Nie chodzi o kasę! - rozmowa z Adamem Skórnickim, nowym zawodnikiem Unii Leszno

Adam Skórnicki podpisał kontrakt z Unią Leszno! W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zawodnik opowiada o negocjacjach i wyjaśnia, dlaczego zdecydował się na powrót do macierzystego klubu, mimo iż mógłby liczyć na większe zarobki w pierwszej lidze.

Jan Gacek: W przyszłym sezonie będziesz startował w barwach Unii Leszno...

Adam Skórnicki: To prawda. Wszystkie sprawy z tym związane dokonały się w bardzo krótkim czasie. Sporo w tym było szczęśliwych zbiegów okoliczności. Nie będę ukrywał, że powrót do Unii Leszno od dawna był moim marzeniem. Po każdym sezonie budziła się we mnie nadzieją, że być może kolejny rok będzie mi dane spędzić w moim macierzystym klubie. Od dwóch lat zacząłem już godzić się z myślą, że mój rozdział w Unii Leszno jest zakończony.

Łatwo ci było podjąć decyzję o opuszczeniu poznańskiego klubu?

- Nie czuję się w tej chwili rozdarty między Lesznem a Poznaniem. Jestem przede wszystkim zachwycony perspektywą startów w Unii. Ostatnimi czasy, kiedy przestawałem wierzyć w szansę powrotu do Leszna myślałem, że Poznań będzie miejscem w którym spędzę więcej czasu. PSŻ był, jest i będzie bliski mojemu sercu, ale to nie to samo uczucie, którym darzę Unię Leszno.

Jak doszło do porozumienia z Unią Leszno?

- Zaczęło się od rozmów z Markiem Ślotałą. Od lat pozostajemy w przyjacielskich relacjach i podczas jednej z nasiadówek zapytałem nieśmiało czy mógłbym trenować zimą wspólnie z leszczyńskimi zawodnikami. Marek odpowiedział, że nie powinno być z tym problemu na co odpowiedziałem żartem, że w tej sytuacji Unia powinna ze mną podpisać kontrakt. Nieźle się przy tej rozmowie uśmialiśmy, żaden z nas nie traktował tego poważnie. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Marek umówił mnie z prezesem Dworakowskim z którym doszliśmy do porozumienia w kilka minut. Co ciekawe, przed tym spotkaniem chyba żadna ze stron nie wierzyła, że tak się ono zakończy.

Jak przebiegała rozmowa z Józefem Dworakowskim?

- Prezes Dworakowski to bardzo konkretny człowiek. Nie było nam potrzebne wielogodzinne "bicie piany". Obyło się bez targowania i płomiennych wywodów. Mimo że nie byliśmy na to przygotowani błyskawicznie znaleźliśmy wspólny język. Kwestie finansowe miały drugorzędne znaczenie. Mógłbym zarabiać więcej zdobywając wiele punktów w pierwszej lidze. W tej chwili rozpiera mnie zapał do pracy i radość z powrotu do Leszna. Zdaję sobie sprawę, że po odejściu Leigh Adamsa będą spore oczekiwania zarówno ode mnie jak i Pavlica czy Batchelora. Pozostałym zawodnikom Unii też będzie ciężko utrzymać tak wysoki poziom jaki prezentowali w tym roku. Czeka nas trudny i z pewnością bardzo emocjonujący sezon.

W pierwszej lidze funkcjonowałeś w "cieplarnianych warunkach". Miałeś pewność, że będziesz w składzie. Teraz będziesz musiał o to walczyć...

- Właśnie tego w tej chwili potrzebuję, żeby wykrzesać z siebie maksimum możliwości. Presja bywa czasami potrzebna żużlowcom. Kiedy warunki są - jak to ująłeś - "cieplarniane" to trudno znaleźć w sobie motywację. Myślę, że z rywalizacji o miejsce w składzie będę czerpał energię. Ta sytuacja motywuje mnie do tego by być jeszcze bardziej skoncentrowanym i jeszcze ciężej harować na treningach. Interesuje mnie konkretny wynik, nie jazda dla samej jazdy. W pierwszej lidze wiele razy było tak, że wynik danego spotkania nie miał specjalnego wpływu na układ sił w tabeli i losy drużyny...

Teraz stawką każdego wyścigu będzie miejsce w drużynie...

- To prawda, ale nie można myśleć o danym wyścigu w ten sposób. Będę wyjeżdżał z parkingu w pełni skoncentrowany na tym co będzie mnie czekało przez najbliższą minutę czy dwie. Wyobrażanie sobie konsekwencji ewentualnej porażki przed wyścigiem nie służy niczemu dobremu. Najlepiej podchodzić do każdego biegu w meczu żużlowym jak do osobnej kwestii. Oczywiście w trakcie imprezy wprowadza się zmiany w ustawieniach, obserwuje się warunki na torze, ale mam na myśli podejście mentalne. Każdy wyścig to nowi rywale i kolejna bitwa. Liczy się tu i teraz. Łatwo o tym mówić, choć w praktyce nie zawsze udaje się zachować chłodny umysł. Tytuł mistrza Polski w 2008 roku wywalczyłem w dużej mierze dzięki odpowiedniemu podejściu mentalnemu. Koncentrowałem się na tym co trzeba zrobić zamiast podniecać się perspektywą odniesienia sukcesu.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Skórnickiego wykurzył z pierwszej ligi regulamin finansowy...

- Jeśli chodzi o regulamin to myślę, że ludzie, którzy go wydumali muszą się w życiu bardzo nudzić. Kontrakty, które były dotychczas podpisywane zgrabnie obchodziły ten kretyński regulamin. W wielu przypadkach miało to na celu wywieranie presji na zawodnikach, żeby szybko i grzecznie podpisywali umowy, bo później wejdą głodowe stawki. Powiem jednak szczerze, że kasa nie odegrała ważnej roli w moim przejściu do Leszna. Liczyła się głównie miłość do tego klubu i szansa jaką dał mi los. W Unii od kilku lat pieniądze są wypłacane na czas. Dla mnie to jest ważne, bo to daje mi możliwość systematycznego inwestowania w sprzęt. W przeszłości nie zawsze mogłem sobie na taki luksus pozwolić. Tak jak wspominałem, mógłbym mieć w pierwszej lidze o wiele bardziej intratny kontrakt niż mam w Lesznie. Tego co mogę zyskać reprezentując Unię Leszno nie da się jednak przeliczyć na pieniądze.

Jeśli przegrasz rywalizację o miejsce w składzie - czego nie można wykluczyć - twoja sytuacja finansowa będzie trudna...

- Nawet bardzo... W Unii Leszno zasady są proste i czytelne. Zarabia ten kto robi punkty. Nie dopuszczam nawet takiego scenariusza w którym przegram rywalizację o miejsce w składzie. Wracając do Leszna chcę spełnić swoje marzenia czyli zdobyć z tą drużyną medalu mistrzostw Polski. Od początku mojej kariery było to moim celem. Może na stare lata się uda. Jestem jednym z nielicznych zawodników, którzy wywodzą się z Unii, są z nią kojarzeni, a nie mają takiego medalu.

Będziesz miał okazję trenować z Jarosławem Hampelem i Januszem Kołodziejem, którzy w tej chwili należą do ścisłej światowej czołówki. Przy takich zawodnikach z pewnością łatwiej podnieść swój poziom niż w konfrontacji z pierwszoligowymi...

- To jest kolejny aspekt, który miał dla mnie duże znaczenie. Trenowanie z Damianem, Jarkiem i Januszem to będzie dla mnie coś bardzo wartościowego a jednocześnie spora przyjemność. Widziałem niejeden mecz Unii z tego sezonu. To jak ci zawodnicy rozumieli się na torze budziło mój szczery podziw. Przyjemnie się ogląda, kiedy widać, że zawodnicy są ze sobą zgrani.

Z kim chciałbyś jeździć w parze?

- Myślałem już o tym. Wspaniale byłoby móc jeździć z Damianem. Razem zaczynaliśmy przygodę z żużlem i przez wiele lat startowaliśmy w parze w barwach Unii. Nie da się ukryć, że zawsze też ze sobą rywalizowaliśmy. Kiedy jeździliśmy w parze to było mi obojętne, który przyjedzie pierwszy. Liczył się zawsze wynik drużyny. Inaczej było w turniejach indywidualnych. Nigdy sobie nie odpuszczaliśmy, nie było sentymentów. Nieraz któryś z nas upadał w ferworze walki, ale nigdy nie było to efektem czyjegoś niesportowego zachowania. Jeśli ambicja przerasta umiejętności to zdarza się, że wpadając w łuk nie ma się wszystkiego pod kontrolą. Z Damianem rywalizowałem również poza torem żużlowym. Tak było w wyścigach kartingowych a nawet na rolkach. Mimo to zawsze darzyliśmy się wielką sympatią i szacunkiem. Nigdy żaden z nas nie próbował zawiesić drugiego na płocie. Chciałbym jeździć w parze z Damianem, ale wszystko będzie w tej kwestii uzależnione od decyzji trenera. "Chciejstwo" zawodnika nie jest przecież najważniejsze.

Twoim trenerem będzie Roman Jankowski z którym przez wiele lat startowałeś w jednej drużynie. Łatwo będzie podporządkować się poleceniom kumpla?

- Roman zawsze był dla mnie wielkim autorytetem. To, że znamy się od lat i lubimy nie będzie miało wpływu na naszą współpracę. Jesteśmy profesjonalistami. Roman był już zresztą moim trenerem w przeszłości. Już jego obecność w parkingu działa na mnie motywująco. Chciałbym dać mu swoją jazdą powody do zadowolenia. Z żużlowymi trenerami czasami jest problem z nawiązaniem kontaktu w trakcie spotkań. Zawodnicy nie zawsze mają odwagę powiedzieć trenerowi, że nie czują się na siłach, żeby zrealizować na torze jakiś manewr, którego się od nich wymaga. Z Romanem takiego problemu nigdy nie będzie. Ufamy sobie i kiedy trzeba jesteśmy szczerzy do bólu. Zbudowanie takiej relacji między trenerem a zawodnikiem wcale nie jest proste i nie zdarza się często.

Lorek, Dworakowski i Skórnicki na koncercie,

przed którym podpisano kontrakt

Komentarze (0)