Polacy nieco pechowo zakończyli udział w tegorocznej odsłonie Speedway of Nations. Po 42 wyścigach byli drużyną najlepszą, ale w finale musieli uznać wyższość Rosjan. To tylko nasila dyskusję o tym, czy regulamin tych zawodów jest rzeczywiście sprawiedliwy. W końcu o zwycięstwie, po dwóch dniach morderczego turnieju, decyduje jeden bieg.
- Taki jest regulamin i nic z nim nie zrobimy. Ma on na celu uatrakcyjnienie zawodów - mówi nam Wojciech Dankiewicz. - Chyba efekt udało się osiągnąć, ale trzeba się zastanowić, czy nie należy wprowadzić delikatnej korekty. Drużyna, która wygrywa rundę zasadniczą teoretycznie ma łatwiej, bo od razu wjeżdża do finału. Jednak na zawodników negatywnie działa przerwa w startach. W barażu można przecież się dopasować i momentalnie zyskać handicap. Rosjanie pokazali to najlepiej w praktyce. Inna sprawa, że gdybyśmy chcieli ryzykować i celowo próbować wjechać do barażu, to podczas zawodów rangi mistrzowskiej taka strategia nie mogłaby mieć miejsca - dodaje.
Żużel. Finał SoN: Zmarzlik jeździł fenomenalnie, ale to Rosjanie zostali mistrzami świata. Wracamy ze srebrem (relacja). CZYTAJ WIĘCEJ!
Pojawiły się też głosy, że Polacy są sobie sami winni przegranej walki o złoto. W finale wybrali słabsze pola startowe, a Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta wykorzystali to bez skrupułów. Gromy posypały się szczególnie w stronę menedżera Marka Cieślaka.
- Mądrzy jesteśmy po fakcie. Być może popełniliśmy błąd, ale nie ganiłbym nikogo za to. Nie winię Marka Cieślaka, bo to nie on w pojedynkę podejmował tę decyzję. Zawodnicy w takich sytuacjach mają zazwyczaj najwięcej do powiedzenia. Sam zresztą gdy byłem menedżerem, to doświadczałem podobnych sytuacji. Żużlowcy sami wiedzą, co dla nich najlepsze. Poza wszystkim to są fachowcy, którzy jeżdżą w Grand Prix - podsumowuje Dankiewicz.
CZYTAJ TAKŻE: Żużel. SoN. O krok od tragedii w Togliatti. Butelka rzucona w kierunku Jasona Doyle'a
ZOBACZ WIDEO: Anita Mazur: Żużlowcy dostają wiadomości, gdzie są wyzywani. To przykre
.