Maksym Drabik kapitanem Innpro ROW-u Rybnik. Na pierwszy rzut oka - dość wyszukany ruch trenera Piotra Żyto i prezesa Krzysztofa Mrozka, bo do końca nie wiem, komu przypisać ten rzekomo szarlatański pomysł. Po krótkim namyśle natomiast - dość oczywisty.
Na dziś, nie licząc juniorów, niewielu jest zawodników ROW-u pewnych miejsca w składzie. W zasadzie to nie ma ich w ogóle. Drabik ma jednak tę zaletę, że choć nie zawsze mówi w sposób do końca zrozumiały, to jednak mówi po polsku i startuje z polską licencją. Podobnie jak Kacper Pludra i Gleb Czugunow z rosyjskimi korzeniami. No a trudno, by opaskę kapitana powierzyć Kacprowi, który - tak będzie pewnie lepiej dla wszystkich - bardziej niż na całokształcie powinien się skupić na sobie. Za nim przeciętny sezon i ma sporo do udowodnienia. A i miejsce w drużynie nie do końca pewne, bo straszakiem jest Jesper Knudsen.
Pozostali seniorzy to obcokrajowcy (Chris Holder, Rohane Tungate, Nicki Pedersen), którzy mają walczyć o miejsce w składzie. Nie mówią ani po polsku, ani po ślunsku. Zresztą, w większości przypadków, bardziej niż opaska kapitańska interesuje ich pewnie pasek od księgowej. A o synu Sławomira Drabika powiedzieć można wiele, natomiast z pewnością nie to, że na pierwszym miejscu stawia sprawy finansowe. Widzę w nim jedynego zawodnika PGE Ekstraligi bez żadnej reklamy na czapce i kogoś, kto nie próbuje spieniężyć się w mediach społecznościowych. Bo go tam po prostu nie ma. No i, jak wiemy, nie zjeżdża Europy wzdłuż i wszerz, biorąc każdą fuchę.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Maksym Drabik nie jest już młodym, zdolnym chłopcem czy też cudownym dzieckiem speedwaya. Ma już 27 lat, a więc bardziej jest klasyfikowany jako dobiegający trzydziestki. Być może rola kapitana obudzi w nim nowe kompetencje, które nabył podczas procesu dojrzewania i trwającej albo już zakończonej przemiany chłopca w mężczyznę. Poza tym pewne symptomy nadchodzącej wiosny są już zauważalne. Czytam, że jako kapitan zabrał nawet głos podczas prezentacji beniaminka PGE Ekstraligi.
- Z prezesem polubiliśmy się od pierwszej kawy. Mamy tę samą koncepcję - miał zauważyć Drabik. Nawet się domyślam, o co może chodzić. Mianowicie prezes liczy na komplety ze strony Maksyma, a zawodnik liczy na to samo. Słuszna koncepcja. Bo w martwym sezonie można snuć wielkie plany, a ludzie jakoś bardziej i częściej się ze sobą zgadzają niż później, gdy ruszą już rozgrywki. Przy czym ja naprawdę dobrze życzę młodemu Drabikowi, dwukrotnemu mistrzowi świata juniorów.
Przyznaję, mam wątpliwości, czy nie zabraknie mu na torze męstwa i zadziorności, których to najlepsza liga świata wymaga. Niemniej chciałbym, żeby wielu z nas utarł nosa. Bo każdemu należy się coś od życia.
Z podobnych pobudek ściskam kciuki za Mateusza Świdnickiego. Bo sam fakt, że raz jeszcze próbuje podjąć rękawicę, świadczy już o jego bohaterstwie. Życie go ostatnimi czasy sterało, dało się we znaki, jednak wiedząc, co go znów może czekać, chce spróbować się podnieść. Nie ucieka.
Zresztą, nie inaczej jest z Kacprem Pludrą. Dostało mu się za poprzedni sezon w Grudziądzu, a teraz - choć nowy jeszcze nie ruszył - krytykują go już za pierwszy występ w nowych barwach. Na szczęście jednak był to tylko występ na scenie, przy okazji prezentacji. Zawodnik stwierdził, że pokusiło go, aby zostać Gołębiem, ale teraz wraca już na właściwe tory. Bo Rekiny mają więcej ikry. Cóż, wielu chce się przyszykować na ten pierwszy raz w oryginalny sposób, natomiast nie czepiałbym się chłopaka. Po prostu, ostatnim sezonem jest sfrustrowany i tę swoją frustrację pokazał na forum. Pewnie niepotrzebnie, bo ktoś tam w Grudziądzu może się czuć urażony, ale spróbujmy też zrozumieć sportowca i jego podrażnioną ambicję.
Nie chciałbym się czepiać Pludry, a także Wiktora Lamparta, Jakuba Miśkowiaka, Michała Curzytka czy tego biedaka, który obsadzi pozycję U24 w Gorzowie. Z jednego konkretnego powodu. Otóż jako przedstawiciele wspomnianej formacji U24 usłyszeli już na swój temat wiele niepochlebnych opinii, często krzywdzących. Że ich jedynym atutem jest wiek i powinni się rozpychać o swoje łokciami na niższych szczeblach rozgrywek. Że dostają całkiem fajne pieniądze jedynie za metrykę etc. A przecież nie oni stworzyli ten nieszczęsny regulamin ich premiujący.
Zresztą, każdy z nich przeżywał większe lub mniejsze chwile chwały. Miśkowiak - wiadomo, mistrz świata juniorów. Lampart - brązowy medalista indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Pludra - sezon 2020 w PGE Ekstralidze jako jedyny zakończył ze średnią… 3,0 punktu na bieg. W finałowym meczu ze Stalą Gorzów wystąpił raz, jeszcze pod banderą Fogo Unii, i zwyciężył, będąc asekurowanym przez Piotra Pawlickiego i dostając potężnego motywacyjnego kopa do pracy na nadchodzącą jesień i zimą.
I wreszcie Curzytek, którego losy były dość pogmatwane, a we Wrocławiu miał problem z dowożeniem konkretnych miejsc. Gdy wreszcie zaczął wyglądać na torze lepiej, wiara klubu w jego możliwości już uleciała. Za to w Zielonej Górze walczy o swoje miejsce w żużlowym biznesie bardzo dzielnie, a i ofiarnie. Nie sposób tego nie docenić.
Warto też czasem tych chłopaków pochwalić. Jeśli oczywiście jest za co. A ganić za prezentację? Najbardziej wiarygodna prezentacja odbędzie się dopiero niebawem. I już w kaskach.
Tradycyjnie już na torze.
Wojciech Koerber