Z nieba do piekła, czyli historia upadku pierwszoligowego żużla w Pile

Kiedy senator Henryk Stokłosa zadeklarował swoją pomoc Speedway Polonii Piła i za jego sprawą sprowadzono do grodu Staszica braci Pawlickich, wydawało się, że powrócą czasy świetnego prosperity sportu żużlowego w Pile. Tak się jednak nie stało. Kto zawinił?

Kiedy senator Piotr Głowski został wybrany prezydentem Piły, konieczne okazały się wybory uzupełniające do senatu w okręgu pilskim. Dość niespodziewanie jednym kandydatów został Henryk Stokłosa, który wcześniej był już członkiem senatu pięciu kadencji. Podczas kampanii wyborczej Stokłosa obiecał, że jeżeli zostanie wybrany, to wesprze pilskie kluby sportowe. Największy przedsiębiorca w okręgu pilskim wybory wygrał. Bardzo szybko złożył również deklarację, że żużel jest dla niego najważniejszy. Deklaracje przeszły w czyny. Stokłosa został sponsorem tytularnym klubu, a do zespołu wypożyczeni zostali bracia Pawliccy, którzy jak się później okazało, mieli decydujący wpływ na wyniki pilskiej drużyny w sezonie 2011.

Zespół, którego celem był awans do I ligi żużlowej, plan zrealizował, ponosząc w całym sezonie zaledwie trzy porażki. Problemy zaczęły się wraz z końcem sezonu, kiedy okazało się, że mimo dużego wsparcia senatora Stokłosy, w kasie brakuje pieniędzy na spłatę wszystkich zobowiązań. Wcześniej dostępny i chętnie rozmawiający z mediami prezes Cezary Łysanowicz, stał się nieuchwytny. W klubie tłumaczono jego nieobecność problemami zdrowotnymi. Nieoficjalnie mówiło się, że to właśnie prezes klubu ponosi odpowiedzialność za stan klubowej kasy. Te informacje potwierdza Mieczysław Tymko, członek zarządu pilskiego klubu. Co ma do zarzucenia prezesowi Łysanowiczowi? - Jego grzechem podstawowym było ustawianie zespołu. Kiedy trener Piotr Szymko podejmował decyzję o tym, że w konkretnych biegach pojadą zawodnicy mniej punktujący, bo prowadziliśmy wysoko i chcieliśmy zaoszczędzić pieniądze, wówczas prezes zakochany w Pawlickich decydował, że to jednak oni wystartują. To uderzyło w klub. Były przecież takie mecze, gdzie z biletów było 50 tysięcy wpływów, ale zawodnikom za punktówkę trzeba było wypłacić 75 tysięcy. Proszę pamiętać, że bracia Pawliccy byli także dodatkowo wspierani przez senatora Stokłosę. To musiało później znaleźć odzwierciedlenie w klubowej kasie – wyjaśnia w rozmowie ze SportoweFakty.pl Mieczysław Tymko.

Pierwszym niepokojącym sygnałem, który wskazywał na to, że w Speedway Polonii Piła nie dzieje się najlepiej, były przepychanki na linii bracia Pawliccy – klub. Pawliccy twierdzili, że klub zalega im pieniądze. Piotr Pawlicki doprecyzował, że chodzi o kwotę 108 tysięcy złotych, a w sprawę zaangażował również prawników. Wiceprezes pilskiego klubu Andrzej Małecki zapewniał jednak, że zgodnie z kontraktem, braciom Pawlickim nie należą się żadne pieniądze. Takie stanowisko klubu potwierdził również przewodniczący Komisji Rewizyjnej Speedway Polonii Piła.

Kibice żyli w niepewności, bo nie wiedzieli, czy zespół, który wywalczył w sportowej walce awans do I ligi, w niej wystartuje. O tym, że sytuacja jest coraz gorsza, świadczyła chociażby rezygnacja z funkcji trenera złożona przez Piotra Szymko - jednej z najbardziej zaufanych osób senatora Stokłosy. Już wtedy jasne stało się, że współpraca na linii klub - senator Stokłosa nie układa się wzorowo. Złą sytuację klubu próbowano tuszować kontraktami. Umowy z klubem podpisywali kolejno Marcin Jędrzejewski, Piotr Świst, Mariusz Puszakowski, Max Dilger, Matej Kus, Ales Dryml i Jesper Monberg. Wszyscy czekali jednak na deklarację senatora, od którego wparcia zależały dalsze losy klubu. Sytuację przejęli się kibice, którzy zorganizowali pikietę przed firmą senatora, prosząc go o wsparcie hasłem: "Senatorze - Jak nie Pan to kto pomoże?". Senator jednak nie pomógł, a w klubie z upływem czasu było coraz mniej osób, które byłyby w stanie ratować pilski żużel. - Niestety prezes narobił bałaganu i teraz się nie pokazuje. Tydzień temu wspólnie z panem Małeckim zachowali się w ten sposób, że pan Małecki przyszedł chyba jako rzecznik prasowy pana Łysanowicza i przyniósł rezygnację swoją i prezesa. Przypomniałem wówczas im, że prezesa powołuje i odwołuje walne zgromadzenie członków. Ich rezygnacje nie mają żadnej mocy wiążącej, a już na pewno nie mają nic wspólnego z duchem sportu. W tej chwili sam siedzę w biurze - wyjaśnił Mieczysław Tymko.

Czas biegł jednak nieubłaganie. Pilskiemu klubowi nie pomogła nawet decyzja o przełożeniu posiedzenia Zespołu Licencyjnego na 14 marca. Dawało to kolejne dwa tygodnie na spłatę zobowiązań. Całkowite zadłużenie pilskiego klubu wynosi około 150 tysięcy złotych. Prawie połowę tej kwoty stanowią zobowiązania względem zawodników. Tymko, jako jedyny z członków zarządu, który postanowił do końca walczyć o ratowanie klubu, nie składał broni. Prowadzone z potencjalnymi sponsorami rozmowy, nie przynosiły jednak efektu. Jaki był tego powód? Dlaczego klub, który na przełomie XX i XXI wieku mógł liczyć na wsparcie wielu lokalnych firm, został bez pomocy? - Obdzwoniłem około 400 firm z Piły i okolic. Proponowaliśmy współpracę. Zaledwie 15 z nich poprosiło o ofertę reklamową, a żaden nie był zainteresowany spotkaniem. Wysłaliśmy między innymi oferty do "Ludwika", jednego z byłych tytularnych sponsorów klubu. Niestety nasze zapytanie pozostało bez odzewu. Nie mogliśmy liczyć także na pomoc firm, które w przeszłości wspierały pilski żużel. Jedną z osób, która nam pomagała był pan Cerba. Nie pomagał jednak materialnie, był łącznikiem pomiędzy klubem, a senatorem Stokłosą. Myślę, że w Pile nie ma klimatu dla tej dyscypliny. W tej chwili pozytywne w zasadzie jest tylko to, że po zmianie prezydenta Piły, mamy przynajmniej z kim rozmawiać na temat współpracy. Za czasów poprzedniego prezydenta, nie mieliśmy z kim rozmawiać. Teraz przynajmniej możemy liczyć na to, że będziemy traktowani jak partnerzy do rozmowy – dodał członek zarządu Speedway Polonii Piła.

Kiedy w rozmowie z naszym serwisem senator Stokłosa dał do zrozumienia, że nie będzie po raz kolejny spłacał zadłużenia klubu, stało się jasne, że pilanie nie wystartują w rozgrywkach I ligi. Stokłosa zaznaczył jednocześnie, że jest dalej zainteresowany współpracą z klubem, ale na nowych zasadach. Tymko nie do końca rozumie postawę Stokłosy. - My senatora nie prosimy o spłatę długów. W zeszłym sezonie senator wiedział, że dług wynosi 230 tysięcy. Nie przeszkadzało to w tym, aby zaangażować się w klub. Moim zdaniem senator po prostu szukał pretekstu do tego, aby wycofać się z klubu. Rozmawialiśmy o tym, aby wspierał bezpośrednio zawodników. Jego interesowało natomiast cały czas zadłużenie klubu i ten temat drążył. To zadłużenie jest dużo niższe, niż było. W tej chwili bilans mamy taki, że do spłaty pozostaje 150 tysięcy złotych. Drużyna nazywała się Stokłosa Polonia Piła. To klub nazywał się Speedway Polonia Piła. Nie chcemy broń Boże w tej chwili krytykować senatora, ale przecież parcie na awans do I ligi i wydatki związane z zatrudnieniem braci Pawlickich, to był jego pomysł. Wszystko miało jeden cel – mieliśmy awansować do I ligi. Teraz, kiedy ten awans stał się faktem, senator się wycofał. Nie ma szans na istnienie żużla bez wsparcia senatora. Nawet, gdybyśmy mieli startować w II lidze, to bez jego pomocy nie ma możliwości odpowiedniego zabezpieczenia finansowego – powiedział Tymko.

W środę zapadła decyzja Zespołu Licencyjnego. Jedynym klubem, który nie został dopuszczony do rozgrywek ze względu na zaległości finansowe jest Speedway Polonia Piła. Nie oznacza to jednak, że żużel w Pile skazany jest na całkowity upadek. - Obecnie powstała grupa inicjatywna, która chce wspierać klub. Ci ludzie potrzebują jednak czasu na to, aby wszystko w odpowiedni sposób poukładać – wyjaśnia członek zarządu klubu. Pojawienie się grupy inicjatywnej to jednak jeden z możliwych wariantów ratowania żużla w Pile. Inny zakłada, że do rozgrywek przystąpiłaby Victoria Piła, czyli podmiot, który istnieje już kilka lat, a który nie zgłaszał jak dotąd zespołu do rozgrywek. Odpowiednie pismo w tej sprawie zostało już wysłane do Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Wreszcie trzeci wariant, który pojawił się kilka dni temu zakłada, że Speedway Polonia Piła wystartowałaby w rozgrywkach na licencji PSŻ Poznań. Tutaj pojawił się jednak jeden problem. Z naszych ustaleń wynika, że poznańscy działacze postawili jeden zasadniczy warunek - pilski klub musi spłacić zobowiązania względem zawodników.

Kiedy grupa działaczy pod szyldem Speedway Polonii Piła reaktywowała sport żużlowy w Pile, a w działalność klubu zaangażował się senator Stokłosa wydawało się, że skutecznie udało się odbudować podstawy ośrodka, który w sezonie 1999 zdobył złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Nikt nie przypuszczał jednak, że to, co jeszcze rok temu zapowiadało pojawienie się kolejnego silnego klubu przynajmniej na poziomie I ligi, zakończy się problemami, o których mamy okazję czytać w ostatnich dniach. Kto zawinił? Trudno wskazać jednego winowajcę. Z pewnością pojawienie się sponsora tytularnego wymagało odpowiedniej kontroli przepływu pieniędzy zarówno z ramienia klubu, jak i samego sponsora. Z wypowiedzi przedstawiciela pilskiego klubu wynika, że po obu stronach w tym zakresie miały miejsce zaniedbania. Po części należy zgodzić się również z głosami, które mówią, że dla senatora Stokłosy wsparcie klubu miało tylko i wyłącznie na celu realizację planów politycznych. Niezależnie od faktycznych intencji Stokłosy właśnie takie domysły się pojawiają. Wreszcie odnosząc się do kwestii klimatu dla żużla w Pile warto wspomnieć o aspektach, które w latach dziewięćdziesiątych gwarantowały klubowi stabilną sytuację. Atutem Polonii była przede wszystkim obecność polityków, za którymi stali odpowiedni sponsorzy. Wśród nich najbardziej znanym nazwiskiem jest poseł Marek Borowski, który po zakończeniu spotkań, wręczał oponę najlepszemu zawodnikowi meczu w barwach pilskiego klubu. Ogromną siłą pilskiego ośrodka było również duże zaangażowanie miejscowych biznesmenów. Elementem wspólnym dla "złotych lat dziewięćdziesiątych" pilskiego klubu i ostatniej próby reaktywacji ośrodka, jest duże zainteresowanie kibiców. Być może to jest siła, która pomoże temu ośrodkowi przetrwać. Nie jest wykluczone, że w perspektywie najbliższych lat będzie się to wiązało ze startami na szczeblu II ligi. Warto jednak przypomnieć, że wcześniej siłę klubu budowano metodą małych kroków.

Powstaje pytanie, co dalej? Jest ono aktualne zwłaszcza w perspektywie sezonu 2012, który startuje lada moment. Najważniejsze pytanie jest takie, czy w imię "dobra sportu żużlowego" władze po raz kolejny podejmą decyzję o dopuszczeniu do rozgrywek ośrodka, który nie złożył akcesu do rozgrywek we właściwym terminie. Drugie pytanie brzmi, który z podmiotów będzie oficjalnie startował w rozgrywkach – Victoria, czy PSŻ? Mieczysław Tymko duże nadzieje wiąże również z walnym zgromadzeniem Speedway Polonii Piła. Czego oczekuje? – Mogę wypowiadać się za siebie. Ja do końca wierzę w to, że nam się uda. Potrzebne są stosunkowo niewielkie pieniądze, aby to wszystko ratować. Cały czas liczymy również na to, że będą pewne ruchy grupy inicjatywnej. Chcemy zrobić wszystko, aby nie było kolejnej przerwy, bo to może oznaczać całkowity koniec tej dyscypliny sportu w Pile – zakończył członek zarządu klubu.

Źródło artykułu: