Żużel. Pojechał finał PGE Ekstraligi na siedmioletnim silniku. Nazwał go na cześć innego zawodnika

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski

Najlepsi zawodnicy PGE Ekstraligi w trakcie jednego sezonu kupują nawet sześć silników, ale często bywa tak, że i tak najlepszymi jednostkami napędowymi są te dużo starsze. Tak właśnie było w ubiegłym sezonie z Wiktorem Przyjemskim.

Nikt nie zarzuci młodemu zawodnikowi, że był kiepsko przygotowany do sezonu. Niespełna 20-latek zadbał o każdy szczegół. Miał najnowszy sprzęt od Ryszarda Kowalskiego, korzystał z pomocy byłego mechanika Tomasza Golloba, Wojciecha Malaka, a do tego wciąż miał wokół siebie zaufanych ludzi, z którymi współpracuje z sukcesami od początku kariery.

Sytuacja potoczyła się jednak na tyle zaskakujące, że decydujący mecz zeszłorocznej PGE Ekstraligi Orlen Oil Motor Lublin - Betard Sparta Wrocław zawodnik pojechał na silniku, który ma już siedem lat, a jego poprzedni właściciel pożegnał się ze sprzętem bez wielkiego żalu, uznając po dwóch latach, że sam nie zdoła wydobyć z niego odpowiedniego potencjału. Mowa o nie byle jakim zawodniku, bo Piotrze Protasiewiczu. To właśnie od niego Przyjemski kupił ten silnik i od pięciu lat korzysta z niego podczas wielu meczów.

Dopiero Wiktor Przyjemski odpowiednio zatroszczył się o silnik i po kilku remontach doszedł do tego, co zrobić, by silnik spełniał jego oczekiwania. Mimo upływu lat ten silnik wciąż jest talizmanem w jego warsztacie i jest wyciągany, gdy inne rozwiązania się nie sprawdzają.

ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła

Co ciekawe, młody zawodnik nie zapomniał od kogo nabył jednostkę napędową i nazwał ją "Pentel”, na cześć byłego właściciela, który przez kilkanaście lat swojej kariery był właśnie kojarzony z firmą o tej nazwie.

Oczywiście dziś silnik jest już po przynajmniej pięciu generalnych remontach, ale wciąż nadaje się do walki z najlepszymi zawodnikami świata. To zresztą nie jest to jedyny taki przypadek w świecie żużla. Podobny ewenement ma swoim warsztacie Bartosz Zmarzlik. Pięciokrotny mistrz świata posiada "babcię”, czyli bardzo stary silnik, który praktycznie nigdy go nie zawiódł i który jest trzymany na najważniejsze okazje. To właśnie ten silnik Zmarzlik użyczył Szymonowi Woźniakowi i Patrickowi Hansenowi podczas swojego ostatniego występu w barwach Stali Gorzów.

Czasem więc żużel nie jest tak prosty, jak się wydaje, a starsze silniki, po odpowiednim ustawieniu parametrów - mimo upływu lat - wciąż spisują się lepiej niż zupełnie nowe jednostki napędowe. W samym żużlu nie zawsze więc chodzi jedynie o inwestycje w sprzęt, ale częściej o cierpliwość i umiejętność dobrego rozszyfrowania tajemnicy każdego z silników. Coraz więcej żużlowców powtarza, że woli na sezon mieć mniej sprzętu, ale za to lepiej poznać każdy z silników i mieć odpowiednio dużo czasu, by nad nim pracować.

Komentarze (7)
avatar
Twardzi Jak Beton
1 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ha ha ha, nasi wychowankowie, Dudek i Emil by nie dopuścili by jeździć na starych gratach, jak pacanowski drewniak Przyjemski 
avatar
semper_celinelis
4 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Na dwa metry od krawężnika wystarczy jakąś pszczółka ze szkółki z BTŻu. Byleby wyjść ze startu i 4 kółka jak od cyrkla. 
avatar
Minuta ciszy dla zdechłej myszy
12 h temu
Zgłoś do moderacji
5
4
Odpowiedz
Wielki Motor i tyle w temacie. 
avatar
Emanuel oJAJebie
14 h temu
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
5 remontów a nie 5 lat 
avatar
Leszek Chareza
16 h temu
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Protasowi jak nie szło to tylko dlatego że tor mu niepodpasował, maszyny miał zawsze bardzo szybkie. 
Zgłoś nielegalne treści