Josh Grajczonek, Australijczyk z polskim paszportem, w tym roku raczej nie pojawi się na polskich torach. Kiedy w marcu odwołano treningi i ligę z powodu koronawirusa, wrócił na Antypody i podjął pracę w kopalni złota. - I nie wiadomo, czy będzie mu się opłacało wracać - zauważa Jerzy Kanclerz, prezes Abramczyk Polonii Bydgoszcz.
- Nie mam jednak do Grajczonka żalu. Dobrze zarabia, a u nas mógłby dostać jedynie 1000 złotych na rękę za punkt, bo z powodu koronawirusa i jego wpływu na gospodarkę, stawki się zmniejszyły. Kiedy Josh mógł łączyć jazdę w Polsce z Anglią, to wszystko mu się zazębiało i zgadzało. Mieszkał na Wyspach, tam zarabiał, do nas wpadał na weekend dorobić. Teraz ta cała konstrukcja jest pod znakiem zapytania, a i u nas kasa już nie ta - opowiada Kanclerz.
Prezes klubu podkreśla, że z niewolnika nie ma pracownika. Dodaje też, że Josh się zmienił, że przybrał na wadze, więc nie byłoby mu łatwo wrócić na tor w takiej dyspozycji, jaką prezentował rok temu. - Jego szansę na starty w Polonii oceniam pół na pół. Jesteśmy jednak gotowi na inne rozwiązania - podkreśla działacz.
Te inne rozwiązania, to jazda z polskim juniorem pod jednym z numerów seniorskich i Andreas Lyager jako dżoker wskakujący z rezerwy. - Możemy też jednak skorzystać z opcji z Patrykiem Rolnickim, który będzie u nas jeździł jako gość - kończy Kanclerz.
Czytaj także:
Astmatycy i alergicy muszą nosić maski. Nie ma zmiłuj się
Skoczyła mu adrenalina i rzucił kibiców na kolana niczym kiedyś Gollob Bońka
ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora: Widziałem różne filmy z prezesem. Mam nadzieję, że nie spotka mnie los poprzedników