Był w cieniu wielkich gwiazd. W jednym finale sprawił niespodziankę

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Jerzy Gryt z prawej strony
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Jerzy Gryt z prawej strony

Jerzy Gryt to jedna z legend rybnickiego żużla. I choć startował w okresie, gdy o sile ROW-u stanowili Andrzej Wyglenda czy Antoni Woryna, to też miał swoje pięć minut. Właśnie obchodzi 82. urodziny.

W tym artykule dowiesz się o:

Rybnik przez lata był domem dla wielu znakomitych żużlowców, którzy odnosili sukcesy zarówno na arenie międzynarodowej, jak i krajowej. W ich cieniu przez długi czas startował Jerzy Gryt. Reprezentując barwy śląskiego klubu, sześciokrotnie zdobywał tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do swojego dorobku dołożył również trzy brązowe medale DMP oraz liczne sukcesy indywidualne. Największe osiągnięcie w karierze odnotował w 1971 roku.

W tamtym czasie Gryt nie był faworytem finału Indywidualnych Mistrzostw Polski, który odbywał się w Rybniku. Jego atutem była jednak doskonała znajomość miejscowego toru. Z góry zakładano, że większe szanse na zwycięstwo mają Edward Jancarz, Andrzej Wyglenda czy Jerzy Szczakiel.

ZOBACZ WIDEO: Tak strzela syn legendy. Stadiony świata!

To jednak Gryt okazał się najlepszy, pokonując uznane gwiazdy polskiego żużla i sięgając po tytuł, o którym marzy każdy zawodnik.

- Bardzo trudno było zdobyć mistrzostwo. W tych czasach brylował Wyglenda. W obsadzie finału byli też Waloszek, Mucha, Gluecklich czy Jancarz. Chciałem zdobyć to trofeum, było to największe marzenie. Mówiłem, że muszę zrobić mistrzostwo, bo jak nie teraz, to kiedy? Bardzo się cieszyłem z wygranej - wspominał Gryt w programie "Gwiazdozbiór Śląskiego Sportu", emitowanym na kanale Telewizji TVT na YouTube.

Trzy dni przed finałem IMP Gryt odbył trening na rybnickim torze. Kierownik drużyny ROW-u Jerzy Kubik mierzył wówczas czasy zawodników i przekazał mu słowa, które zapamiętał do dziś. - Mówił, że jak tak pojadę w niedzielę - a to był czwartek - to mam mistrza Polski - przyznał.

Jego triumf był niespodzianką, ponieważ uchodził za solidnego ligowca, ale nie za głównego kandydata do złota. Dwa lata później sięgnął jeszcze po srebrny medal, przegrywając jedynie z Wyglendą.

W drużynie ROW-u Gryt pozostawał w cieniu Woryny i Wyglendy. - Nie mogłem się do nich zbliżyć. To była światowa czołówka. Byłem w kadrze narodowej przez 8 lat, ale Wyglenda, Woryna, Maj czy Tkocz to była potęga. Najpierw oni dostawali najlepszy sprzęt, a reszta, w tym ja, byliśmy tak jakby dokoptowani do nich - przyznał.

Mimo to, legendy rybnickiego żużla miały ogromny wpływ na jego rozwój. Szczególnie podziwiał Joachima Maja, a szacunek wobec starszych kolegów był dla niego naturalny. - Jak Maj mi powiedział, żebym mu wyczyścił motocykl, to ja byłem szczęśliwy, że mogę to zrobić - wspominał Gryt.

- Czuję się bardzo spełniony. Cieszyłem się tym sportem. Stadion to był mój drugi dom. Cieszyłem się, że uprawiałem sport żużlowy - podsumował.

Od najmłodszych lat pasjonował się żużlem, co w Rybniku było czymś oczywistym. Każdy chłopak marzył o tym, by zostać żużlowcem. Na podwórkach organizowano wyścigi rowerowe, naśladując prawdziwych zawodników. Gryt uczestniczył w niemal wszystkich treningach i zawodach, a niedziela zawsze była dniem poświęconym czarnemu sportowi.

Swoją karierę rozpoczął w 1965 roku w wieku 22 lat, pokazując, że metryka nie stanowi bariery. W pierwszym sezonie wystąpił w czterech meczach, zdobył cztery punkty, a mimo to miał swój wkład w zdobycie tytułu DMP. Z każdym kolejnym rokiem jego forma rosła. Pod okiem Joachima Maja i Stanisława Tkocza systematycznie się rozwijał.

Z czasem stał się jednym z filarów ROW-u. Jak wyliczył Marcin Zielonka z "Tygodnika Żużlowego", łącznie wystąpił w 114 meczach, przejechał 418 biegów i zdobył 823 punkty, wliczając bonusy. Jego średnia w rybnickiej drużynie wynosiła 1,969 pkt/bieg. Po zakończeniu kariery został trenerem w ROW-ie i w 1990 roku poprowadził drużynę do ostatniego w historii klubu medalu DMP.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści