Robert Jucha w 1991 roku z Motorem Lublin sięgnął po drużynowe wicemistrzostwo Polski. Jeździł wówczas z reguły w parze z Hansem Nielsenem. Pięć lat później wywalczył złoty medal DMP w barwach Włókniarza. Karierę żużlowca zakończył w wieku 30 lat po ciężkiej kontuzji. Do speedwaya wrócił i prowadził szkółkę w Motorze. Dziś kończy 51 lat i ponownie jest z dala od żużla.
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Proszę przyjąć najlepsze życzenia z okazji urodzin.
Robert Jucha, były żużlowiec klubów z Lublina, Częstochowy i Krosna: Dziękuję bardzo za pamięć.
Kilka lat temu wracał pan do żużla jako trener. Co pan obecnie porabia?
Z mojej inicjatywy, po namowie pana Piotra Więckowskiego utworzyliśmy szkółkę żużlową. To był mój pomysł, a pan Więckowski był zawsze zapatrzony w motocross. Ja jednak miałem sentyment do żużla i klubu, w którym się wychowałem. Tak właśnie powstała szkółka żużlowa.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze
Kto wyszedł spod pana ręki?
Udało nam się wyszkolić kilku fajnych zawodników. Działalność rozpoczęliśmy w 2015 roku. W lidze nasi juniorzy pojawili się w 2017 roku. Moi wychowankowie Emil Peroń, Maciej Kuromonow i Kamil Brzeziński w drugiej lidze byli juniorami, którzy nie przegrywali ani w Lublinie ani na wyjeździe wyścigów młodzieżowych. W końcu nadszedł czas rozstania. Skończyliśmy współpracę na wiosnę 2019 roku.
Czym pan się teraz zajmuje?
Prowadzę własną działalność. Od żużla jestem teraz daleko, choć oczywiście wiem, co dzieje się w tym sporcie.
Zanim porozmawiamy o bieżących sprawach w żużlu, zapytam czy wspomina pan z rozrzewnieniem sezon 1991 i wspólne starty w parze z Hansem Nielsenem?
Byłem wtedy jeszcze bardzo młodym zawodnikiem. Dopiero później rozwinąłem skrzydła. Wiele wyścigów odjechałem w parze z wielkim Hansem Nielsenem. Bardzo miło wspominam tamten okres. Era żużlowców zagranicznych rozpoczęła się od zakontraktowania Duńczyka przez Motor Lublin. Obcokrajowcy pojawiali się wcześniej, ale to był przełom w polskiej lidze, bo trafiła do nas największa gwiazda tamtych czasów. Nielsen przychodził do nas jako bardzo utytułowany żużlowiec.
Który sezon był najlepszy w pana karierze?
Indywidualnie to sezon 1993 w barwach Motoru Lublin. Dzięki współpracy z Klausem Lauschem miałem świetnie przygotowany silnik i punktowałem wtedy naprawdę na wysokim poziomie.
Pan z reguły był zawodnikiem, który jeździł z numerem 2 lub 10, a więc bardzo trudnym. Tak było nie tylko w Lublinie, ale w Częstochowie, kiedy w 1996 roku sięgał pan z Włókniarzem po złoty medal DMP. W tamtych latach ten numer był też taki trudny jak jeszcze do niedawna?
To był niewdzięczny numer zarówno kiedy jeździłem w Lublinie jak i później w Częstochowie. We Włókniarzu jechałem w parze ze Sławomirem Drabikiem, czyli liderem krajowym drużyny, a za rywala miałem też lidera przeciwnika lub obcokrajowca. We Włókniarzu wówczas dużo punktów nie zdobywałem. Kiedy Sławek Drabik czy Joe Screen wygrywali wyścigi, a ja przywoziłem do mety punkt, to zespół wygrywał wyścig.
Jak się pan odnajdował w takiej niewdzięcznej roli?
Robiłem swoje. To była trudna rola. Punktów może nie zdobywałem dużo, ale ich wartość była spora. Po sezonach spędzonych w Częstochowie wróciłem jeszcze na rok 1999 do Lublina, gdzie też się fajnie jeździło. Później w 2000 roku zaliczyłem epizod w Krośnie.
Epizod, który zakończył się groźną kontuzją. To sprawiło, że skończył pan karierę?
Jechało mi się tam całkiem nieźle. Zaliczyłem trzy czy cztery mecze, ale później przytrafił mi się upadek. Złamałem udo, ale w miarę szybko wyleczyłem się z tego urazu. Myślałem jeszcze, żeby wrócić na tor, ale Lublin był wtedy w dołku. Brakowało pieniędzy, a nie chciałem już szukać szczęścia na obczyźnie. Gdyby był ligowy żużel w Lublinie, jeździłbym nadal. W takiej sytuacji zdecydowałem, że po 15 latach przygody, dam sobie spokój. Po dwóch latach przerwy, szczególnie jak się zmienia barwy klubowe, to ciężko prezentować wysoki poziom. Wolałem wtedy zejść ze sceny niepokonany.
Młodo zakończył pan karierę. To była świadoma i przemyślana decyzja?
Oczywiście. Nie chciałem już rozmieniać się na drobne i skończyłem, kiedy uznałem, że swoje już w żużlu zrobiłem.
Odszedł pan z tego sportu na dosyć długo…
Rzeczywiście miałem długą przerwę, bo dopiero w 2015 roku wróciłem do żużla jako trener szkółki.
Obecnie jest pan ponownie obok żużla. Chodzi pan na mecze Motoru?
Oczywiście. Chodzę nadal na żużel, kibicuję Motorowi. To jest moje miasto, mój klub. Motorowi wiele zawdzięczam. Dzięki temu klubowi jakieś drobne sukcesy w życiu osiągnąłem.
I jak pan patrzy na obecny żużel w Lublinie, co pan sobie myśli?
Jestem dumny, że tak to teraz wygląda. W Lublinie tradycje żużlowe mają 70 lat. Żużel w tym mieście przez lata był na piedestale. Piłka nożna trochę kuleje, a w żużlu są sukcesy i cały czas idzie to w górę.
Wyczuwa się w Lublinie duży głód sukcesów?
Bardzo duży. Kibice chcieliby, by zespół nawiązał do sukcesów z 1991 roku, kiedy to Motor w składzie z Hansem Nielsenem, Leigh Adamsem czy Antoninem Kasperem sięgał po srebrny medal DMP. Cieszę się, że jako młody chłopak byłem częścią tej drużyny. Wtedy w Lublinie jeździli zawodnicy z najwyższej półki.
Skład, który zbudowano w Lublinie na sezon 2021 zrealizuje marzenia kibiców o play-offach?
To jest tylko sport. Ciężko to teraz ocenić. Wszystko okaże się na torze. Naprawdę, trudno cokolwiek przewidzieć. Żużel jest tak nieprzewidywalnym sportem, że można wygrać z najlepszym i przegrać z teoretycznie słabszym. Zapowiada się ciekawy sezon.
Zobacz także: Zdrowy Iversen powinien być gwiazdą eWinner 1.Ligi
Zobacz także: W połączeniu z bratem byłby idealnym zawodnikiem