Jesień 1960 roku. Wielotysięczny tłum na stadionie w centrum Rzeszowa wiwatuje na cześć swoich ulubieńców- żużlowców miejscowej Stali. Po raz pierwszy w dziejach speedwaya na Podkarpaciu wywalczyli oni właśnie tytuł Drużynowego Mistrza Polski i to jako beniaminek ligi! Kapała, Malinowski, Kępa i ich koledzy stają się bohaterami całego regionu. Ale przecież żużel w tym mieście i regionie miał już wtedy spore tradycje, a tor, na którym Stal jeździła, wcale nie był pierwszym w Rzeszowie.
Zaraz po wojnie sekcje motorowe, których członkowie próbowali swoich sił w jeździe po torze było na Podkarpaciu przynajmniej kilka, ale początkowo, jak wynika z dostępnych opracowań, ich mekką był Jarosław, gdzie na miejscowym stadionie do wyścigów motocyklowych zaadoptowano żużlową bieżnię. Działające prężnie Rzeszowskie Towarzystwo Kolarzy i Motorzystów podjęło w 1948 roku inicjatywę budowy nowego toru w stolicy regionu, który powstał na obiekcie Resovii. Miał on kosztować około 700 tysięcy ówczesnych złotych, z czego część pokryła pożyczka bankowa, pozostałą kwotę natomiast uzyskano z datków oraz organizowanych imprez. Ciekawostką jest też fakt, że Ministerstwo Komunikacji zasponsorowało 100 wagonów kolejowych żużla. Jak udało mi się ustalić na podstawie różnych źródeł (chociaż trzeba do nich podchodzić z pewną ostrożnością) , tor na stadionie Resovii miał 450 metrów długości (na starych fotografiach widać, że okalał od zewnątrz bieżnie lekkoatletyczną), 10 metrów szerokości na prostej i 12 metrów szerokości na wirażach. Jeszcze w tym samym roku zorganizowano tutaj kilka imprez, w których startowały pierwsze asy rzeszowskiego żużla: Józef Dyląg czy Stanisław Kurpiel. Tor żużlowy na stadionie Resovii nie miał długiego żywota, aczkolwiek jeszcze w latach 50-tych odbywały się tutaj mecze ligowe, warto też przypomnieć, że wiosną 1957 roku na tym obiekcie pod okiem rzeszowskiej legendy Eugeniusza Nazimka pierwsze kółka na żużlowym owalu kręcili, uczący się jeździć, zawodnicy nowej sekcji żużlowej…Unii Tarnów. Ale nieistniejący dziś tor na Resovii ma swoje miejsce w historii polskiego speedwaya nie dlatego, że odbywały się na nim jakieś zawody wysokiej rangi, ale z powodu zgoła innego. To przecież tutaj dokonały się pierwsze próby oraz uroczysta premiera pierwszego i jedynego dotąd polskiego silnika żużlowego, czyli popularnego FIS-a! Jak głosi miejscowa legenda konstruktorzy FIS-a, czyli rzeszowscy zawodnicy Tadeusz Fedko i Romuald Iżewski (nazwa silnika pochodzi jak powszechnie wiadomo od pierwszych liter nazwisk konstruktorów oraz Stali) przystąpili do prac zirytowani porażką w meczu i bezradnością swoich maszyn. Prace trwały na przełomie 1953 oraz 1954 roku. I oto... 30 kwietnia 1954 roku na torze, który jest bohaterem tego opowiadania pojawił się Fedko dosiadający motocykl z nowym, rzeszowskim silnikiem- tzw FIS-1. Dwa tygodnie później kolejnej próby dokonał Eugeniusz Nazimek, wreszcie trzecia i decydująca próba odbyła się 17 czerwca tego roku, motocykl z silnikiem FIS-a dosiadł znakomity wówczas zawodnik Spójni Wrocław Edward Kupczyński. Próby wypadły pomyślnie i tak oto rzeszowski silnik wszedł, a raczej wjechał przebojem do dziejów naszego speedwaya, Szkoda jedynie, że na tak krótki okres czasu. Minęło bowiem 10 lat i jak wspomina były zawodnik Stali Józef Batko w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w 1964 roku był jedynym startującym na FIS-ie. Nawet jeżeli nie do końca było to prawdą, faktem jest, że połowa lat 60-tych to już zmierzch rzeszowskiej konstrukcji. Ale dziesięciolecie począwszy od połowy lat 50-tych było dla FIS-a i produkujących go zakładów rzeszowskiej WSK wyjątkowo tłuste. Motocykle produkowano na potrzeby krajowe, droższe wersje eksportowano między innymi do ówczesnych krajów tzw. demokracji ludowej oraz do Szwecji. O FIS-ach krążyły rozmaite opinie. Florian Kapała opowiadał mi kiedyś, że był on niemal kopią angielskiego JAP-a i wymagał przed wykorzystaniem go podczas meczu rozmaitych przeróbek i ulepszeń. Rzeszowska fabryka przestała więc produkować FIS-y, część z nich "dożynano" jeszcze przez jakiś czas na treningach w polskich klubach, część odsprzedano za granicę, podobno nawet do Włoch. Los obszedł się z produktem myśli, pasji i pracowitości Fedki oraz Iżewskiego niełaskawie. Wiele lat później rzeszowski dziennikarz Janusz Majka zainteresował się motocyklem i postanowił poszukać jakichś pozostałych egzemplarzy w Rzeszowie. Nie znalazł ani jednego, prawdopodobnie jakiś barbarzyńca z WSK nakazał zniszczenie tego co pozostało w fabryce, a nikt nie wpadł na pomysł, aby pozostawić w niej chociaż jeden egzemplarz, przynajmniej na pamiątkę! Ale na szczęście FIS nie przepadł całkowicie i bez wieści. Jakiś czas temu udało mi się namierzyć kilka egzemplarzy, będących w posiadaniu prywatnych osób w naszym kraju. Jednym z nich jest doskonale znany kibicom w całym kraju były toruński zawodnik, a obecnie od wielu lat ceniony szkoleniowiec Jan Ząbik. Natomiast po torze, na którym dokonano pierwszych prób polskiej żużlowej konstrukcji pozostały już tylko pożółkłe fotografie, wycinki z archiwalnej prasy i wspomnienia...
Robert Noga
Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie(3): W krainie FIS-a
Robert Noga w kolejnych podróżach w czasie zaprasza na opowieść o złotych latach polskiej myśli konstrukcyjnej, która w latach pięćdziesiątych dała motocykl marki FIS.