Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Wielu ekspertów twierdzi, że w sezonie 2025 Krono-Plast Włókniarz będzie bić się o utrzymanie z Innpro ROW-em Rybnik. Czy wziąłby pan w ciemno siódme miejsce na zakończenie przyszłorocznych rozgrywek?
Michał Świącik, prezes Krono-Plast Włókniarza Częstochowa: Nie podpisałbym się w ciemno pod żadnym miejscem, czy to siódmym, szóstym czy innym. Jestem jednak przekonany, że mamy ambitny zespół, który stać na wiele. Każdy z naszych zawodników ma coś cennego do zaoferowania, choć w przeszłości wielu z nich musiało mierzyć się z poważnymi kontuzjami. Wierzę jednak, że z Piotrem Pawlickim, Jasonem Doylem, Kacprem Woryną i Madsem Hansenem możemy osiągnąć dobry wynik. Nie obawiam się również o atmosferę w drużynie. To zawodnicy, którzy nie potrzebują, by wszystko kręciło się wokół nich. W dodatku chcemy skupić się na rozwoju naszych juniorów i postawić ich na nogi.
W drużynie doszło do dużych zmian. Jaka była koncepcja budowy tego zespołu?
W działalności każdego klubu przychodzi moment, kiedy potrzebne są większe zmiany. Skład, który mieliśmy w tym roku, nie spełnił oczekiwań ani kibiców, ani zarządu klubu. Trzeba też podkreślić, że brak awansu do fazy play-off kosztował nas około 3,2 mln złotych netto. Z tego powodu podjęliśmy decyzję o kadrowych roszadach. Nie wszystko szło jednak zgodnie z naszym planem, ponieważ odejście Leona Madsena było dla nas sporym zaskoczeniem. Mocno skomplikowało to nasze działania, a także wpłynęło na kwestie finansowe.
W jaki sposób decyzja Madsena skomplikowała wasze działania?
Gdyby nasz dotychczasowy lider grał w otwarte karty i poinformował nas wcześniej o swoich planach, moglibyśmy zupełnie inaczej zbudować drużynę. Niestety, działaliśmy pod presją czasu. Zawodników na rynku było niewielu, a ci dostępni mieli już inne oferty, więc musieliśmy podejmować szybkie decyzje. W lipcu byliśmy pewni, że mamy trzech obcokrajowców i że na pozycję U24 będziemy brali pod uwagę tylko Polaka. W tamtym czasie na rynku byli dostępni jedynie Wiktor Lampart i Jakub Miśkowiak. Kuba był wtedy dogadany z Gorzowem na sezon 2025. Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, że Leona nie będzie i jego miejsce zajmie polski zawodnik, nasz wybór byłby znacznie większy. To pozwoliłoby nam także zaoszczędzić, ponieważ oczekiwania finansowe polskich żużlowców U24 są znacznie wyższe niż zagranicznych.
ZOBACZ WIDEO: Czy to powód słabszej formy Janowskiego? Zawodnik odpowiada
Nadal nie wiemy, kto będzie trenerem tej drużyny. Kiedy poznamy nowego szkoleniowca?
Rozmowy z kandydatami wciąż trwają. Mamy na to jeszcze czas.
Czy Marek Cieślak pozostaje kandydatem numer jeden?
Nadal nie zmieniłem stanowiska i uważam, że byłoby dobrze, gdyby trener Marek Cieślak zdecydował się na poprowadzenie zespołu. Tak, można powiedzieć, że jest pierwszym wyborem. Zna nasze częstochowskie podwórko, tor, toromistrza i każdy kamień na tym stadionie. Z wieloma zawodnikami, których mamy w kadrze, już współpracował. Jest to zatem wybór racjonalny. Jeśli jednak trener nie przyjmie propozycji, to wtedy będziemy szukać innych opcji. Wiadomo jednak, że ten rynek nie jest bogaty.
Czy temat Janusza Ślączki jest już zakończony, czy prowadzicie nadal jakieś rozmowy?
Bierzemy pod uwagę każdy wariant. Nie ma jednak powodów do paniki. Jest sporo czasu, by się nad tym zastanowić. Zawodnicy to zawodowcy. Każdy z nich przygotowuje się do sezonu indywidualnie. Nie potrzebują do tego już teraz trenera. Zapewniam jednak, że nie śpimy.
Niedługo Trybunał PZM zajmie się waszym sporem z zawodnikami, który dotyczy rozliczenia kwot stałych za podpis pod kontraktami. Ostatnio wasze działania w rozmowie z Interią mocno skrytykował prezes Krzysztof Mrozek, który nazwał je "reperowanie budżetu kosztem żużlowców". Dodał też, że za rok nikt nie będzie chciał u was jeździć. Co pan na to?
Strony wspólnie ustaliły, że nie będą wypowiadały się na temat sporu. Jeśli chodzi o prezesa Krzysztofa Mrozka, to jakiś czas temu, podczas jednej z rozmów z dyrektor naszego klubu powiedział, że relacje Maksyma Drabika z Włókniarzem go nie interesują. Najwyraźniej ostatnio zmienił zdanie.
Chcę jednak uspokoić szefa rybnickiego klubu. Nie musi się o nas martwić. Nigdy nie mieliśmy problemów z podpisywaniem kontraktów z zawodnikami. Niektórzy eksperci mówią nawet, że ich za dobrze traktujemy w Częstochowie. Ale to fakt, że mocno szanujemy żużlowców i niektórzy do nas wracają, czego najlepszym przykładem jest Jason Doyle. Miał sporo ofert, ponoć również z Rybnika, a jednak wrócił do Częstochowy. To najlepszy dowód na to, że nasz klub jest dla zawodników atrakcyjnym miejscem.
Wróćmy jednak do zarzutu o reperowaniu budżetu kosztem zawodników.
To nieprawda. Podejmujemy działania, do których mamy prawo. Robimy to teraz, bo nigdy wcześniej przy takich inwestycjach w zespół, nie przyszło nam walczyć o utrzymanie. Uciekliśmy tak naprawdę spod gilotyny, bo o naszym być albo nie być decydował jeden punkt. Uważam też, że każdy zawodowiec bierze na siebie odpowiedzialność za to, co robi. Tak samo powinno być w przypadku żużlowców. Sporo mówi się o nas, a wiem, że w Polsce są kluby, które już w czerwcu sprawdzały, jak zawodnicy wydawali pieniądze. Robiły to jednak po cichu, a żużlowcy tego nie rozdrapywali i przedstawiali swoje zakupy. W odróżnieniu od prezesa Mrozka, nie zamierzam rozmawiać o klubie z Rybnika, czy opowiadać o jego relacjach z byłymi zawodnikami ROW-u. Myślę, że każdy powinien skupić się na działalności swojego klubu.
Jak wygląda kwestia Maksyma Drabika? Czy to prawda, że mieliście z nim porozumienie dotyczące podpisania kontraktu i teraz oczekujecie 300 tysięcy złotych za jego zerwanie?
W tej chwili nie chcemy komentować tej sprawy jako klub. Tak samo zresztą nie zamierzam wdawać się w szczegóły dotyczące spraw przed Trybunałem PZM.
Ostatnio sporo mówi się o sytuacji finansowej polskich klubów. W PGE Ekstralidze problemy ma zwłaszcza ebut.pl Stal Gorzów. Jak wygląda ta kwestia w Częstochowie?
Myślę, że egzaminem działalności klubu jest proces licencyjny.
Może pan obiecać, że za rok Włókniarz nie znajdzie się w tym miejscu, w którym jest obecnie Stal?
Nie mam o to żadnych obaw. Kibicuję też innym działaczom, żeby nie mieli podobnych problemów, bo takie sytuacje wpływają na całą dyscyplinę. Nadal uważam, że nie możemy płacić tyle zawodnikom. Wiem, że zaraz odezwą się krytycy, którzy powiedzą, że nikt nas do tego nie zmusza, ale moim zdaniem potrzeba konkretnych regulacji.
Jakich konkretnie?
Chodzi mi o systemowe rozwiązania. Uważam, że w końcu powinniśmy spróbować niskiego KSM. Niektórzy mówią o salary cap jako o alternatywie, ale to rozwiązanie mnie nie przekonuje.
Pytałem już pana o cele sportowe, a na koniec chciałbym porozmawiać o frekwencji, która w ubiegłym sezonie mocno spadła. Co zamierza pan zrobić, żeby kibice wrócili na stadion Włókniarza?
Na spadek frekwencji wpływ miało wiele czynników. Podczas jednego z ostatnich spotkań prezesów PGE Ekstraligi rozmawialiśmy na ten temat. Nasz klub zwrócił uwagę, że na początku sezonu mieliśmy pięć spotkań w bardzo krótkim czasie siedmiu tygodni, a dwa z nich były powtarzane. Łącznie oznaczało to aż siedem podejść do rozegrania meczów w zaledwie kilka tygodni. Tego nie jest w stanie wytrzymać budżet żadnej rodziny. Działacze innych klubów byli zdziwieni, że tak ułożył się nasz terminarz. Być może ktoś coś przeoczył, ale dla nas ten układ był naprawdę fatalny.
Oczywiście swoje zrobił również wynik sportowy. Przy takim składzie oczekiwania były zupełnie inne. To wszystko zaczęło się nawarstwiać. Dodatkowo niepotrzebne były sceny pomiędzy Leonem Madsenem a Marcinem Momotem i Mikkelem Michelsenem, do których doszło w Toruniu. Takie sytuacje są niedopuszczalne i nie można ich tolerować. Po czasie usłyszałem, że byłem wtedy zbyt miękki i powinienem być może ukarać zawodników. Każdy jest jednak mądry po fakcie. Liczyłem wtedy na awans do play-off, więc starałem się nie rozbijać zespołu żadnymi radykalnymi decyzjami. Dziś pewnie postąpiłbym inaczej. To już jednak przeszłość. Teraz mamy nową drużynę, bardzo waleczną i charakterną, a tego często brakowało w minionym sezonie. Liczę na to, że to właśnie zawodnicy swoimi wynikami i postawą przekonają kibiców, że warto przychodzić na stadion i wspierać Włókniarza.