Nikt nie zarzuci młodemu zawodnikowi, że był kiepsko przygotowany do sezonu. Niespełna 20-latek zadbał o każdy szczegół. Miał najnowszy sprzęt od Ryszarda Kowalskiego, korzystał z pomocy byłego mechanika Tomasza Golloba, Wojciecha Malaka, a do tego wciąż miał wokół siebie zaufanych ludzi, z którymi współpracuje z sukcesami od początku kariery.
Sytuacja potoczyła się jednak na tyle zaskakujące, że decydujący mecz zeszłorocznej PGE Ekstraligi Orlen Oil Motor Lublin - Betard Sparta Wrocław zawodnik pojechał na silniku, który ma już siedem lat, a jego poprzedni właściciel pożegnał się ze sprzętem bez wielkiego żalu, uznając po dwóch latach, że sam nie zdoła wydobyć z niego odpowiedniego potencjału. Mowa o nie byle jakim zawodniku, bo Piotrze Protasiewiczu. To właśnie od niego Przyjemski kupił ten silnik i od pięciu lat korzysta z niego podczas wielu meczów.
Dopiero Wiktor Przyjemski odpowiednio zatroszczył się o silnik i po kilku remontach doszedł do tego, co zrobić, by silnik spełniał jego oczekiwania. Mimo upływu lat ten silnik wciąż jest talizmanem w jego warsztacie i jest wyciągany, gdy inne rozwiązania się nie sprawdzają.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Co ciekawe, młody zawodnik nie zapomniał od kogo nabył jednostkę napędową i nazwał ją "Pentel”, na cześć byłego właściciela, który przez kilkanaście lat swojej kariery był właśnie kojarzony z firmą o tej nazwie.
Oczywiście dziś silnik jest już po przynajmniej pięciu generalnych remontach, ale wciąż nadaje się do walki z najlepszymi zawodnikami świata. To zresztą nie jest to jedyny taki przypadek w świecie żużla. Podobny ewenement ma swoim warsztacie Bartosz Zmarzlik. Pięciokrotny mistrz świata posiada "babcię”, czyli bardzo stary silnik, który praktycznie nigdy go nie zawiódł i który jest trzymany na najważniejsze okazje. To właśnie ten silnik Zmarzlik użyczył Szymonowi Woźniakowi i Patrickowi Hansenowi podczas swojego ostatniego występu w barwach Stali Gorzów.
Czasem więc żużel nie jest tak prosty, jak się wydaje, a starsze silniki, po odpowiednim ustawieniu parametrów - mimo upływu lat - wciąż spisują się lepiej niż zupełnie nowe jednostki napędowe. W samym żużlu nie zawsze więc chodzi jedynie o inwestycje w sprzęt, ale częściej o cierpliwość i umiejętność dobrego rozszyfrowania tajemnicy każdego z silników. Coraz więcej żużlowców powtarza, że woli na sezon mieć mniej sprzętu, ale za to lepiej poznać każdy z silników i mieć odpowiednio dużo czasu, by nad nim pracować.