Bartosz Świącik zamknął usta krytykom. Była łezka w oku i ciarki na plecach

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Fredrik Lindgren gratulował udanego występu Bartoszowi Świącikowi [z lewej]
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Fredrik Lindgren gratulował udanego występu Bartoszowi Świącikowi [z lewej]

Bartosz Świącik sprawił niespodziankę w meczu z Cash Broker Stalą Gorzów (49:41) i dwukrotnie pokonał juniorów gości. Młodzieżowiec Włókniarza zamknął usta licznym krytykom. Sam przyznał, że po ostatnim biegu miał łzy w oczach i ciarki na plecach.

Nazwisko - to najprawdopodobniej największy problem Bartosza Świącika. Syn prezesa forBET Włókniarza Częstochowa nie ma w klubie łatwo. Wielu kibiców publicznie z niego lżyło zarówno na stadionie, jak i w mediach społecznościowych. Świącik junior był dla nich symbolem kompletnego beztalencia, które uprawia żużel tylko po to, by spełnić widzimisię swojego ojca. Nikt nie zwracał jednak uwagi na to, co czuje młody chłopak, który musi zmierzyć się z lawiną hejtu.

Świącik nie mógł czuć wsparcia kibiców. Gdy podczas prezentacji spiker krzyczał imię każdego z żużlowców Włókniarza, fani jeszcze głośniej odpowiadali jego nazwisko. W przypadku drugiego juniora Lwów słychać było głuchą ciszę, jakby krzyczenie nazwiska "Świącik" było największym wstydem na świecie. Tak było do niedzielnego meczu z Cash Broker Stalą Gorzów. Po tym spotkaniu postrzeganie 21-letniego żużlowca przez kibiców Włókniarza powinno się zmienić.

Syn Michała Świącika najpierw zaskoczył w biegu juniorów. Dobrze wyszedł ze startu i na dystansie wyprzedził Rafała Karczmarza. W dwunastej gonitwie bez większych problemów poradził sobie z Alanem Szczotką. Na swoim koncie zapisał dwa punkty i bonus. Niby niewiele, ale dotychczas wyszydzany młodzieżowiec był cichym bohaterem Włókniarza.

- Jestem bardzo zadowolony z tego meczu. Mocno przygotowałem się do tego spotkania, a na treningach udowodniłem kto jest lepszy. Marek Cieślak postawił na mnie, a ja zdobyłem dwa punkty. W końcu się odblokowałem. Jest lekka presja ze strony kibiców. Mówił o tym choćby Michał Gruchalski, który ma większe doświadczenie. Ja muszę z tą presją walczyć jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko z górki - mówił po spotkaniu Świącik.

Presja i hejt miała ogromny wpływ na 21-latka. Przejmował się komentarzami w internecie na tyle, że ze stresu nabawił się tiku nerwowego. W pierwszym meczu w Grudziądzu to przecież on miał jechać w podstawowym składzie Lwów, ale ze względu na krytykę kibiców zrezygnował z jazdy. Teraz grono krytyków znacznie się zmniejszyło i to Świącik wyrósł na drugiego juniora Włókniarza.

- Myślę, że niektórym otworzyłem oczy i skończy się hejt w moją stronę, a te komentarze w większości są spowodowane tym, że mój tata jest prezesem. W meczu ze Stalą pokazałem, co potrafię - powiedział młodzieżowiec.

Był z siebie na tyle zadowolony, że po dwunastym biegu zdecydował się na rundę honorową i przed trybuną główną przejechał na jednym kole. Publiczność wstała i biła brawo. Kibice Włókniarza w ciągu dwóch godzin przeszli niesamowitą przemianę. Gdy zawodnicy Lwów tradycyjnie dziękowali fanom, ci po raz pierwszy skandowali "Bartosz Świącik".

- Po piętnastym biegu, gdy wyszliśmy na tor, kibice z radością skandowali moje imię i nazwisko. Rundę honorową wykonałem dla siebie. Byłem zadowolony i myślę, że kibice też byli ze mnie zadowoleni. Dlatego to zrobiłem. Muszę przyznać, że przeszły ciarki po plecach i pojawiła się łezka w oku - zakończył żużlowiec Włókniarza.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku

Źródło artykułu: