Zawiedzie się ten, kto w książce "Wilk stepowy" Hermana Hesse będzie szukał opisu gatunku, jego występowania w przyrodzie i roli w łańcuchu pokarmowym. A jednak warto tę książkę przeczytać do ostatniego zdania, bo to genialna powieść. A o samych wilkach, poza pewnymi porównaniami, nie ma w niej ani słowa.
Przeczytałem jeszcze raz swój wywiad, by upewnić się, co w nim powiedziałem, oraz Państwa komentarze pod nim i postanowiłem odnieść się do kilku spraw. Nie wydałem żadnego kategorycznego sądu (bo nie mam do tego najmniejszego prawa), nie zdradziłem żadnej prawdy objawionej. Nie powiedziałem, że cały świat się myli, ale akurat ja wiem coś lepiej i że Robert Lewandowski nie jest bohaterem sportowym. Wyraziłem jedynie swoje zdanie i jasno zastrzegłem, że nie jest nim dla mnie, z oczywistych powodów.
Pomijam to, że wypowiedź zawierająca przykład z Robertem Lewandowskim w roli głównej zajęła ok 2 procent moich opinii. Jeśli większość z Państwa uznała ją za najważniejszą w tym tekście, pozostaje mi to zaakceptować, choć mam wrażenie, że wielu mógł skłonić do tego wyłącznie tytuł.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Jeśli mogę, chciałbym zachęcić do uważnego przeczytania tego, co powiedziałem. W pytaniu usłyszałem stwierdzenie, że są osoby, które nie rozumieją fenomenu Bartosza Zmarzlika i zostałem poproszony o komentarz. I to właśnie zrobiłem. Nic więcej. Nie powiedziałem, że jeden jest lepszym sportowcem, niż drugi. W żadnym miejscu nie porównałem żużla do piłki nożnej, bo sam uważam tego typu zestawienia za bezsensowne. Nie powiedziałem, że Robert nie jest wybitnym sportowcem, nie powiedziałem, że jego osiągnięcia są nieznaczące, nie porównałem wyników Bartka z wynikami Roberta, bo porównać ich nie sposób. Wyjaśniłem tylko, z uśmiechem zresztą, że dla mnie, kibica żużla, na szacunek zasługują głównie wyczyny żużlowców.
W moim odczuciu stanąłem w obronie Zmarzlika wobec tych, którzy rzekomo nie rozumieją jego fenomenu. W najbardziej oczywisty dla mnie sposób - zaznaczyłem, że każdy ma prawo do swojego zdania. Jedni mogą nie rozumieć fenomenu Zmarzlika, inni Adama Małysza, a jeszcze inni Roberta Korzeniowskiego. Są pewnie i tacy szczęśliwcy, którzy wszystko rozumieją najlepiej. Ja mógłbym nie rozumieć fenomenu futbolu, stąd mój kontrargument w kontekście żużla, sprowadzonego w pytaniu do "czterech kółek w lewo". Przecież zapewne dla wielu z nas speedway to zdecydowanie coś więcej!
Użyłem przykładu Lewandowskiego pewnie dlatego, że mam świadomość, iż jest obecnie najbardziej rozpoznawalnym polskim sportowcem na świecie. Mogłem nie powiedzieć "ja", tylko "ktoś", albo przysłowiowy "Jan Kowalski". Mogłem użyć jakiegokolwiek innego przykładu. Wbrew opinii kilkorga z Państwa, chyba nie jestem aż takim idiotą, by zaprzeczać rzeczywistości. Czy powiedziałem, że Lewandowski jest słabym piłkarzem? Nie. Czy powiedziałem, że nie należy go doceniać? Że nie zasługuje na szacunek? Nie. Czy powiedziałem, że Zmarzlik jest od niego w czymkolwiek lepszy, albo gorszy? Nie, bo ani razu ich nie porównałem. Zgodnie z prawdą i swoim sumieniem stwierdziłem, że ludzie mogą mieć różne pasje, rozumieć je wzajemnie, bądź nie. Lewandowski na pewno jest idolem wielu kibiców. Moim nie jest, bo po prostu nie interesuję się dyscypliną, którą on uprawia.
Przyznam, że nie rozumiem często powtarzającej się w Państwa komentarzach tendencji wskazującej, że żużel jest bardzo mało znany w świecie, a futbol to sport globalny. Że żużlowców jest trzystu, a piłkarzy miliony. Oczywiście, że tak jest i tylko ślepiec mógłby sądzić inaczej. Tylko, cóż z tego wynika w odniesieniu do zadanego mi pytania? Czy to powinno tak skrajnie determinować ocenę jakiegokolwiek zawodnika? Czy Jerzy Kukuczka nie był wielkim sportowcem? Czy nie jest nim Lewis Hamilton? A przecież jeden miał, a drugi ma tak nieliczne grono konkurentów. Moim zdaniem to niebezpieczny wyznacznik w ocenie wartości wyczynu sportowego. Musielibyśmy wtedy zrezygnować z szacunku dla osiągnięć tak wielu rodaków. Bo z kimże na całym świecie rywalizowali np. Adam Małysz, Justyna Kowalczyk, Kamila Skolimowska, czy Tomasz Majewski? Każda z tych osób osiągnęła w swoim fachu arcymistrzostwo. Każda z nich dała wielu kibicom mnóstwo radości i powodów do dumy, choć każda uprawiała przecież dyscyplinę niszową, bo tak naprawdę przy globalności futbolu większość można dziś uznać za takowe. Podobnie jest z Bartkiem Zmarzlikiem. Mnie jego poziom sportowy imponuje i nie zżera mnie żal, że w drodze po złoto nie pokonał Argentyńczyka, Senegalczyka, czy Papuasa.
W mojej opinii cały nasz urok w tym, że poświęcamy się różnym pasjom i potrafimy ich bronić. Czy warto słuchać tylko Chopina, Behemotha i Pendereckiego, bo są rozpoznawalni na całym świecie? A co z naszym Kultem i Bayer Full? Osobiście nie potrzebuję takiej nobilitacji, świadomości, że pasjonuję się tym, czym zachwyca się cały świat. Ale nie oceniam tych, dla których to jest ważne. Ja wybieram to, co sprawia mi radość i daje konkretne emocje, które potrafię nazwać, a nie to, co lubią "wszyscy", bo "wszyscy" nie istnieją. Nie potrzebuję takiej szerokiej akceptacji. Pewnie dlatego m.in. kocham speedway, bo choć znam jego pozycję wśród sportów świata, nie przeszkadza mi to pasjonować się nim. W nosie mam to, że Serbowie nie mają o nim pojęcia, tak jak ja niewiele wiem o piłce wodnej, którą oni z kolei kochają i z której są dumni często o wiele bardziej, niż z piłki, czy koszykówki. Guzik mnie obchodzi, czy cały świat zna sportowca, któremu kibicuję i którego podziwiam. Rozumiem jednocześnie ludzi, którzy potrzebują takiej świadomości.
Powiedziałem tylko, że Lewandowski nie jest bohaterem z mojej sportowej bajki. I nic ponad to. Nie obraziłem go, ani żadnego z jego fanów, nie powiedziałem o nim niczego osobistego, nie powiedziałem nic o jego inteligencji i nie odniosłem się do jego wyglądu, na co z kolei w komentarzach pozwoliło sobie kilkoro z Państwa w stosunku do mnie. Czy naprawdę myślicie Państwo, że sam wyszedłem z propozycją rozmowy ze mną i koniecznie chciałem wbić komukolwiek szpilkę, zaleczyć jakiś swój wyimaginowany kompleks? Nie. Zostałem poproszony o wywiad, odpowiedziałem na mnóstwo pytań, w tym na jedno dość prowokacyjne. Może na portalu kajakarskim, albo tenisowym ktoś inny odpowiedziałby podobnie? "Czuję, że nasza dyscyplina jest wartościowa i wyjątkowa. Jeśli jednak ktoś nie rozumie jej fenomenu, to trudno, ma do tego prawo, tak jak każdy może nie rozumieć fenomenu żużla, F1, czy futbolu". Nie będę cwaniakował i pisał, że mam to w pompce, bo nie jestem pozbawiony wrażliwości i jeśli czytam, że jestem głąbem, debilem, na niczym się nie znam, albo że gwiazdorzę i mam za duże ego, to jest mi po prosu przykro. Ale niewiele mogę na to poradzić.
Szczerze natomiast boli mnie coś innego. Ubolewam, że w komentarzach pod wywiadem część z Państwa zaczęła przerzucać się argumentami o to, który z dwóch wymienionych sportowców jest lepszy, czyje osiągnięcia ważniejsze, kto ma fajniejszych rodziców itd. Z mojej perspektywy to jest jasne - należałoby się cieszyć, że mamy takich dobrych sportowców i tego typu dylemat, a nie dowodzić sobie, kto ma rację. Bo tu nikt jej nie ma. Czy naprawdę musimy się ciągle dzielić na ocenianych i oceniających, musimy stale dowodzić przed sobą wyższość? Nie łatwiej byłoby zaakceptować po prostu swoje punkty widzenia? Każdy ma prawo sam wybierać sobie idoli i dyscypliny, kierunkować pasje, w których lokuje swoje uczucia. Jeśli ktoś kocha piłkę nożną, bo ceni ją za taktykę, motorykę piłkarzy i strukturę gry - super. Jeśli ktoś kocha piłkę, bo daje mu niezastąpione emocje - doskonale. Jeśli ktoś ją uwielbia akurat dlatego, że jest popularna na całym świecie - pozostaje mi tylko próbować to zrozumieć. Nic więcej. Byłbym wobec Państwa naprawdę nieuczciwy, gdybym powiedział, że Lewandowski jest dla mnie wzorem. Nie jest, tak jak nie jest nim zapaśnik Zhan Beleniuk, sportowiec roku na Ukrainie. Ani jego kariera, ani kariera Lewandowskiego mnie po prostu nie interesuje.
Przecież gdybym chciał w jakikolwiek sposób dotknąć Roberta i jego kibiców, napisałbym np., że "Lewy" nie wygrywa trofeów z kadrą narodową, tylko puchary zagraniczne i plebiscyty prawdopodobnie najbardziej skorumpowanej organizacji sportowej na świecie. Gdyby ktoś miał paskudne intencje, tak samo może uderzyć w każdego sportowca świata. Ale tak mówić nie można, bo Lewandowski jest bezsprzecznie naszym sportowym dobrem narodowym i świetnym ambasadorem Polski. Jasne, Robert przy wszystkich swoich zaletach ma ten problem, że nigdy w swojej karierze nie usłyszał Mazurka Dąbrowskiego po meczu. Zawsze słyszy go przed pierwszym gwizdkiem, a potem, w trakcie ważnej imprezy, razem z kolegami spuszcza głowę w dół i idzie do szatni. Albo w fazie grupowej, albo trochę później, ale nigdy w strefie medalowej. Nie zna smaku sukcesu pod biało-czerwoną i, znając realia, pewnie nigdy nie pozna, czego, wobec jego niewątpliwych walorów, można mu współczuć. Serio. Może przy okazji kolejnej gali plebiscytu na sportowca roku zapyta Bartka, jak to jest, kiedy słucha się hymnu po zawodach? A może nie zapyta, jego sprawa. Zdobywa trofea za granicą, a ostatnio wygrał plebiscyt FIFA i to jest na pewno wspaniały, globalny sukces, powód do dumy dla niego i jego fanów, sympatyków sportu.
Tomasz Gollob też został wybrany swego czasu na motocyklową osobowość roku FIM, ale sami możecie sobie Państwo odpowiedzieć na pytanie, jak ceni sobie tę statuetkę w porównaniu do złotych medali wywalczonych dla Polski. A piszę o tym po to, by zwrócić uwagę, że w kontekście wzbudzonej dyskusji nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Równie dobrym idolem może być ten, który wygrywa tytuły, plebiscyty, albo nic nie wygrywa. Ważne, by inspirował, pobudzał do pracy, albo po prostu dawał emocje. Dla mnie najlepszy jest ten, który wygrywa sam ze sobą, ze swoimi słabościami, ze strachem, z niemocą. Bo ja kocham motorsport.
Nie akceptuję też zarzutu, że jestem wielkim ignorantem, pozwalając sobie, jako dziennikarz sportowy, na takie osądy. Przeciwnie. Przy piłce pracowałem bardzo długo, robiłem różne rzeczy - od newsów, reporterki, przez duże reportaże, aż do komentowania meczów. Widziałem wiele, jak dla mnie - zbyt wiele. Byłem przy futbolu klubowym na różnych szczeblach, pracowałem przy pucharach europejskich i na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Mój rozbrat z tą dyscypliną jest bardzo świadomy i przemyślany. Ten proces trwał kilkanaście lat i dziś wydaje się skończony. Nie chcę być blisko piłki, bo zwyczajnie cenię w sporcie inne wartości. Ale to oddzielny temat.
Pan Lewandowski jest bezapelacyjnie fantastycznym sporowcem i zapewne idolem milionów kibiców na całym świecie. Co jednak absolutnie nie oznacza, że powinien/musi być idolem wszystkich, bo nikt nie powinien być niewolnikiem kultu futbolu, ani żadnego innego sportu. I powtórzę raz jeszcze z pełnym przekonaniem, że moim nie jest, bo nie interesuje mnie dyscyplina, którą uprawia. Tylko tyle i aż tyle. I tylko w takiej deklaracji mogę pozostać wobec Państwa szczery. Emocje i serce oddaje się z pasji, a nie z przymusu i wydaje mi się, że powinniśmy nawzajem akceptować swoje wybory. Ogromnie szanuję zdecydowaną większość zawodowych sportowców. Ale kocham wybranych. Wielu żużlowców, kilku rajdowców, paru motocrossowców. Ogromnie kibicuję Milanowi Pawelcowi. Trzymam kciuki za tego chłopaka, bo może dać polskim kibicom wyścigów mnóstwo frajdy. Miałbym skreślić go z listy moich idoli, bo niewielu ludzi go zna? Czy jego wysiłek jest przez to mniej imponujący? A Marcina Łukaszczyka, albo Krystiana Palucha bo ich dyscypliny uprawia garstka zawodników na świecie? Garstka, bo niewielu ma tyle odwagi, by robić to, co oni. Nigdy nie powiedziałbym, że to oni, a nie np. Lewandowski, powinni być dla kogokolwiek wzorem. Ale też nigdy nie odbiorę sobie prawa, by byli wzorem dla mnie.
Natomiast Bartłomiej Lewandowski, który ściga się w zespole LRP Poland, mimo, że strasznie go lubię, bo jest mega pozytywnym gościem, sportowo, na tle światowej czołówki, wypada przeciętnie. Prawda, że łatwo o dobry tytuł? "Lewandowski naprawdę jest przeciętny". Sama prawda! Dlatego warto czytać także tekst. A najlepiej całego "Wilka stepowego".
Tym z Państwa, którzy obchodzą Święta Bożego Narodzenia, życzę, by przeżyli je jak najpełniej i jak najlepiej. Tym, dla których ważny jest kalendarz i świętują Nowy Rok - życzę szampańskiej zabawy i pomyślności w 2021. Trzymajcie się Państwo ciepło!
Tomasz Dryła
Zobacz także:
- Peter Ljung: Uderzyłem w słup, a rodzina była 10 metrów dalej. Nikt nie wiedział, co mi się stało [WYWIAD]
- Po bandzie: Dobre serce Rafała Dobruckiego [FELIETON]