian. Oni wiedzą, że nie mogę ignorować chociażby łamania praw człowieka w kraju, w którym się pojawiają - dodał brytyjski polityk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Zdaniem Scrivena, kierowcy F1 powinni pomyśleć o odważnych krokach i odmówić ścigania w krajach nieprzestrzegających praw człowieka. Brytyjski polityk stoi na stanowisku, że tylko taka postawa zmusiłaby Formułę 1 do unikania wizyt w państwach niedemokratycznych.
To jednak mało prawdopodobne. Kraje Bliskiego Wschodu płacą najwięcej za prawa do F1. W przypadku Bahrajnu opłata wynosi 52 mln dolarów, Arabii Saudyjskiej - 55 mln dolarów. Europejskie rundy F1 wrzucają do budżetu znacznie mniejsze kwoty - średnio ok. 20 mln dolarów.
Co na to F1? Organizacja twierdzi, że "stara się być pozytywną siłą wszędzie tam, gdzie się pojawia". Natomiast FIA w oficjalnym stanowisku podkreśliła, że nie ma wpływu na kształt kalendarza, bo odpowiada za niego właściciel Formuły 1. Światowa federacja dodała, że nie może ingerować w wewnętrzne sprawy suwerennych państw, ale równocześnie "nie jest nieczuła na problemy, z jakimi borykają się konkretne osoby".
Zakaz wypowiedzi ws. politycznych w F1
Inicjatywa BIRD i Scrivena nie jest przypadkiem. Przed startem sezonu FIA dokonała modyfikacji w przepisach, zabraniając kierowcom zabierania głosu ws. politycznych, światopoglądowych i religijnych Mohammed ben Sulayem ten ruch tłumaczył koniecznością dostosowania regulaminów do wytycznych MKOl, który zaleca niełączenie sportu z polityką.
Słowa prezydenta FIA nie przekonały kierowców F1, którzy zaprotestowali przeciwko kneblowaniu im ust. Lewis Hamilton zapowiedział nawet, że nadal będzie występować ws. ważnych dla społeczeństwa. To właśnie Brytyjczyk najczęściej w padoku porusza trudne tematy - związane z rasizmem, tolerancją dla środowisk LGBTQ+ i łamaniem praw człowieka.
- Nic nie powstrzyma mnie od mówienia o rzeczach, które mnie zajmują. Nadal będę poruszał temat problemów, które istnieją wśród nas. Sport wiąże się z pewną odpowiedzialnością. Musimy budować świadomość na ważne tematy, szczególnie gdy podróżujemy po całym świecie. Dla mnie nic się nie zmienia - powiedział Hamilton.
Krytyka ze strony kierowców doprowadziła do tego, że FIA częściowo ograniczyła swój zakaz. W specjalnej interpretacji federacja wyjaśniła, że zabieranie głosu ws. politycznych zabronione jest w wybranych momentach - chociażby podczas odgrywania hymnu czy ceremonii podium.
Instytut na Rzecz Ochrony Praw Człowieka i Demokracji w Bahrajnie ma nadzieję, że kierowcy F1 wykorzystają najbliższe GP Bahrajnu i GP Arabii Saudyjskiej, by nagłośnić sprawę łamania praw człowieka w obu państwach. Zdaniem organizacji, reżimy w tych krajach "coraz mocniej depczą" prawa podstawowe, a Formuła 1 "ułatwia im wybielanie swojego wizerunku".
Przedstawiciele instytutu wezwali Stefano Domenicalego do spotkania, w trakcie którego mieliby omówić "przeprowadzenie niezależnego dochodzenia ws. łamania praw człowieka". Chcą też poprosić szefa F1, by wsparł ich inicjatywę polegającą na uwolnieniu więźniów politycznych z Bahrajnu i Arabii Saudyjskiej. Tylko w ostatnim okresie w Bahrajnie wydano 12 wyroków śmierci na osoby osadzone w więzieniach z powodów światopoglądowych.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Szykuje się spora awantura w F1. Skończy się w sądzie?
- "Jest tu, ale go nie ma". Dramat Schumachera nim wstrząsnął