Najmłodsi zawodnicy mieli za mało jazdy - rozmowa z Romanem Jankowskim, trenerem Unii Tarnów

Bardzo udana była inauguracja rozgrywek ligowych w wykonaniu tarnowskiej Unii, która bez najmniejszych problemów pokonała na wyjeździe PSŻ Milion Team Poznań 59:33.

Jarosław Galewski: Czy spodziewał się pan, że w Poznaniu pójdzie wam tak łatwo?

Roman Jankowski: Mogę powiedzieć, że wszystko poszło zgodnie z naszymi wcześniejszymi założeniami. Cieszę się, że udało się odnieść tutaj zwycięstwo. Teraz przed nami kolejne mecze, do których będziemy podchodzić tak samo jak do pojedynku na Golęcinie. Musimy być maksymalnie skoncentrowani i wygrywać, żeby zrealizować nasz cel w postaci awansu do Ekstraligi.

Jesteście uważani za murowanego faworyta do awansu. Czy presja wam trochę przeszkadza?

- Nie da się ukryć, że na ten sezon udało się zbudować w Tarnowie bardzo dobry skład. Widać to doskonale po nazwiskach, które posiadamy. Można powiedzieć, że jest to drużyna niemal ekstraligowa i z tego powodu oczekiwanie awansu jest czymś normalnym.

W przypadku wielu drużyn przygotowania do sezonu storpedowała niesprzyjająca pogoda. Jak było w przypadku pana podopiecznych?

- Bez wątpienia pogoda pokrzyżowała nam nieco plany. Nie odjechaliśmy żadnego sparingu i myślę, że tym można wytłumaczyć nieco słabszą postawę młodzieżowców naszej ekipy. Najmłodsi zawodnicy mieli za mało jazdy, ale jestem przekonany, że kolejne spotkania będą w ich wykonaniu znacznie bardziej udane. Jak już powiedziałem, dla nich były to pierwsze zawody po zimowej przerwie, niepoprzedzone żadnymi sparingami a jedynie jazdą na treningach. Można jednak powiedzieć, że nie jesteśmy osamotnieni, ponieważ wszyscy w Polsce zmagali się z podobnymi problemami.

Czy zgodzi się pan, że w awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej mogą przeszkodzić wam jedynie kontuzje?

- Myślę, że można się z tym zgodzić. Jeżeli któryś z podstawowych zawodników wyskoczyłby nam ze składu, to na pewno pojawiłby się pewien problem. Mam jednak wielką nadzieję, że wszystkie urazy będą omijać nas klub szerokim łukiem.

W niedzielę stanął pan do rywalizacji ze swoim synem Łukaszem, który broni w tym roku barw PSŻ-u Poznań. Czy to pierwsza taka sytuacja w pana karierze?

- Dokładnie tak. Do takiej sytuacji doszło pierwszy raz. W pewnym sensie miałem w niedzielę trochę rozdarte serce, ponieważ bardzo chciałem, żeby Łukasz pokazał się z jak najlepszej strony. Wydaje mi się jednak, że moi podopieczni w inauguracyjnym spotkaniu byli znacznie szybsi od poznańskich żużlowców.

Jaką przyszłość wróży pan w tym sezonie swojemu synowi?

- Łukasz jest bardzo ambitnym zawodnikiem. Mogę zapewnić, że zima była dla niego bardzo pracowita. Mój syn pracował nad sobą bardzo intensywnie. Wydaje mi się, że trochę brakuje mu dobrego i szybkiego sprzętu. Na pewno będziemy jednak szukać optymalnych rozwiązań. Być może uda się znaleźć sponsorów, dzięki którym można by było zakupić chociaż jeden nowy silnik. Mam nadzieję, że wtedy to wszystko ruszy z miejsca.

Kariera pana syna do pewnego momentu rozwijała się bardzo prawidłowo. Czy można powiedzieć, że na pewnym jej etapie Łukaszowi przeszkodziły kontuzje?

- Rzeczywiście, to prawda. Przez ostatnie dwa sezony Łukasz miał naprawdę poważne kontuzje, które wyeliminowały go z rywalizacji na długi czasu. Na pewno ta sytuacja odbija się w jakiś sposób na zawodniku. Myślę jednak, że w przypadku mojego syna wszystko będzie w najlepszym porządku już w najbliższym czasie.

Komentarze (0)