Żużel. Transmisje z 2. ligi są jak gwiazdka z nieba, ale kluby patrzą na szybki zysk, a nie na budowanie marki

WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Dawid Lampart na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Dawid Lampart na prowadzeniu

Kluby 2.LŻ chcą od telewizji dużej sumy za prawa do rozgrywek. Gabriel Waliszko, który był odpowiedzialny za żużlowy projekt, dziwi się takiemu stawianiu sprawy. Natomiast ekspert od marketingu, Grzegorz Kita, stara się zrozumieć motywację zespołów.

Według informacji przekazywanych przez telewizję Motowizja, transmisje meczów 2. Ligi Żużlowej cieszyły się całkiem dużym zainteresowaniem - zasięg oglądających w całym sezonie wyniósł pół miliona odbiorców, a rekordowe oglądalności meczów na żywo miały po 60 tysięcy widzów. Wydawało się, że drugoligowe kluby będą chciały wykorzystać tę popularność i za wszelką cenę będą dążyć do przedłużenia współpracy. Jednak jak poinformował Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ, wystąpiły nieoczekiwane problemy.

Mianowicie prezesi drużyn z 2. LŻ nie chcą się zgodzić na transmisje w takich samych terminach jak to miało miejsce w minionych rozgrywkach. Ich zdaniem rozgrywanie meczów w piątek o godz. 16:00, sobotę o godz. 11:45 i niedzielę o godz. 11:45 często było niemalże równoznaczne z meczem przy pustych trybunach. Stąd też w sezonie 2021 sternicy drugoligowych klubów chcą, aby telewizja zapłaciła za prawda do transmisji. Kwota, która by ich usatysfakcjonowała to ok. 0,5 - 1 mln złotych.

Zaskoczona telewizja

Zdziwienia wobec takiego stawiania sprawy przez kluby nie ukrywa koordynator projektu żużlowego w Motowizji w sezonie 2020 - Gabriel Waliszko. Jego zdaniem minione miesiące pokazały, że cała liga może ogromnie zyskać dzięki regularnym transmisjom.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

- Dokonaliśmy czegoś, o czym jeszcze niedawno nikt by nawet nie marzył. Regularna obecność telewizji na trzecim poziomie rozgrywkowym, to ewenement nie tylko w skali Polski, ale i świata, który zobaczył pierwszy raz drugoligowe stadiony. Każdy otrzymał możliwość ekspozycji swojego klubu, sponsorów czy miasta wśród kibiców zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. Współpraca wyglądała bardzo dobrze i wydawało się, że ciągle mamy rezerwy, aby razem tworzyć jeszcze lepszy produkt, który może przynieść drużynom jeszcze większe pieniądze dzięki ekwiwalentom reklamowym. Stąd też jestem lekko zaskoczony żądaniami prezesów, ale szczerze im życzę żeby znaleźli kogoś kto wyłoży takie pieniądze - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Gabriel Waliszko.

Co więcej, odniósł się on również do kwestii zmiany terminów meczów na bardziej dogodne dla klubów. Nawet kosztem tego, że transmisje 2. LŻ byłyby przeprowadzone równolegle z eWinner 1. Ligą i PGE Ekstraligą.

- Jak największe zasięgi i szerokie dotarcie do widzów wiążą się z większą oglądalnością i możliwościami reklamowymi oraz poprawą wizerunku rozgrywek. Prezesi powinni odpowiedzieć sobie na pytanie czy chcą rozgrywać mecze przy oglądalności sięgającej kilkudziesięciu tysięcy widzów, czy wystarczy im i ich sponsorom poniżej tysiąca osób. Zawsze warto rozmawiać i zastanowić się nad wzajemnymi korzyściami - podsumował Waliszko.

Każdy kij ma dwa końce

Specjalnie dla WP SportoweFakty w tej sprawie wypowiedział się Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska i jeden z najbardziej znanych specjalistów od marketingu sportowego w kraju. Jego zdaniem ta sprawa nie jest prosta w ocenie, ponieważ są racje po każdej ze stron.
- Na poziomie strategicznym ta sprawa jest oczywista. Możliwość transmisji telewizyjnych na tym poziomie ligowym to dla klubów gwiazdka z nieba. A dodatkowo, niezależnie od poziomu rozgrywek, każdej drużynie powinno zależeć na rozbudowie zasięgów, promocji i regularnych występach w telewizji - mówi Grzegorz Kita.

- Jednakże mamy czasy, jakie mamy. Pandemia powoduje, że kluby mają ograniczone możliwości generowania przychodów, dlatego warto spojrzeć na sytuację bieżącą. Część klubów może mieć problemy finansowe "tu i teraz". Jeżeli prawdą jest, że obecne terminy transmisji powodują znaczący spadek przychodów frekwencyjnych, to należy je zrozumieć. Dla tych zespołów jest bliższe to, co umożliwia im codzienny byt. Projekt jest jednak tak unikalny i wartościowy, że strony powinny bezwzględnie dążyć do kompromisu - zauważa ekspert od marketingu sportowego.
Grzegorz Kita uważa, że możliwość zbudowania dobrego produktu w ciągu kilku lat jest bardzo kusząca. Jednakże niektóre z klubów mogłyby do tego czasu po prostu nie dotrwać, a to z pewnością nie wpłynęłoby pozytywnie na wizerunek ligi.

Ekspert wyróżnia dwa czynniki, które jego zdaniem w tym momencie najbardziej przyczyniają się do tej różnicy zdań. - Pamiętajmy, że transmisja telewizyjna to wędka, a nie ryba. Być może kluby z tej wędki nie potrafią skorzystać. Sama obecność w telewizji to nie wszystko. W takim wypadku jest potrzeba przygotowania przez kluby dobrej oferty sponsoringowej czy reklamowej, która sponsorom i partnerom reklamowym skutecznie uświadomi dodatkowy potencjał i możliwości oferowane przez transmisje Motowizji. Z mojego doświadczenia wynika, że w szczególności w niższych ligach jest duży problem z etatami dla marketingowców. A nawet gdy taka osoba pracuje, to zwykle jest przeciążona, jednocześnie zajmując się marketingiem, PR social mediami a nawet sprzedażą - wskazuje Kita.

Natomiast drugi z czynników nie dotyczy samych klubów, co PZM, a w szczególności GKSŻ. - Jeżeli kluby jeszcze nie są w stanie same dyskontować obecności telewizji, warto, aby ktoś im w tym odgórnie pomógł. W przypadku, kiedy transmitowane są całe rozgrywki, władze ligi mogą postarać się o pozyskanie jednego czy dwóch sponsorów zbiorczo dla całych rozgrywek. Wówczas pogodzone zostaną interesy obu stron - podsumował prezes Sport Management Polska.

Zobacz także: Świetna promocja miasta przez Motor Lublin
Zobacz także: Darcy Ward zachwyca się Bartoszem Zmarzlikiem

Źródło artykułu: