Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Obiecałeś mi, że jeszcze napiszę o Tobie wielkie rzeczy (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda
WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda

Od kilku dni moje myśli błądzą przy Tomaszu Gollobie. Piszę kolejne informacje o stanie zdrowia mistrza, ale wciąż nie dociera do mnie to, co się stało. Jaki wypadek? Jaki uraz rdzenia kręgowego? Jakie kalectwo? Żartujecie sobie!?

Bez Hamulców 2.0 to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego.

***

Tomasz Gollob po wypadku na torze motocrossowym w Chełmnie trafił do Wojskowego Szpitala w Bydgoszczy. Lekarze przeprowadzili operację kręgosłupa. Potem poinformowali o urazie uszkodzenia rdzenia i kręgu TH7 oraz braku czucia od linii klatki piersiowej w dół. Te kilka zdań powtarzam od czterech dni w różnych tekstach. Znam je już na pamięć. Najchętniej jednak wyrzuciłbym je z głowy raz na zawsze. Tylko jak to zrobić? Czasu cofnąć się nie da.

Ostatnio rozmawialiśmy przy okazji jego urodzin. Pewnie, że życzyłem mu zdrowia, bo to jest najważniejsze. Wiem, że to wyświechtany banał, ale dziś te i inne życzenia wysłuchane 11 kwietnia przez Tomasza nabierają szczególnego znaczenia.

Nie dociera do mnie to, co się stało. Mam też wyrzuty sumienia. Tomasz od kilku lat, przy różnych okazjach, zapraszał mnie na zawody motocrossowe. Mówił: "Przyjedź, zobaczysz, jakie to jest fajne". Zawsze się wykręcałem, bo brakowało mi czasu albo chęci. Dałem się tylko skusić na przyjazd na trening przed mistrzostwami świata w Super Enduro w Łodzi.

To były tylko ćwiczenia, ale widok fruwającego Tomasza wciąż mam przed oczami. Pamiętam, z jaką pasją pokonywał przeszkody. Pamiętam, jak mówił, że zaraz przeleci nad betonowym kręgiem niczym Tadeusz Błażusiak. Przy nawrocie podjechał do mnie i rzucił, że jeśli dotąd tylko jeden człowiek (Błażusiak) potrafił wykonać ewolucję polegającą zasadniczo na odbiciu się od ściany i pokonaniu wysokiej na 2 metry przeszkody, to za chwilę będzie ich dwóch.

ZOBACZ WIDEO "Tomek jest dobrem narodowym. Jest współczesnym gladiatorem"

Wracając do ostatniej rozmowy, przypominam sobie dwa stwierdzenia Tomasza. Jedno z nich było o miłości do motocykli. Mimo wielkich sukcesów i 46 lat na karku, choć zawsze podkreślał, że nie czuje się aż tak staro, jeździł na żużlu. Robił to właśnie dlatego, że to kochał. Nie myślał już o spektakularnych wynikach w speedway'u. Jego bawiło, że wciąż jest w tym sporcie. To był jego świat, z którego nie chciał wyjść, choć lekarze od dwóch lat namawiali go, żeby dał sobie spokój. Słuchał ich, kiwał głową i robił swoje. W jego przypadku stwierdzenie, że żużel to narkotyk jest jak najbardziej na miejscu.

- Jeszcze napiszesz o mnie wielkie rzeczy - to zdanie usłyszałem na koniec, bo choć zapewniałem go, że już nikomu i niczego nie musi udowadniać, to jego sportowy charakter nie pozwalał mu, żeby zejść ze sceny bez przytupu. Miał już przygotowany cały plan na start w Rajdzie Dakar. Mówił o tym od kilku lat, ale dopiero teraz był na to wyzwanie gotowy. Nie chcę stawiać kropki nad "i" pisząc, że już tego nie zrobi, choć on może chcieć o to zawalczyć. Mnie wystarczy, jak stanie na nogi. Wtedy o tym napiszę i to będzie ta wielka rzecz, którą mi Gollob obiecał. Trzymam go za słowo.

Na koniec taka uwaga na marginesie. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby ukrywając się pod nickiem, obrażać lekarzy informujących o stanie zdrowia Tomasza, a robiących to samo dziennikarzy nazywać hienami żerującymi na ludzkim nieszczęściu? Wreszcie, jak można pisać o Gollobie, że nie zasługuje na aż tak wielkie zainteresowanie, bo jest bufonem i damskim bokserem. To chore. Ci, którzy to piszą, powinni się leczyć.

Źródło artykułu: