Tomasz Lorek dla SportoweFakty.pl: Włókniarz to takie "niechciane dzieci"

Kilka lat temu Tomasz Lorek był stałym bywalcem przy okazji spotkań żużlowych w Częstochowie. Obecnie ze względu na wiele obowiązków sporadycznie pojawia się na częstochowskim stadionie. W minioną niedzielę komentator stacji Polsat Sport obecny był na spotkaniu o siódme miejsce, w którym Włókniarz Częstochowa pokonał po emocjonującym boju Tauron Azoty Tarnów 49:41.

Pierwsza odsłona walki o siódme miejsce, gwarantujące utrzymanie w gronie najlepszych przyniosła wiele emocji. Tarnowianie postawili gospodarzom nad wyraz trudne warunki i pierwsza połowa zawodów toczyła się niespodziewanie pod ich dyktando. Lwy przebudziły się z letargu w drugiej fazie zawodów, a dwa mocne uderzenia w biegach nominowanych dały częstochowianom osiem punktów przewagi w kontekście rewanżu na tarnowskim torze. - Wszyscy, którzy oglądali zawody przy Olsztyńskiej mogą być zadowoleni, bo zobaczyli kawałek dobrego speedway’a. Oglądając jeden z wyścigów, w którym Peter Karlsson walczył z Fredrikiem Lindgrenem przypomniała mi się sytuacja z zawodów X Fighters w Pradze. Pikej pojechał bardzo dojrzale i tym wyścigiem podniósł kolegów mentalnie. Do tego momentu Czewa jechała tak, jakby w połowie była u siebie, a myślami w zupełnie innym miejscu. Szło im opornie. W tym biegu Pikej przełamał ścianę niemożności. Ten spokój Szweda dał szansę drużynie by się odbudować. Strzelił na kresce Fredrika i bieg zakończył się wynikiem 4:2. Potem szarża przy płocie Artioma, czy jazda Artura Czai to efekt tego, że Peter pokazał, że można wyprzedzać na trasie. Zespół dzięki temu zupełnie zmienił obliczę. Czy osiem punktów wystarczy w rewanżu? Różne rzeczy się już zdarzały. Mamy trzy tygodnie przerwy, a do tego dzień przed rewanżem w Tarnowie odbywa się Grand Prix x Vojens, gdzie pojadą Artiom Łaguta i Freddie Lindgren. Będzie zatem wyrównany rachunek sił jeśli chodzi o start w tych zawodach. Będzie mecz na styku, ale zapewne każdy pamięta mecz w Tarnowie z Betardem Wrocław, który miał polec, a niespodziewanie to oni rozprowadzali rywale i rozdawali karty - wspomina w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, komentator stacji Polsat Sport Tomasz Lorek.

Ośmiopunktowa zaliczka przed rewanżem budzi wśród częstochowskich kibiców dość mieszane uczucia. Wielu ma jeszcze świeżo w pamięci pojedynek z rundy zasadniczej, gdy tarnowianie pokazali podopiecznym Jarosława Dymka miejsce w szeregu i zwyciężyli 56:34, zgarniając dodatkowo punkt bonusowy. - Było trzynaście punktów zapasu w rundzie zasadniczej, a i tak skończyło się wysoką porażką dla Częstochowy. Może być tysiąc różnych scenariuszy w tym spotkaniu. Częstochowianie zakładają, że był to ostatni mecz w tym sezonie w Częstochowie. Wymazują zatem październik z kalendarza i wtedy na Olsztyńskiej będzie cisza i nie będzie słychać żadnego bajka. Wracając jeszcze do zawodów, to cieszę się, bo były wspaniałe. Musimy starać się wzbogacać i urozmaicać tą dyscyplinę, bo inne konkurencje nam uciekają. Chociażby Red Bull X Fighters, czy inne zawody na motocrossie. Tam są czynione starania, aby zwiększać emocję. My też musimy coś nowego dostarczać - dodaje Lorek.

Nie ulega wątpliwości, że Lwy czeka trudna przeprawa w Tarnowie. W przypadku porażki w dwumeczu z Jaskółkami częstochowianie podobnie, jak przed rokiem w barażach spotkają się z trzecią drużyną I ligi. Tomasz Lorek jest jednak pod wrażeniem postawy Włókniarza i jego zdaniem śladem częstochowian powinny pójść inne kluby. - Myślę, że Częstochowa niezależnie, jakim wynikiem skończy się ten sezon i tak zasłużyła na wielkie brawa. Zadbali o gusta kibiców. Niegdyś były tu milionowe kontrakty Nickiego Pedersena i Herbie Hancocka. Owszem, to wspaniali dżokeje, ale nie było takiej atmosfery i klimatu, jaki jest teraz. Ci chłopcy nie gwiazdorzą. Mogą spokojnie chodzić robić zakupy do sklepów spożywczych i nie żądają luksusowych hoteli. Ja to rozumiem, bo to ważne, żeby wykonywać swoją pracę w jak najlepszych warunkach. Częstochowa mimo, że znajduje się w finansowym dołku, to potrafiła sklecić fajny zespół z zawodników niechcianych. To takie "niechciane dzieci", które chcą pokazać "ex rodzicom", że płynie w nich fajna krew i chcą jeszcze pokazać dobry speedway. I ten zespół to pokazuję. Patrząc na skład, to ta drużyna nie ma praktycznie racji bytu. Są świetni Rosjanie, czy Peter Karlsson, który jeździ słabiej, ale ostatnio odwiedził swojego tunera i porozmawiał trochę ze swoim sprzętem. Z korbowodem i tak dalej. Czasem tak trzeba. Trzeba usiąść, postawić buteleczkę dobrego trunku i porozmawiać ze sprzętem. Często przynosi to większe efekty, niż po wizytach w laboratoriach. Pamiętajmy, że żużel to prosty sport. Silnik nie jest chłodzony cieczą. To proste rozwiązanie inżynieryjne. Trzeba się masę natrudzić, by znaleźć złoty środek na odpowiednie ustawienie sprzętu. Zobaczcie, że wielcy mistrzowie tacy, jak Jason Crump, czy Tomek Gollob długo szukali odpowiednich ustawień, gdy pojawiły się nowe tłumiki. Raz byli blisko optimum, a za parę dni leżeli w totalnej niemocy. Na tym polega też urok tego sportu. Sporty motorowe, to ciągła walka z niewiadomą - zauważa komentator stacji Polsat Sport.

Lorek nie szczędził pochwał pod adresem Petera Karlssona, który rewelacyjnie spisał się w niedzielę i obok Grigorija Łaguty był największym pionierem sukcesu częstochowskiej ekipy. Tak dobrze dysponowanego Szweda dawno nie oglądano. Wielu ubolewało, że 41-latek dopiero teraz znalazł receptę na lepsze występy. - Szkoda, ale warto przytoczyć jedną historię. Tai Woffinden niedawno bardzo prosił i nagabywał Pikeja o pomoc. To w końcu koledzy z Wolverhampton. Wiemy, co się stało u Taia. Tragiczna śmierć przez raka trzustki świetnego zawodnika przed laty Roba Woffindena. To on sprawował pieczę nad karierą syna. Planował warsztat i wszystko, aby Tai należycie się rozwijał. Ojca teraz nie ma i siłą rzeczy Tai zwraca się do osoby odpowiednio zaawansowanej wiekowo, która fajnie przekazuję wiedzę. To nie jest człowiek, który krzyczy na zawodnika. On raczej stara się rozładować atmosferę. O Pikeja bym się nie martwił. Wiadomo, że to nie jest zawodnik, który ma wozić komplety w Częstochowie. On ma być natomiast takim języczkiem u wagi. Gdy zespół nie jedzie tak, jak w tym meczu, to nagle wchodzi Pikej i daje sygnał do walki. Zobaczmy, że wreszcie się dogadał z Janem Anderssonem i znaleźli odpowiednie ustawienia na tutejszy tor i wszystko zagrało - kończy Tomasz Lorek.

Źródło artykułu: