Zenon Plech twierdzi, że naszym zawodnikom szkodzą wielkie pieniądze

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Zenon Plech na PGE Narodowym
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Zenon Plech na PGE Narodowym

- Brąz Polaków w Speedway of Nations? Słabo to wyszło. Jesteśmy taką potęgą, a na tor się to nie przełożyło. Jurek Szczakiel, kiedy zdobywaliśmy złoto w parach w Rybniku, jeździł po płocie. Teraz tego brakowało - mówi Zenon Plech.

- Mamy brąz i nikt się nie cieszy - zauważa Zenon Plech, wicemistrz świata na żużlu, który zdobył też cztery medale z Polską w parach. - Słabo to wyszło, a mnie nie podoba się to, że próbujemy tłumaczyć niepowodzenie torem, bo tu się trochę odsypało i nie jedziemy. To ja przypomnę, jak w 1971 roku zdobywaliśmy złoto w parach w Rybniku i Jerzy Szczakiel mijał wszystkich, jadąc dosłownie po płocie.

- Kiedyś, jak się zmieściło koło to i cały motocykl szedł - komentuje Plech. - Teraz nie ma takiej jazdy na styku, jest za to coraz więcej kalkulacji. A ona bierze się z wielkich pieniędzy, jakie leżą na torze. W dwa, trzy lata można się naprawdę nieźle ustawić. Odważna jazda, taka, jaką wiele lat temu zaprezentował Szczakiel, teraz wiąże się z ryzykiem utraty dużej kasy. Kontuzja to pauza i brak wpływów na konto. I tak sobie myślę, że nasi za dużo kalkulowali.

Plech kompletnie nie kupuje opowieści o Philu Morrisie zalewającym wrocławski tor (Anglik był odpowiedzialny za przygotowanie) i o tym, że to mogło nam przeszkodzić w zdobyciu złota. - Bądźmy poważni. W trakcie niedawnego Grand Prix w Warszawie rozmawiałem z Ole Olsenem, który opowiadał mi o rozgrywanym lata temu finale Nordyckim. Była maź, paćka, ale tylko Ove Fundin nie chciał jechać. Sędzia uznał, że sprzeciw wielkiego mistrza to za mało i zawody się odbyły. Zgodnie z obecną logiką nie doszłyby do skutku - stwierdza jeden z najbardziej utytułowanych polskich żużlowców.

Plechowi zasadniczo podoba się to, że mistrzostwa świata par wróciły do kalendarza. Uważa jednak, że potrzeba kosmetycznych zmian. - Jak mamy dwudniowy finał i ktoś udowodnił w dwunastu biegach, że jest najlepszy, to nie zmuszajmy go, żeby zrobił to ponownie w trzynastym biegu. Jak dokładamy do zasadniczej serii baraż i finał, to mistrzem zostaje ten, kto ma farta. Warto też pomyśleć nad inną punktacją. Nie mam nic przeciwko forowaniu pary, której zawodnicy zajmują drugie i trzecie miejsce, ale dawajmy bonusa tylko wówczas, jak przywiozą kogoś za plecami. Rosjanie w barażu z nami dostali bonusa i awans za darmo. Przegrali z Janowskim, ale za plecami nikogo nie przewieźli, bo Dudek został wykluczony.

Czy za rok Plech chciałby znowu zobaczyć Speedway of Nations, czy też wrócić do DPŚ? - To jest do przemyślenia. Warto jednak pamiętać, ze w DPŚ jesteśmy za mocni. Anglicy nie mają szansy wystawić czterech mocnych zawodników, a w parach srebro dała mi świetna jazda Woffindena. Pytanie, czy jest sens robić drużynówkę, gdzie z góry wiadomo, kto wygra.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po zielonogórsku

Źródło artykułu: