"Miras" niejednokrotnie udowadniał, że nie boi się twardej walki z rywalami. Wychowanek Startu i tym razem nie odpuszczał w żadnej sytuacji, a jadąc na czele stawki był bardzo trudną przeszkodą dla starających się wyprzedzić go bydgoszczan. W jego jeździe brakowało jednak "błysku", który charakteryzował jego postawę u progu rozgrywek. - To w ogóle nie jest ten Mirek, co na początku sezonu - przyznał nasz rozmówca. - Tamten zawodnik jechał do przodu, nie oglądał się za siebie i uciekał rywalom, bijąc rekordy toru. Teraz to jest zupełnie coś innego niż to czego oczekuję - dodał.
Orły pokonały Gryfy, robiąc tym samym ważny krok w kierunku awansu. Gnieźnian czeka jednak jeszcze kilka bardzo ważnych spotkań, podczas których ważne będą również punkty zdobywane przez Jabłońskiego.Żużlowiec zna przyczynę obecnego stanu rzeczy. - Niestety, ale muszę popracować jeszcze nad sprzętem. To nie jest to, czego bym oczekiwał - powiedział. - Wiem, że ciągle może być lepiej, moje motocykle powinny być szybsze i mam nadzieję, że będzie tak już w Gdańsku - to właśnie Lotos Wybrzeże będzie najbliższym rywalem czerwono-czarnych.
Miniony tydzień stał w Gnieźnie pod znakiem opadów deszczu. Wpłynęły one również na sposób przygotowania nawierzchni na niedzielne spotkanie. - Tor był wymagający. Sądzę, że nikt nie spodziewał się takiej sytuacji. Wygraliśmy jednak i to najbardziej się liczy. Wiemy, że poradzimy sobie nawet na tak trudnym torze. Sądzę, że takiej nawierzchni będziemy się trzymać, po prostu musimy szybciej się do niego dopasować - stwierdził Jabłoński, chwaląc równocześnie głównych autorów triumfu gnieźnian. - Tai Woffinden i Michał Szczepaniak byli naprawdę bardzo dobrze spasowani z tym owalem. Reszta drużyny musi do nich po prostu doskoczyć, wtedy wszystko będzie grało i buczało - zakończył "Miras".
Jabłoński chce wrócić do formy z początku rozgrywek