Andreas Jonsson, Tobiasz Musielak, Piotr Pawlicki, Leon Madsen, Jarosław Hampel, Grzegorz Walasek, Adrian Miedziński, Paweł Przedpełski, Mirosław Jabłoński, Jakub Jamróg, Damian Baliński, Mariusz Puszakowski, Rory Schlein - to tylko niektórzy zawodnicy, którzy odnieśli w trwającym sezonie kontuzje. Dla ostatniego z nich zmagania w tegorocznych rozgrywkach są już zakończone. Podobnie może być w przypadku lidera SPAR Falubazu, choć ten ma nadzieję, że jeszcze wsiądzie na motocykl. Tegoroczne wydarzenia prowadzą jednak do wniosku, że w sporcie żużlowym liczba poważnych urazów rośnie. Bezpieczeństwa nie poprawiło wprowadzenie przelotowych tłumików, na które wielu zawodników czy ekspertów czekało jak na zbawienie.
[ad=rectangle]
- Ten rok jest bardzo wyjątkowy. Nie wiązałbym jednak tego tylko ze sprawą tłumików. To byłoby zbyt proste. Problem jest zdecydowanie bardziej złożony. Zawodnicy z pewnością mogą czuć się swobodniej, bo wiedzą, że na motocyklu jest zamontowany przelotowy tłumik. W związku z tym więcej ryzykują i tak robi wielu z nich - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marian Maślanka.
Większej liczbie urazów sprzyja z pewnością rosnącą presja, którą na zawodnikach wywierają prezesi i sponsorzy. Często jeden słabszy występ oznacza brak miejsca w składzie w kolejnym spotkaniu. To z pewnością nie sprzyja bezpiecznej jeździe. Z drugiej jednak strony od profesjonalnego sportowca można oczekiwać, że poradzi sobie z oczekiwaniami swoich pracodawców. Presja jest nieodłącznym elementem każdej dyscypliny. Na całą sprawę należy spojrzeć z pewnością znacznie szerzej.
Wiele osób rosnącą liczbę kontuzji w sporcie żużlowym wiąże z postępem technologicznym, który dokonuje się niemal każdego roku. - Z roku na rok motocykle, na których startują zawodnicy są coraz szybsze. Przez to większa staje się m.in. siła uderzenia zawodnika o bandę. To właśnie z tego powodu możemy mieć taką a nie inną liczbę kontuzji. Jest ich cała masa. Emil Sajutdinow w jednym z wywiadów zwrócił uwagę właśnie na ten problem - zauważa Sławomir Kryjom. - A warto zwrócić uwagę, że wraz z postępem technologicznym nie zmienia się infrastruktura torów. One były budowane wiele lat temu, kiedy motocykle były zdecydowanie wolniejsze. To też nie jest bez znaczenia - dodaje z kolei Jacek Frątczak ze SPAR Falubazu Zielona Góra, którego zespół ma tym roku szczególnie dużego pecha do kontuzji.
- W każdej diagnozie można znaleźć ziarnko prawdy. Postęp technologiczny sprawia, że motocykle się lepiej prowadzi. Stają się one bardziej posłuszne zawodnikowi. To idzie akurat w dobrym kierunku. Moim zdaniem powinniśmy zastanowić się, czy więcej kontuzji jest na długich czy krótkich torach. Możemy za chwilę dojść do tego, że postęp technologiczny wymaga przebudowy torów na dłuższe. Z drugiej jednak strony większe obiekty mają to do siebie, że się na nich szybciej jeździ. Wtedy upadek staje się groźniejszy - podkreśla z kolei trener Marek Cieślak.
Trener reprezentacji Polski w całej sprawie zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt. Dotyczy on sposobu przygotowania nawierzchni. Pod tym względem od dłuższego czasu odchodzi się od torów trudnych i przyczepnych. Tak jest między innymi w Polsce z racji instytucji komisarza toru. Zawodnicy nie startują w związku z tym trudnych warunkach, które wymagają od nich większych umiejętności.
- Zawodnicy nie lubią, kiedy mówi się, że dawniej było inaczej. Warto jednak wspomnieć, że kiedyś tory były naprawdę trudne. Nawierzchnie nie wiązały się tak jak dziś. Nikt o to też tak nie dbał. Żużlowcy musieli jeździć w takich warunkach bardziej technicznie, operować gazem i swoją pozycją na motocyklu. Na nieco bardziej dziurawych torach takie umiejętności były konieczne. Wtedy znacznie ciężej było wejść pod zawodnika czy przeprowadzić skuteczny atak. Dziś tego już nie trzeba, bo tor jest gładki i równy. Najważniejsza jest w związku z tym szybkość. Doszliśmy do tego, że poziom się bardzo wyrównał. Kiedy ktoś trafi na doskonały motocykl, to nie ma znaczenia, że startuje w pierwszej lidze. Jest w stanie wygrywać z mistrzem świata. Kiedyś takich sytuacji nie było, bo w tak dużym stopniu nie decydował sam sprzęt, ale też umiejętności. Lepsi zawodnicy potrafili lepiej radzić sobie z nierównościami. Dziś narzekamy też na to, że żużel jest mniej widowiskowy, bo brakuje mijanek. To jest prawda, ale dlatego, że mamy równe tory, na których wszyscy bez problemu jadą. Nikt nie popełnia błędów, z których ktoś może skorzystać. Tory są teraz łatwiejsze do jeżdżenia - tłumaczy Cieślak, któremu wtóruje Marian Maślanka. - Charaktery i umiejętności rzeczywiście kształtują się w warunkach trudnych. To prowadzi do pewnych uproszczeń. Później, kiedy trafią się bardziej wymagające tory od razu podnosi się larum i krzyk. Wiele razy już to widzieliśmy - dodaje były prezes częstochowskiego Włókniarza.
Z takim spojrzeniem na całą sprawę nie do końca zgadza się Sławomir Kryjom, który nie ma jednak wątpliwości, że idealne warunki do jazdy mogą powodować u niektórych żużlowców zbytnią pewność siebie lub brak odpowiedniej koncentracji.
- Coś w tym jest, że liczba torów przyczepnych lub trudnych bardzo w Polsce spadła. Do tego doprowadziła instytucja komisarza toru. Jeśli ktoś śledzi jednak rozgrywki ligi angielskiej czy szwedzkiej, to widzi, że tam rywalizuje się w nieco trudniejszych warunkach. Żużlowcy z czołówki jeżdżą w Szwecji, więc nie można też mówić, że nie mają styczności z cięższymi torami. Zgadzam się jednak, że tory są coraz lepsze i wiele robi się w kwestii bezpieczeństwa. A to można odnieść do życia i do tego, co dzieje się na drogach. Liczba wypadków nie jest większa w okresie świąt bożonarodzeniowych. Szczególnie dużo tragicznych wydarzeń ma miejsce w wolne, ciepłe, słoneczne, wakacyjne weekendy. Wtedy warunki do jazdy są idealne i kierowców ponosi fantazja. Zawodnicy mogą czuć się zbyt pewnie i wychodzić z założenia, że tor jest równy jak stół, więc nie ma spotka ich żadna niespodzianka, a w razie czego są dmuchane bandy. Fantazja puszcza i wypadków może być więcej - wyjaśnia były menedżer Unibaksu Toruń.
Problem bezpieczeństwa zawodników z pewnością wymaga szerszej dyskusji. Już teraz widać jednak, że nie do końca rację mieli ci, którzy w poprzednich latach wiązali poważne urazy żużlowców z nieprzelotowymi tłumikami. Ten sezon najlepiej potwierdza, że problem jest zdecydowanie bardziej złożony.
W całej sprawie nie brakuje zresztą opinii, że odwrotny od zamierzonego efekt przynosi sposób przygotowania torów. Preferowane są nawierzchnie twarde i równe, które nie wymagają od zawodników dużych umiejętności. Takie tory często zabijają także widowisko. Warto również zastanowić się, czy liczba kontuzji, kiedy tory były przyczepne była większa niż obecnie? Zachęcamy do dyskusji w komentarzach.