- Plandeka polskiego producenta pomyślnie przeszła testy w Ostrowie - mówi nam Leszek Demski, przewodniczący komisji certyfikacyjnej. - W związku z tym złożyliśmy wniosek o nadanie certyfikatu do zarządu głównego PZM. Dwa lata temu certyfikat dostała plandeka Ole Olsena.
Zarząd główny PZM zbiera się w listopadzie, więc najpewniej wtedy będzie już można oficjalnie powiedzieć: mamy dwie plandeki, a kluby mają prawo wyboru. I to będzie dobra wiadomość, zważywszy na cenę. Plandeka Duńczyka Ole Olsena kosztuje około 300 tysięcy złotych, ta od polskiego producenta ma kosztować nie więcej jak 200 tysięcy.
Czytaj także: Siedmiu wspaniałych po finale PGE Ekstraligi. Geniusz Kołodzieja
Polską plandekę wykonała firma Artura Sobeckiego. Produkcją ma się zająć przedsiębiorstwo na Ukrainie, które robi plandeki na boiska piłkarskie. Ta na żużlowe tory ma być wykonana z tego samego materiału. Testy pokazały, że się sprawdza. Tor w Ostrowie dwa razy był przykryty i sprawdzony według tego schematu, co tor na stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, gdy testowano plandekę Olsena.
Ciekawostką jest fakt, że polska plandeka nieco różni się od tej robionej przez Olsena. Ta druga leży na torze, natomiast polski produkt przykrywa także bandę stałą. To oznacza, że woda nie ścieka po bandzie na tor.
Czytaj także: Prezes Ekstraligi zdradza. Sezon 2020 z nową tabelą biegową
Wracając do kwoty, to cenę w granicach 170-200 tysięcy deklarował pan Sobecki w trakcie testów. Wszystko będzie zależało od wielkości toru. Polska plandeka ma być tańsza od duńskiej, choć będzie od niej większa z racji tego, o czym przed chwilą pisaliśmy, czyli specjalnej zakładki założonej na bandę.
ZOBACZ WIDEO: Gollob zarzucił mu pranie pieniędzy. W sądzie jednak przegrał