Sezon 2015 zakończył się nieprzyjemną dla Marka Cieślaka sytuacją w Ostrowie. Po zakończonym meczu finałowym padły oskarżenia prezesów ŻKS Ostrovii, jakoby trener w trakcie zawodów znajdował się pod wpływem alkoholu. - Zadajmy sobie pytanie: kiedy to było? Godzinę po zawodach. Ta sprawa wcale po mnie nie "spływa", bo tak się nie da. To była dobra nauczka na przyszłość. To był mój błąd i mogę sobie jedynie głowę popiołem posypać za to, że tak się wydarzyło - przyznał.
Aktualny trener Falubazu Zielona Góra starał się upatrywać i dobre strony całej sytuacji. - Przy takiej okazji można dorobić sobie ideologie, jakie się tylko chce. Ale trudno, stało się i musiałem to przełknąć. Muszę sobie z tym dać radę, ale takie wydarzenie wpływa też i korzystnie, bo człowiek zmienia całkowicie swój sposób myślenia i działania. Dostrzega się bardziej zarówno swoje wady, jak i ludzi, którzy są wkoło. Niekiedy żyło się i myślało, że wszyscy są kolegami czy przyjaciółmi. Okazało się jednak, że tak nie jest, że piranie krążą wkoło - skomentował.
Szkoleniowiec opowiedział również o ciężkich momentach jakie miewał po tym nieprzyjemnym wydarzeniu. - Ciężko było to przeżyć. Cała Polska sobie obejrzała to wszystko. Ci, którzy to sobie wymyślili, żałują tego równie bardzo jak ja. Trzeba jednak podnieść się z kolan, bo to jest walka i należy działać dalej. Mnie uratowało z tej sytuacji to, że uprawiam czynnie sport. Pierwszym moim lekarstwem była sytuacja, kiedy wsiadłem po dwóch tygodniach na rower. Zrobiłem ze sto kilometrów i przestawiło to mój sposób myślenia. Uważam, że wynik w Ostrowie zrobiłem bardzo dobry, nikt się tego nie spodziewał, bo plany były takie, by wejść do play-offów. Wygraliśmy mecz w Rybniku i awansowaliśmy dalej. Powiem więc krótko: co nas nie zabije to nas wzmocni. Trzeba to przeżyć, podnieść się z kolan i dawać sobie radę dalej. Faktem jest, że trochę sobie człowiek zszargał nazwisko. W wyniku tej sytuacji poznałem jednak wielu fajnych ludzi, którzy w tych ciężkich chwilach zadzwonili, porozmawiali - zakończył.