Nikt nie zamknie ust Skrzydlewskiemu
Moja córka będzie zajmować się sprawami wizerunku Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Docierają już do mnie komentarze, że to próba uciszenia Skrzydlewskiego, który lubi czasami kogoś skrytykować. Tych, którzy tak myślą, mogę zapewnić, że są w błędzie. Ja nie z takich. Każdy, kto mnie choć trochę zna, doskonale wie, że zawsze mówię to, co myślę. U nas jest zresztą duży podział. Moja córka ma inne poglądy. Kochamy się jako ojciec i córka, ale mocno się różnimy i dlatego pewnych dyskusji nawet nie zaczynamy. Ja chodzę na pochody, na które ona by w życiu nie poszła.
[ad=rectangle]
Ust mi nikt nie zamknie i nie zatańczę tak jak mi zagrają. Pod tym względem raczej nic się nie zmieni. Myślę, że będzie zupełnie inaczej. Moja córka powinna się liczyć teraz z tym, że będę jej częściej dokuczać.
Moja córka może się jednak tam przydać. Żużel to jej wielka pasja, a to działa na plus. Biegała za tym sportem, kiedy miała już siedem lat. Na pewno ma też sporo kontaktów, bo bywała na salonach. Tam nie trafia teraz panienka, której nigdzie wcześniej nie było. Uważam, że może się przydać czarnemu sportowi. Jestem spokojny, że wstydu nie przyniesie, bo potrafi twardo negocjować i nie chodzi na skróty. Dla mnie takie cechy są ważne.
Różni nas też podejście do żużla. Ona to kocha, a ja jestem w tym wszystkim głównie z jej powodu. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że mnie to w ogóle nie wciąga. Jestem przy tym kawał czasu, więc siłą rzeczy nie robię tego zupełnie beznamiętnie. Wiele rzeczy mnie jednak ciągle wkurza. Jedna z nich to pogoda. Można się przygotować, a tu deszcz i po balu. Ale to temat na inną dyskusję.
Jeśli miałbym dawać rady, to pod względem wizerunkowym w żużlu jest trochę do zrobienia. Przed nami Grand Prix na Stadionie Narodowym. Impreza się świetnie sprzedaje i brawo. Jeśli jednak to wszystko wypali, to już teraz należy myśleć, co dalej. Żużel ma szanse pokazać, że nie jest zaściankowy i to właśnie w tej chwili należy myśleć, co zrobić, żeby tego jednego sukcesu nie zmarnować i przekuć na kolejne. A to zadanie dla żużlowych władz.
Druga ważna sprawa to kwestie licencyjne. One mocno wpływają na wizerunek dyscypliny. Widzę, że pod tym względem zaczął się proces porządkowania. Centrala piłkarska się z tym uporała i podobne sygnały zaczyna dawać żużel. Jeśli w mediach nie będzie mówić się o tym, że dany klub nie płaci, to na pewno wizerunek się poprawi. Trzeba zmienić myślenie ludzi.
Orzeł wyrobił sobie pozycję tym, że jest wiarygodny. Nie mamy imponującego zaplecza. Pod tym względem wyglądamy biednie, ale w kwestiach finansowych jesteśmy dobrym partnerem. I taka powinna być kolejność i rozumienie normalności. Niektórych prezesów trzeba przywołać do porządku w tych sprawach. Jestem naprawdę porażony, kiedy słucham, ile niektórzy płacą. Przeraża mnie również to, że w niektórych ośrodkach budżet jest oparty głównie na miejskich dotacjach. To tragedia. Wystarczy, że ktoś założy klub, pójdzie do miasta po kasę i będzie sobie po prostu prezesem. To nie tak powinno być. Miasto ma pomóc, dać obiekt, wesprzeć finansowo, ale to wsparcie nie powinno stanowić 90 czy 95 proc. budżetu. Normalność w finansach, to podstawa do lepszego wizerunku. To druga rada. I w zasadzie ostatnia. Na tym kończą się ojcowskie podpowiedzi na początku sprawowania nowej funkcji.
Witold Skrzydlewski