Mateusz Makuch, Paweł Zeller: Jesteś po kilku jazdach na częstochowskim torze. Jak ci się tutaj jeździ?
Mirosław Jabłoński: Pierwsze treningi w tym roku zacząłem w Gnieźnie. Następnie odbyłem dwa w Częstochowie. Na początku było trochę motocrossowo, ale pomalutku do przodu. Ścigamy się, dopasowujemy motocykle i nie jest najgorzej. Wiadomo, po dosypaniu nawierzchni na częstochowski owal ten tor potrzebuje jak najwięcej jazdy żeby wszystko się ułożyło i dobrze się związało, dlatego nie ma, co narzekać. Trzeba trzymać gaz i jechać do przodu.
Na jednym z pierwszych treningów ścigaliście się po dwóch sprzed taśmy. Miałeś chyba najgroźniejszego rywala w postaci Grigorija Łaguty i radziłeś sobie całkiem nieźle. Kto wygrał w takiej waszej mini rywalizacji?
- Niestety było 5:4 dla Griszy (śmiech). Trzeba mierzyć się z najlepszymi, na treningach jeździć z najlepszymi i do nich porównywać sprzęt. Obecnie jeszcze ja coś testowałem i wiem, że Grisza też. Jak na razie 50-procentowe zadowolenie z mojej strony, ponieważ jeden silnik spisuje się świetnie, natomiast z drugim trzeba jechać do mechanika. Mogę zapewnić, że do pierwszego meczu w Lesznie wszystko będzie grało na sto procent.
Gdy rozmawialiśmy w grudniu przyznałeś, że w tym roku z twojej strony nakłady na sprzęt będą ekstraligowe.
- Sprzętu jest od groma i jeszcze ciut (śmiech). Żeby to wszystko dopasować potrzebna jest duża ilość treningów. Podczas sparingów też testowałem silniki. Najlepszy silnik po jednym biegu pakowałem, bo nie było sensu go ujeżdżać. Najważniejsze dla mnie to sprawdzić to, co nowe. Nie ukrywam, że przy nowym sprzęcie jest najwięcej roboty. Trzeba wszystko dokładnie dopasować i poczuć.
Prawdopodobnie jeden z polskich seniorów nie pojedzie w pierwszym meczu w Lesznie. Jak na ciebie działa ta rywalizacja?
- Staram się o tym w ogóle nie myśleć. Robię to, co jest dla mnie najistotniejsze, czyli jak najlepsze dopasowanie sprzętu do toru. Wychodzę z założenia, że jeżeli na tym się skupię to będę wtedy wygrywał ze wszystkimi i nie patrzę tylko na kolegów z drużyny, ale na każdego zawodnika w Enea Ekstralidze.
Pierwsze sparingi i poważniejsze sprawdziany formy za wami. Jesteś z siebie zadowolony?
- Swoją postawę oceniam jako średnią. W Łodzi podczas treningu punktowanego było super, natomiast w Częstochowie nie ukrywam, że testowałem nowy silnik. Musiałem pozmieniać trochę w ustawieniach. Nie było najgorzej, ale chciałem, aby było lepiej. Teraz nadszedł czas, aby zacząć wybierać silniki, na których pojedziemy w lidze i jak najlepiej przygotować się do meczu w Lesznie. Wyrocznią i wyznacznikiem tego, na co nas stać, będzie właśnie rywalizacja z Unią. Tam musimy być przygotowani na więcej niż sto procent.
Rozmawialiśmy po pierwszych treningach i mówiłeś wtedy, że częstochowski tor po modernizacji, jaką przeszedł, potrzebuje czasu, aby umożliwił skuteczną walkę. Twoje słowa zdają się potwierdzać, gdyż pierwsze efektywne ataki po zewnętrznej części owalu zawodnicy przypuszczali podczas czwartkowego turnieju par.
- Można było jechać po szerokiej, ale tor wcześniej był troszeczkę zbronowany i jeszcze tworzyły się dziury. Aczkolwiek była to dopiero nasza pierwsza odsłona dla nas i myślę, że z każdym treningiem będziemy coraz lepiej spasowani z naszym torem.
Spytam może o kontrowersyjną kwestię. W niektórych opiniach czy komentarzach można wyczytać, że Enea Ekstraliga dla Mirosława Jabłońskiego to za wysokie progi.
- (śmiech) To zacznijmy od tego, że komentarzy nie czytam, bo równie dobrze takie opinie może wystawiać mój sześcioletni syn, który umie czytać i pisać, usiąść przy komputerze i logować się na różne strony ze swoimi grami. Takie komentarze może pisać dosłownie każdy. Co do ich treści: twierdzono, że nie nadaję się na drugą ligę, pierwszą, a teraz, że nie poradzę sobie w Ekstralidze. Jak na razie temu zaprzeczam i pokazuję chociażby na treningach, że stać mnie równorzędną walkę z zawodnikiem, który w zeszłym roku legitymował się ósmą średnią w Ekstralidze. Ja nie patrzę na tę otoczkę medialną. Przygotowuje się swoim tokiem, a na takie rzeczy mam tzw. klapki na oczach. Wykonuję to, co sobie zaplanowałem. Tak naprawdę to dopiero po sezonie będzie można powiedzieć, czy Mirek Jabłoński nadaje się do tej Ekstraligi, czy też nie.
Jak ci się układa współpraca z dyrektorem technicznym Włókniarza, Januszem Stachyrą?
- Nie dostrzegam żadnej nowej współpracy. Świat żużlowy jest tak mały, że wszyscy ze wszystkimi się znają. Między nami jest normalna współpraca, taka, jaka powinna być na linii trener - zawodnik. Jak na razie wygląda to wzorowo, oby tak dalej.
W grudniu jeszcze nie za wiele mogłeś z kolei powiedzieć o współpracy z nowymi władzami we Włókniarzu, bo wtedy dopiero przejmowali oni stery w częstochowskim klubie. Minęło już jednak kilka miesięcy, więc powtórzymy pytanie. Jakie masz relacje z władzami Włókniarza?
- Cała współpraca z Włókniarzem, począwszy od kibiców, którzy mnie zszokowali podczas prezentacji drużyny. Naprawdę pełen podziw i szacunek dla nich, za to, co zgotowali nam na prezentacji. Zasługują na miano najlepszych fanów w Polsce. Wracając do pytania. Począwszy od kibiców do działaczy, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Może powiem brzydko, ale póki co wszystko na koncie się zgadza i cóż tu więcej mówić…
No właśnie, często przywołujemy przykład Daniela Nermarka, który był zszokowany, bo pierwszy raz, odkąd jeździ w polskiej lidze, pieniądze z tzw. kontraktówki miał na czas, a nawet pojawiła się przedpłata.
- Dlatego mówię, lwią częścią tej współpracy, nie oszukujmy się, są pieniądze. U mnie jak na razie na koncie wszystko się zgadza, więc nie mogę złego słowa powiedzieć na temat częstochowskich działaczy, z którymi dogaduję się świetnie. Oby ta współpraca wyglądała tak do końca sezonu.
Wrócę do wyniku sportowego. Nie ukrywajmy, że w Lesznie zdecydowanym faworytem będzie Unia. Jeśli natomiast chodzi o inaugurację w Częstochowie z Polonią Bydgoszcz, to chyba nastawieni będziecie na zwycięstwo?
- Tylko i wyłącznie. Nie ma innej opcji. W każdym meczu u siebie będzie dla nas liczyło się tylko zwycięstwo. Gdzie jak gdzie, ale u siebie musimy wygrywać. Na wyjazdach z kolei musimy zawsze pokusić się o jak najlepszy rezultat i z takim nastawieniem jedziemy do Leszna, aby pokazać innym, że powinni się nas obawiać i nie jesteśmy chłopcami do bicia.
W drugiej części Mirosław Jabłoński opowiedział o tajnikach częstochowskiego toru, czy też ocenił szanse drużyn w Enea Ekstralidze, której start już 9 kwietnia.