Żużel według Jacka: Różne modele szkolenia młodzieży. Ekonomiczniej wyłowić talent i zainwestować w niego [FELIETON]

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Aleksander Grygolec na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Aleksander Grygolec na prowadzeniu

"Są różne modele szkolenia juniorów. Jedni preferują pracę u podstaw, a inne kluby wyławiają talenty i w nie inwestują. Ten drugi system z punktu widzenia ekonomicznego, daje chyba szybsze efekty" - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

W tym artykule dowiesz się o:

"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera Get Well Toruń.

***

W ostatnim czasie głośno zrobiło się o sporych kwotach, które kluby gotowe są płacić za juniorów. I to nawet tych bez wielkich nazwisk i jakiegoś szczególnego doświadczenia. Nie mówiąc już o tym, że ci juniorzy nie gwarantują na razie wysokiego poziomu sportowego. Jak mówi powiedzenie, na bezrybiu i rak ryba. Bez wątpienia młodzieżowcy są bardzo pożądani na rynku transferowym. To też pokazuje, jak słaby jest to rynek, mimo różnych regulacji związanych z procesem licencyjnym. Przecież to nie jest świeża sprawa, bo jakiś czas już te przepisy obowiązują, które obligują kluby do wyszkolenia konkretnej liczby wychowanków.

Widać, że pojawiają się lata, że tych młodych zawodników po prostu brakuje. Nie można tego zrzucić na poczet czasów pandemicznych. Zeszły rok pod względem szkolenia był na pewno słabszy. Odbyło się dużo mniej zawodów niż w latach wcześniejszych, ale brak juniorów na rynku to nie jest efekt zeszłego sezonu, tylko dłuższych zaniedbań.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

Sam proces szkolenia jest trudny i niewdzięczny. Trzeba mieć ogromną cierpliwość do tego, bo nie wszystkie nakłady zarówno finansowe jak i związane z pracą włożoną w wyszkolenie juniorów, nie szybko i nie zawsze się zwracają. Mówiło się, że inne kraje nie szkolą młodzieży. Jak widać ten problem zaczyna dotykać nawet Polskę.

W ostatnich dwóch latach wielu chłopaków skończyło wiek juniora i zrobiła się "dziura" w niektórych rocznikach. Mam nadzieję, że jest to kwestia może góra dwóch sezonów i uda się tą lukę wypełnić. Dzięki temu też młodzi zawodnicy, którzy właśnie teraz wchodzą na rynek, mogą wykorzystać swoją szansę i zaistnieć.

Sytuacja rzeczywiście nie jest komfortowa. Zawodników do lat 21 brakuje. Widać to po tym, jak kluby bardzo ich potrzebują i są gotowe za nich płacić spore pieniądze.
Są różne modele działań w kwestii szkolenia. Mamy ośrodki, które dużo szkolą jak Leszno czy Gorzów, ale są również takie kluby, jak Wrocław, które rokujących chłopaków wyłapują na wcześniejszym etapie. Inwestują w nich i w ten sposób próbują się dochować się wartościowych zawodników na pozycjach do 21 roku życia.

Mając doświadczenie związane z pracą w klubie, wydaje mi się, że chyba z punktu widzenia ekonomicznego korzystniejszy jest ten system nazwijmy to "wrocławski".
Wyłapuje się zawodników, inwestuje się w ich sprzęt i dalsze szkolenie. To chyba przynosi szybsze rezultaty niż taka praca od podstaw. Są ośrodki, w których ten model przynosi efekty, jak wspomniane Leszno czy Gorzów. Zresztą przekonamy się już niedługo, czy po przejściu do wieku seniora Bartosza Smektały i Dominika Kubery, a ostatnio ich odejściu z klubu, uda się Unii w miarę szybko te luki na pozycjach juniorskich zapełnić.

Tak czy inaczej, na rynku brakuje wartościowych młodzieżowców. Dziwić się później nie można, że kluby są skłonne płacić za nie niebagatelne kwoty. Często wychodzi to i tak taniej niż wyszkolenie od podstaw adepta, który nie daje żadnej gwarancji, że będzie z niego solidny żużlowiec.

Zobacz także: Orzeł nie chce opóźniania startu ligi
Zobacz także: Przerwał mecz w obecności Kwaśniewskiego na trybunach

Źródło artykułu: