Wrócił na tor po siedemdziesiątce. Gdy nie jeździł, zdawał egzaminy za innych

Facebook / Śląsk Świętochłowice - historia / Na zdjęciu: Erwin Brabaiński
Facebook / Śląsk Świętochłowice - historia / Na zdjęciu: Erwin Brabaiński

Erwin Brabaiński przez całą swoją karierę pozostał wierny Śląskowi Świętochłowice. Jego droga na tor żużlowy nie należała do najłatwiejszych. Właśnie obchodzi 84. urodziny.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy wspomina się legendy Śląska Świętochłowice, w pierwszej kolejności wymienia się Pawła Waloszka czy Jana Muchę, którzy odnosili sukcesy zarówno w lidze, jak i na arenie międzynarodowej. Istnieje jednak grupa zawodników, którzy przez lata stanowili o sile zespołu, lecz pamiętają o nich głównie najwięksi pasjonaci historii żużla. Do tego grona zalicza się Erwin Brabaiński.

Urodzony 21 lutego 1941 roku w Rudzie Śląskiej, od najmłodszych lat pasjonował się motocyklami. Żużlową przygodę rozpoczął w 1958 roku, a jego pierwszym trenerem był Stanisław Rurarz. Mimo dobrych wyników na treningach, długo nie mógł przebić się do składu. Wielokrotnie podchodził do egzaminów licencyjnych, jednak nie z powodu niepowodzeń.

- Początki moje były bardzo trudne, dlatego że po namowach niektórych osób funkcyjnych i urzędowych w mieście, robiłem licencję kilku zawodnikom pod ich nazwiskiem. Nie było dla mnie miejsca w drużynie - wspominał w rozmowie ze Śląską Telewizją Miejską.

ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski

W końcu jednak otrzymał swoją szansę. Stało się to za sprawą regulaminu, który dopuszczał wykluczanie zawodników za niebezpieczną jazdę. Brabaiński zadebiutował w meczu przeciwko Zgrzeblarkom Zielona Góra. Jak sam relacjonował, zastąpił Erwina Maja, zdobył 10 punktów i uzyskał najlepszy czas dnia. - Od tego momentu nie można było wsadzać tego Erwina do szuflady, bo wyniki mówiły same za siebie. Wskoczyłem na stałe do drużyny - podkreślał.

Jako zawodnik Śląska występował do 1979 roku, stając się jednym z czołowych reprezentantów klubu, mimo problemów finansowych drużyny. Najczęściej pozostawał w cieniu Pawła Waloszka, lecz kiedy korzystał z jego motocykla, był nie do pokonania. Po zakończeniu kariery działał jako trener i działacz, pozostając wierny Śląskowi Świętochłowice.

Brabaiński był lojalny wobec klubu niezależnie od okoliczności. Odrzucał propozycje innych zespołów, nie wyobrażając sobie zmiany barw. Nawet gdy klub zalegał z wypłatami, nie rezygnował ze startów. - Byliśmy ubogim klubem. W 1969 roku, gdy zdobyliśmy pierwsze wicemistrzostwo, to nam nie płacono za punkty przez 3 miesiące, a wynagrodzenie wtedy opiewało na kwotę 80 zł za punkt. Klub nie był w stanie nawet tego wypłacać - opowiadał.

Karierę zakończył w 1979 roku, choć, jak twierdził, działacze nie doceniali jego wkładu. - Jak był ciężki mecz, to dostawałem motocykl Pawła Waloszka i ani jednego biegu nie przegrałem. Nikt tego nie brał pod uwagę - mówił.

- Jako jedyny skończyłem studia inżynierskie i był atrakcyjny wyjazd za granicę na turniej, ale mnie pominięto. Byłem wtedy drugim zawodnikiem w drużynie. "Odwaliłem" wtedy ostatni mecz, przyszedłem w poniedziałek do klubu, wyczyszczoną skórę rzuciłem na stół. Powiedziałem, że więcej nie będę startował i zakończyłem karierę - dodał. Od tamtej pory nie występował już w oficjalnych zawodach w Polsce.

Po latach wrócił jednak na tor. W 2015 roku, podczas turnieju Speedway Reaktywacja w Świętochłowicach, wraz z Pawłem Waloszkiem przejechał kilka okrążeń przed rozpoczęciem zawodów. Miał wtedy 74 lata i został przyjęty owacyjnie, jak za dawnych lat.

Komentarze (1)
avatar
sparki
10 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Charakterystyczny gościu,duży szacunek dla Niego,100 lat Erwinie. 
Zgłoś nielegalne treści