Bartłomiej Ruta. Szprycą w twarz: kibicu! Pomyśl, zanim zagwiżdżesz! (felieton)

WP SportoweFakty / Michał Chęć
WP SportoweFakty / Michał Chęć

W trakcie zawodów oraz podczas dekoracji IMP w Lesznie Bartosz Zmarzlik zebrał sporą porcję gwizdów i bluzgów ze strony kibiców. To kompletny brak szacunku dla najlepszego polskiego żużlowca ostatnich lat.

Mówi się, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale w stosunku do Bartosza Zmarzlika i Piotra Pawlickiego tak nie jest. Pierwszy uwielbiany jest w Gorzowie a drugi w Lesznie. Oczywiście i jeden i drugi ma swoich zwolenników w innych lokalizacjach, ale są to raczej pojedyncze jednostki.

Iskrzyło na torze w 5. wyścigu IMP. Zmarzlik o mało co nie zatrzymał się na bandzie i tylko swoim umiejętnościom zawdzięcza, że chwilę później mógł gestykulować do sędziego z pretensjami (więcej o tej sytuacji przeczytasz TUTAJ).

Reprezentant Polski zahaczył o tylne koło Przemysława Pawlickiego na wyjściu z drugiego wirażu, a w bardzo podobnej sytuacji karierę zakończył Darcy Ward (no dobrze, może Ward się napędzał wtedy i sam zahaczył, ale geneza upadku bardzo podobna). Sędzia podjął słuszną decyzję o przerwaniu biegu.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Cegielski: Namawiam Golloba, żeby został szefem związku zawodowego żużlowców

Nie chcę się teraz rozwodzić czy arbiter wykluczył właściwego zawodnika (bo w mojej opinii postąpił źle), ale niesłusznie na pewno kibice nagwizdali na Zmarzlika. Miał prawo gestykulować. Znalazł się w niebezpiecznej sytuacji i stawiam, że dziewięciu na dziesięciu juniorów skończyłoby upadkiem i poważną kontuzją w analogicznej sytuacji. Fani postąpili nie fair w stosunku do żużlowca, który nam Polakom daje masę radości w turniejach o mistrzostwo świata czy to indywidualnie, czy drużynowo.

Swoją drogą Zmarzlik i Pawlicki to ciała połączone. I jeden i drugi potrafi pojechać ostro. Obaj są w sztosie i topie polskich żużlowców od kilku lat. Tak samo, jak zawzięcie walczą o punkty, dzielą kibiców. W mojej opinii obaj zasługują na wsparcie, a już tym bardziej nie powinno się na jednego czy drugiego gwizdać, kiedy ten wchodzi na podium. Tego, że z toru czasem polecą iskry, nie da się uniknąć, bo żużel to sport kontaktowy. Miejmy jednak szacunek do tych, którzy dają nam tyle radości.

Przeczytaj również: Łukasz Borowiak chce okrągłego stołu

Skoro temat powyższy pochodzi z Leszna, to zostańmy przy nim. Prezydent miasta Łukasz Borowiak opublikował pismo, w którym zachęca samorządy i PGE Ekstraligę  do wspólnych rozmów. Sprawą jest między innymi odwodnienie liniowe stadionu, na które rada musi przeznaczyć duże kwoty. Rozumiem Borowiaka, bo w samym Lesznie mniej niż ćwierć mieszkańców miasta regularnie chodzi na żużel. Samorząd jednak pompuje pieniądze w klub i stadion. Niektórych to złości, bo ich ulice czekają na naprawy. Gdzieś musi być w tym balans.

Bardziej jednak zastanowiłbym się nad zasadnością tego odwodnienia. Generalnie to część projektu związanego z plandekami. Chodzi o to, by woda spływająca po folii, która ma przykrywać tor, miała odprowadzenie. Nie mówi to jednak do mnie, bo jak na razie nie widzę pozytywnych efektów z testów tej plandeki (przypadek odwołanego meczu we Wrocławiu mówi sam za siebie). W Gorzowie nie mają super folii, a bez problemu są w stanie zabezpieczyć tor. Dla chcącego nic trudnego, ale podejście samorządów jak najbardziej rozumiem.

Źródło artykułu: