Cztery drużyny z kręgosłupem i spokojną zimą
Za nami półfinały w PGE Ekstralidze i niespodzianek raczej nie było. W mojej ocenie wygrali je faworyci. Więcej ikry i walki było w półfinale leszczyńsko-toruńskim. Skończyło się jednak zgodnie z przewidywaniami. Z pewnością wpływ na taki scenariusz miała również nieobecność Kacpra Gomólskiego. W drugim półfinale tarnowianie sprawiali wrażenie trochę uśpionej drużyny. W tej rywalizacji nie było widać takiego mocnego zaangażowania. Doszło wprawdzie do scysji między Madsenem a Janowskim, więc może jakieś emocje tam grały, ale były mocno trzymane na wodzy.
Fogo Unia Leszno poradziła sobie z presją, ale było widać, że ciśnienie trochę krępowało ich poczynania. Przez długi czas nie byli w stanie odrobić strat. Szło im ciężko i przez moment na twarzach widoczny był niepokój. Na szczęście nie spanikowali i zdołali wygrać. Toruńskie strzelby w pewnym momencie się wystrzelały. Zaczęła zawodzić australijska para, zwłaszcza Doyle, po którym widać zbyt dużą liczbę startów.
Przed nami finał. Pojadą w nim doświadczeni zawodnicy, którzy już kilka razy przeżywali play-off. Teoretycznie wrocławianie mogą, a Leszno musi, ale to nigdy do końca tak nie wygląda. Jestem przekonany, że Sparta poważnie myśli o zwycięstwie. Będą bardzo zmobilizowani i skoncentrowani. Byki pewnie czują się pewniej po rywalizacji z KS Toruń, więc zapowiada nam się doskonała rywalizacja.
Uważam, że Sparta odnalazła się na torze w Częstochowie i w tej chwili jest on już porównywalnym atutem do obiektu we Wrocławiu. Drużyna Piotra Barona rozkręciła się już na tej nawierzchni. A Leszno? Nadal pojadą pod presją, bo oni jeszcze swojego celu nie zrealizowali. Tam został on jasno nakreślony przed startem ligi i wszystko zostało pod to podporządkowane. Wrocławianie mają już sukces i obciążenie jest mniejsze. Tak jak jednak powiedziałem, oni pewnie czują, że nie stoją na straconej pozycji i mogą wygrać.
Inna sprawa, że jeśli Sparta zdobędzie złoto, to będzie dla mnie najbardziej sensacyjnym mistrzem Polski ostatnich lat. W ostatnich sezonach nie zawsze wygrywali murowani faworyci, ale jednak robiły to zespoły, po których spodziewano się, że będą w czubie tabeli. Wrocławianie nie byli jednym z kandydatów do mistrzostwa, a w tej chwili są w finale i mają realne szanse, by myśleć o jego wygraniu.
W meczu o brąz szanse oceniam 50 na 50 i nie potrafię wskazać zwycięzcy. Te ekipy muszą szybko złapać drugi oddech i walczyć. Ta rywalizacja nie ma jednak już takiego ciężaru gatunkowego. Uważam zresztą, że ani w Toruniu ani w Tarnowie po tej rywalizacji nie będzie płaczu. Obie ekipy osiągnęły sukces, poradziły sobie z różnymi problemami. Mają to, na co zasłużyły.
Jeśli zresztą spojrzymy na wszystkie zespoły, które znalazły się w pierwszej czwórce, to możemy powiedzieć, że są to ekipy ukształtowane. Tam zostały zbudowane podstawy, kręgosłup jest naprawdę solidny. Nie spodziewam się rewolucji w Lesznie, Wrocławiu, Toruniu i Tarnowie. Działacze tych klubów będą raczej dążyć do utrzymania stanu posiadania i niewielkiego liftingu. Jakieś ruchy pewnie wykonają, ale to będzie retusz, a nie żadne radykalne zmiany. Dla niektórych najbliższa zima powinna być spokojna, choć jak zwykle wiele będzie zależeć od kwestii finansowych.
Marian Maślanka
Kacper -dywagacje i dno teza z plakatu.A może polował na Piotra Pe?też pomysł.
Unia-musi he he pobożne życzenie płynące z maślanki .Szanse 1:1
Toruńskie strzelby-Toruńska nie moc i pudł Czytaj całość