[tag=5069]
Krystian Pieszczek[/tag] na taki mecz czekał od blisko pięciu lat. Po ponad 57 miesiącach ponownie pojechał spotkanie ligowe na gdańskim torze jako zawodnik Zdunek Wybrzeża, do którego wrócił przed obecnym sezonem.
- W końcu pojechałem przed swoją publicznością. To, co przeżyłem tego dnia, jest wprost nie do opisania. Dziękuję kibicom, którzy przyszli na stadion, żeby zobaczyć m.in. mnie. Będę walczył za ten klub i oddawał krew na torze - podkreśla Pieszczek w rozmowie z oficjalną stroną gdańskiego klubu.
Na torze już tak kolorowo nie było. Zdunek Wybrzeże Gdańsk dość nieoczekiwanie przegrało z Unią Tarnów (40:50, relacja TUTAJ), jadąc bardzo słabe zawody. To bezlitośnie wykorzystał spadkowicz z PGE Ekstraligi.
Zobacz także: Zdunek Wybrzeże Gdańsk - Unia Tarnów: latający Kułakow, zawiedli gdańscy obcokrajowcy (noty)
Jedną z niewielu jasnych postaci gospodarzy był Pieszczek, który w sześciu wyścigach zgromadził 11 punktów. Mimo wszystko gdańszczanin nie był jednak zadowolony ze swojej dyspozycji.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Widzę Włókniarza w finale PGE Ekstraligi
- Mój występ był słaby i to tyle, co mam do powiedzenia. Jest co poprawiać. Chciałbym przeprosić kibiców. Przyszło ich tak wiele, że aż miło było wyjeżdżać na tor. Niestety, wyszło jak wyszło. Przegraliśmy, zawiedliśmy ich - mówi.
- Jechałem najlepiej jak potrafiłem, na najlepszym sprzęcie. Po prostu nie wyszło. W pewnym momencie sam się pogubiłem, w sumie skorzystałem aż z trzech motocykli. Było nerwowo - dodaje.