Gabriel Waliszko. Z drugiej strony ekranu: Żużel wizjonerski i wariacki (felieton)

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock

Rozmach Ireneusza Nawrockiego musi budzić podziw, ale każe postawić wiele ważnych pytań. Czy to normalne, że transfery w II lidze przykrywają te z wyższych klas, czy właśnie wróciło psucie rynku i czy rzeszowscy kibice mogą już marzyć o mistrzostwie.

Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.

***

Nie chcę się czepiać ani wybrzydzać. Chcę się podzielić refleksjami i wątpliwościami. Takimi o jakich mówią na rzeszowskich ulicach mieszkańcy miasta, a w Internetach piszą fani z różnych miejsc Polski zatroskani o polski speedway. O jakich dyskutują działacze i zawodnicy w kraju i na świecie. Od razu przyznaję, że na mnie pociągnięcia biznesmena z Bielska-Białej też zrobiły wrażenie. Spłacenie długów, zakup klubowych akcji, przekonanie do trzeciej klasy rozgrywkowej światowca Grega Hancocka czy zatrudnienie rutynowanego Tomka Jędrzejaka albo skompletowanie piłkarskiej kadry - wszystkie ruchy zakochanego w żużlu wizjonera układają się w piękną całość. Aż nadto piękną. I stąd pewnie pojawiające się pytajniki.

Konferencja prasowa, podczas której jak zbawcę przywitano uradowanego Kalifornijczyka, nie przyniosła wielu ciekawych pytań. Chyba nie wszyscy wierzyli, że to się dzieje. Że po dwóch latach od fatalnego sezonu 2015 Amerykanin zdecydował się na powrót. - Uwielbiam ten tor - przyznał jak zawsze szczerze. Jednak najważniejsze pytania i najciekawsze odpowiedzi usłyszałem później. - Jakich użył pan argumentów żeby przekonać do Stali takich zawodników? - zastanawiał się redaktor Marek Bluj z nowiny24.pl. - Nie wiem. Zawsze myślę nietuzinkowo. Jestem takim wariatem trochę, ale zawsze dopinam swoich celów. Mam marzenia dalekosiężne - mówił z charakterystycznym uśmiechem nowy dobroczyńca Stali. - Dużo kosztowała ta drużyna? - dociekał doświadczony dziennikarz. - Ja nie wiem, ja nigdy nie liczę. Mam, to się dzielę - rzucił beztrosko prezes Ireneusz Nawrocki. Wszystko fajnie, tyle że w dzisiejszym świecie trudno znaleźć takich bezinteresownych filantropów. Wniosek? Rzeszowski żużel ma tej jesieni furę szczęścia.

Tymczasem transferowa karuzela kręciła się w przeciekawym kierunku, ale po decyzjach Stali ekstraligowa reszta zeszła na dalszy plan. Potwierdziła to choćby twitterowa sonda. Na pytanie kto najbardziej zaskoczył w oknie transferowym wyniki były właściwie z góry przesądzone. 73 procent uzyskali panowie Nawrocki i Hancock, a tylko po 11 toruńskie i częstochowskie wzmocnienia czyli Doyle z Holtą i Lindgren z Miedzińskim. Transfer czterokrotnego mistrza świata sportowo i finansowo przykrył wszystkich innych żużlowców razem wziętych, a to musi martwić ligowych prezesów. Bo po pierwsze o tak wielkich pieniądzach w II lidze nikt dotąd nie słyszał, więc zaraz o swoje mogą dopominać się koledzy Grega, a po drugie uwaga i zachwyt mediów skupiają się na jednym klubie i to z najniższej klasy. Uwaga, to nie fikcja, a rzeczywistość.

Jasne, że fajnie się czyta o naborze kobiet do żużlowej sekcji czy o planach budowy minitoru w okolicach Hetmańskiej. Ale ze stawianiem pomnika nowemu prezesowi Stali jeszcze bym się wstrzymał. Chociaż ze trzy sezony. Ten który nieustająco bije charakterystycznym blaskiem w centrum Rzeszowa jest wciąż bardzo reprezentacyjny. Jak pan Nawrocki zarządzi Stalą ze trzy lata albo lepiej - da emocji tyle co Marta Półtorak przez pełną dekadę lub jeszcze fajniej - jeśli jego autorski dream team zrobi medal mistrzostw Polski (niezasmakowany na Podkarpaciu od 20 lat) to wtedy sam przyjadę położyć pierwsze kamienie pod budowę obeliska. - Zrobimy dużo dobrego z rzeszowskim żużlem - zapowiada nowy prezes. Ta deklaracja akurat nie jest czymś specjalnie szokującym. Bo spieprzyć cokolwiek po poprzedniku to byłoby mistrzostwo świata. A na tytuły Rzeszów musi jeszcze poczekać.

ZOBACZ WIDEO Nowe pomysły na walkę z dopingiem w sporcie żużlowym

Źródło artykułu: