Marek Cieślak: Mistrz Crump wyrzucił dziadka z busa. Ciekawe, czy nasi zaryzykują inną organizację teamów (wywiad)

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: trener kadry Marek Cieślak z psychologiem Janem Supińskim.
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: trener kadry Marek Cieślak z psychologiem Janem Supińskim.

- Nasi żużlowcy stawiają na rodzinne teamy, a Woffinden jeździ z Adamsem, który przekazuje mu informacje o tym, jak zmienia się tor i jak zachowują się rywale. Woffinden z tego korzysta, właśnie zdobył trzecie złoto - mówi trener kadry Marek Cieślak.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Trzech z czterech polskich zawodników startujących w Grand Prix powiedziało zdecydowanie, że nie chce pomocy trenera kadry na tych turniejach.

Marek Cieślak, trener reprezentacji Polski i forBET Włókniarza Częstochowa: Nie wiem, co i jak powiedzieli zawodnicy, bo rozmawiałem z nimi później i tłumaczyli, że to nie było tak.

Oni mogą się wypierać, ale można też zobaczyć styczniowe nagranie żużlowego magazynu Bez Hamulców na WP SportoweFakty, na którym Janowski, Dudek i Zmarzlik mówią po kolei, że nie potrzebują trenera kadry na Grand Prix, bo mają swoje rodzinne teamy.

No i właśnie dlatego nie chcą. Zresztą mogę powiedzieć, że nie raz byłem w parku maszyn podczas Grand Prix i rozmawiałem z zawodnikami, ale tylko towarzysko. Jeśli chcę, żeby oni mieli do mnie zaufanie, to nie mogę mówić Janowskiemu, jak ma wygrać ze Zmarzlikiem i na odwrót. Z takich spraw robią się konflikty.

Czytaj także: Hampel: Nigdy nie złamałem danego słowa

Honorowy prezes PZM Andrzej Witkowski mówi jednak, że rodzinne teamy nie mają sensu. Twierdzi, że ojcowie i matki załatwiający za zawodników wszystkie sprawy, to wygoda ale i też droga prowadząca donikąd.

Dlatego każdy z zawodników powinien znaleźć sobie niezależnego fachowca. Nie szedłbym jednak tak daleko, jak mówił prezes PZM, bo on sugerował całkowite wyrzucenie rodziców z teamu. Jeśli nasi żużlowcy dobrze czują się w obecności ojców, to niech tak zostanie.

ZOBACZ WIDEO Ciekawe słowa Dudka o Pedersenie. Jeździli razem w parze i wygrywali 5:1

Wrócę do prezesa Witkowskiego, który mówi też, że nie ma dowodu, iż rodzina w teamie gwarantuje złoto.

Dlatego Tai Woffinden, trzykrotny mistrz świata, wozi ze sobą Petera Adamsa. To były zawodnik, jeździł w moich czasach. Adams nie jest u Woffindena po to, żeby zmieniać koła, czy lać paliwo do baku. On siedzi i patrzy, jak zmienia się tor, jakie są linie szybkiej jazdy, jak zachowują się rywale. Potem mówi Taiowi kto, w jaki sposób będzie atakował i jak pojechać w danym fragmencie toru. Adams daje informację, a Woffinden z nich korzysta, bo ja widzę jego akcje na pierwszym łuku. Adams to jest obca, choć pewnie zaprzyjaźniona osoba, która jednak może zawodnikiem wstrząsnąć, zmobilizować go.

Bo ojciec patrzy przez różowe okulary?

W rodzinie trudnej o krytykę, bo jednak mówimy o dwóch bliskich osobach. Od razu jednak dodam, że trudno w środowisku żużlowych o niezależnych ekspertów. Niewielu ich. Można kogoś starszego wziąć, ale nie wiadomo, czy on jest w temacie. Tu pochwalę się, że nie raz wygrywaliśmy Drużynowy Puchar Świata, bo dobrze znałem gwiazdy rywali i podpowiadałem naszym, jak mają z nimi jechać.

Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego kadrowicze nie chcą trenera Cieślaka. Nie musiałby pan mówić im, jak mają pokonać kolegę z reprezentacji. O wszystkich innych sprawach moglibyście jednak rozmawiać.

Odpowiem pytaniem: jestem ciekaw, czy kiedyś organizacja teamów naszych zawodników będzie taka, jak wyobrażam sobie ja i prezes Witkowski? Zmiana byłaby zagraniem va banque, ryzykiem, ale tak jak wspomniał pan wcześniej, nie ma dowodu na to, że rodzinny team jest gwarancją złota. Mistrz Jason Crump z ojcem nie jeździł, a dziadka wyrzucił kiedyś z busa po tym, jak ten mu paliwa nie nalał.

Zmieńmy temat. Ostatnie zgrupowanie kadry to była plaga L4. Co można z tym zrobić?

Nic nie można zrobić. Dudka nie było, bo zachorował. Pawlicki rehabilitował się w Rehasport. Drabik to samo. Kasprzak też było chory. W jego przypadku problem polegał na tym, że mógł mi o tym powiedzieć wcześniej.

Kasprzak nie przyjechał na kadrę, nie odbierał od pana telefonu.

Dlatego powiedziałem mu, Krzysiek - tyle lat byłeś w kadrze, wiele razy staliśmy na podium, nigdy mnie nie zawiodłeś, więc ten brak kontaktu słabo wyglądał. Wyjaśniliśmy sobie jednak wszystko, nie ma sprawy.

Czy aby na pewno? Kibice zrobili zdjęcia Kasprzaka bawiącego się na imprezie w dyskotece. To było w dniu, w którym był na L4.

Ja tego nie widziałem. Wiem, że Krzysztof nie przyjechał, bo zachorował i to poważnie. A z kibicami różnie bywa, więc nie robiłbym z tego wielkiego szumu. Poza tym już powiedziałem przewodniczącemu GKSŻ Piotrowi Szymańskiemu, że musimy się w przyszłości zastanowić, jak zdopingować zawodników, żeby przyjechali na zgrupowanie kadry. Odkąd zlikwidowano Drużynowy Puchar Świata, stało się jasne, że cały misterny plan będzie nam kulał. W DPŚ mogło jechać czterech seniorów, w Speedway of Nations, które mamy w zamian, tylko dwóch, a na zgrupowanie zaprosiliśmy ich ośmiu.

Zawodnicy zachorowali, bo widzą, że nie mają szans na jazdę w kadrze?

Nie, choć na pewno widzą dla siebie dużo mniejsze szanse powołania na najważniejszą imprezę. Wiadomo, że ci, co startują w Grand Prix, mają przewagę nad pozostałymi. Inni to widzą. Nie możemy jednak zrezygnować ze zgrupowań, bo za trzy, cztery lata będziemy w tym miejscu, co Anglicy.

To co zrobić, żeby następne zgrupowanie kadry nie wyglądało tak samo?

Trzeba by to załatwić tak, żeby zawodnicy nie chorowali, ale tak się nie da. Zresztą powtarzam, że w tym roku nikt nie wysłał L-4 złośliwie. Jedynym problemem była tak naprawdę niesubordynacja Kasprzaka, który zamiast unikać rozmowy, powinien mi od razu powiedzieć to, co powiedział i nie byłoby tego całego zamieszania.

Mam jednak wrażenie, że ludzie jakoś nie wierzą w te L-4 wysłane przez kadrowiczów. Za dużo tego.

To proszę o trochę więcej wiary. Jak nie będziemy sobie ufać, to nic nie będzie miało sensu.

Eksperci komentujący dla nas plagę L-4 stwierdzili, że przydałby się na przyszłość niezależny lekarz, który zweryfikuje i zatwierdzi zwolnienia.

To znaczy, że lekarz, który zajmuje się Drabikiem i ocenia stan jego zdrowia, nie wie, co czyni? Przecież ludzie, którzy robili mu zabieg, a teraz wyciągali mu z nogi druty i gwoździe wiedzą najlepiej, jak to wszystko wygląda. Raz jeszcze powtórzę, że nie możemy podważać zaufania do zawodników i jeszcze do lekarzy. Jeśli ja przestanę im ufać, to mogę się spakować i iść do domu. Poza tym bijemy pianę w sprawie L-4, a ja bym wolał pogadać o tym, dlaczego nie ma DPŚ. Każecie mi się pastwić nad chorymi zawodnikami, a dlaczego nie pogadać o tym, jak inni robią nam krzywdę. W DPŚ zdobywaliśmy medale, a kibice oglądali piękne finały. Tego jednak nie ma, federacja zastąpiła to mistrzostwami świata par.

Czytaj także: Wysłali L-4. O nagrodach mogą zapomnieć

Słyszałem jednak, że nasi działacze zabiegają o to, by odbywały się Drużynowe Mistrzostwa Europy.

Wiem o tym i czekam na jakieś rozstrzygnięcia. To byłoby dobre rozwiązanie. Może w ramach tego, że świat jest mały, udałoby się dokooptować jeszcze Australijczyków.

A jak długi ma pan kontrakt na pracę z kadrą? Jest szansa, że załapie się pan na DME w przyszłym roku?

Mam kontrakt na ten sezon. Była już jednak rozmowa, czy nie chciałbym pracować dłużej niż rok. Mam swoje lata, ale fizycznie czuję się dobrze. Zresztą to nie jest ciężka robota fizyczna, więc mógłbym zostać. Na razie jednak nie myślę o tym, co będzie po sezonie.

Źródło artykułu: