Wypadek Fredrika Lindgrena w biegu półfinałowym GP Danii spowodowany był problemami Mikkela Michelsena, który na wyjściu z drugiego łuku stracił panowanie nad motocyklem i staranował reprezentanta Szwecji. Lindgren nawet nie miał czasu na reakcję i prosto z maszyną wbił się w sam początek dmuchanej bandy.
36-latek miał sporo szczęścia, bo po paru chwilach podniósł się z toru. - Biorąc pod uwagę wypadek i siłę uderzenia, czuję się bardzo dobrze. Trochę boli mnie dłoń, ale nic nie jest złamane. Jestem trochę poobijany i posiniaczony, ale to wszystko - powiedział Szwed o swoim stanie zdrowia w rozmowie ze speedwaygp.com.
Jeszcze w poniedziałkowy wieczór Fredrik Lindgren nie był pewny, czy uraz ręki pozwoli mu na start w najbliższym półfinale Speedway of Nations w Daugavpils. - Muszę zobaczyć, jak zagoi się ręka, czy będzie wystarczająco silna, abym mógł trzymać kierownicę. Nadal jest mocno spuchnięta - mówił w poniedziałek żużlowiec ze Skandynawii.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Subiektywny ranking PGE Ekstraligi. TOPlista 16. kolejki
Jednak w czwartek Lindgren nie miał już wątpliwości. W piątek zobaczymy go na Łotwie. - Chcę zabrać Szwecję do finału SoN, a tam walczyć z nią o medale - dodał żużlowiec.
Lindgren podkreślił, że mimo sporej siły uderzenia, nie stracił przytomności po wypadku. - Pamiętam wszystko. Nie byłem nieprzytomny, nie doznałem wstrząśnienia mózgu. Widziałem, jak Michelsena podnosi na wyjściu z drugiego łuku. Wyglądało to tak, że opanuje motocykl, dlatego zdecydowałem się na wyprzedzanie go po zewnętrznej - przekazał reprezentant Szwecji.
- Jednak w pewnym momencie Michelsena pociągnęło mocniej na zewnętrzną i trafił we mnie. W tym momencie byłem już tylko pasażerem. Próbowałem się rozluźnić i czekać na uderzenie. To wszystko zajęło nieco czasu. Zwykle wypadek dzieje się momentalnie. A tutaj, czekałem na uderzenie i myślałem sobie "kiedy do niego dojdzie?". Aż w końcu dostałem "gong" - podsumował Lindgren.
Szwed nie ma jednak wątpliwości, że gdyby nie dmuchana banda, to w sobotę podczas GP Danii doznałby poważnych obrażeń.
Czytaj także:
Marcin Gortat znowu oddał się nowej pasji
Koniec procesu Rafała Szombierskiego