Do Unii Tarnów przyległa łatka drużyny, która (z przyczyn niezależnych od klubu) wielkich ambicji sportowych nie ma. Główny cel to stabilizacja finansowa (choć z tym różnie bywa), widowisko i co najmniej przyzwoity wynik. Jakby to powiedziała była minister infrastruktury Elżbieta Bieńkowska - "sorry, taki mamy klimat".
No i ten klimat nie do końca wszystkim odpowiada. Mowa o zawodnikach, którzy celują wysoko i swoje ambicje chcą osiągnąć możliwie jak najszybciej.
Na tapetę trafia Wiktor Kułakow, który zimą opuścił klub z Małopolski. Rosjanin dobrze czuł się w Tarnowie, ale wybrał jazdę dla eWinner Apatora Toruń, z którym chciałby awansować do PGE Ekstraligi. W tej sytuacji Unia musiała poszukać nowego lidera. Został Peter Ljung, ale przydałby się ktoś jeszcze, kto byłby w stanie wesprzeć niezawodnego Szweda. Wybór padł na Michała Gruchalskiego. Trudno już teraz ocenić, czy wychowanek częstochowskiego Włókniarza to ten sam kaliber co nieco starszy od niego Rosjanin. Transfer jednak ciekawy. Tarnowianie mogą mieć z niego duży pożytek.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Unia nie jest typowana przez ekspertów w roli faworyta ligi, ani nawet drużyny, która powinna walczyć o pierwszą czwórkę. Można by zaryzykować tezę, że żużlowe środowisko trochę nie docenia tego zespołu. Potencjał w nim jest spory. Oczywiście pod warunkiem, że wszystko zadziała, nie będzie kontuzji, a klub będzie rzeczywiście chciał jechać o play-offy.
Trzeba też odnotować, że zatrzymanie Mateusza Cierniaka to sukces działaczy. Można założyć, że młodzieżowiec gorzej niż rok temu nie pojedzie, a raczej należałoby się spodziewać progresu formy. Taki junior jak na realia 1. Ligi Żużlowej to skarb. Unia ma więc już na "dzień dobry" potężny atut. Oczywiście są też znaki zapytania. Nie wiadomo, jaką formę zaprezentuje Artur Mroczka, który nazywany jest żużlowym hobbystą. Zagadką jest też dyspozycja Daniela Kaczmarka, aczkolwiek ten odgraża się, że sezon 2020 będzie dla niego dużo lepszy niż poprzedni.
W każdym razie aspekt sportowy nikogo w Tarnowie martwić nie powinien. Głowę zaprzątać mogą za to inne problemy. Remont stadionu to już temat dla wielu pewnie nudny, albo jak kto woli - nierealny. Na pewno działacze muszą się wykazać i przekonać do podpisania nowej umowy Grupę Azoty. Kontrakt z chemicznym potentatem kończy się po sezonie 2020. A nikt nic za darmo nie dostanie. Trzeba pokazać, że żużel w Tarnowie ciągle jest "cool" i że nawet przy obecnych realiach stadion można zapełnić 5 tysiącami widzów.
Jak to zrobić? To już ból głowy prezesa Łukasza Sadego. Klub pewnie powoli będzie budzić się z zimowego snu. Używamy tego określenia nie bez przyczyny. W ostatnich miesiącach wokół Unii Tarnów niewiele się działo. Na pewno nie tyle, co w innych klubach, które regularnie troszczą się o kontakt z kibicem.
W każdym razie żużlowy kibic, który po mimo wszelkich przeciwności ciągle wierzy w "wielką Unię", powinien w najbliższych dniach odwiedzić siedzibę klubu. Ruszyła właśnie sprzedaż karnetów. Lepiej późno niż wcale. Obiektywnie należy stwierdzić, że drogie nie są, więc pewnie warto zainwestować. I pomóc klubowi.
CZYTAJ TAKŻE: Raport z przygotowań. Falubaz Zielona Góra. Transferowa bomba nie wybuchła. Oby z koronawirusową było podobnie
CZYTAJ WIĘCEJ: Żużel. Dawid Piestrzyński i Paweł Trześniewski. Dwa talenty, o które będą licytować się prezesi