Jan Jaros w poniedziałek świętuje swoje okrągłe, 40. urodziny. Czeski żużlowiec na świat przyszedł 11 listopada 1984 roku w Strakonicach. Do czarnego sportu przyciągały go dwa czynniki. Pierwszym była przeszłość i fakt, że jeździł jego ojciec - Boris. Drugim była adrenalina. - Żużel jest świetnym sportem, kocham go i nawet nie zastanawiałem się, że mógłbym robić coś innego - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.
Po raz pierwszy o Jarosie usłyszeliśmy tak naprawdę w 2002 roku, kiedy to Czech zdobył brązowy medal mistrzostw kraju do 19. roku życia. Lepsi od reprezentanta AK Markety Praga byli tylko Tomas Suchanek (Pardubice) i Miroslav Fencl (Slany). Na trzecim stopniu podium skończył także zmagania w czempionacie do 21 lat, przegrywając z tymi samymi rywalami.
Zadebiutował także na arenie międzynarodowej, jednakże swój występ w 3. półfinale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów zakończył z czterema punktami na trzynastym miejscu.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Wróbel, Kołodziej i Cegielski
Praski epizod i wierność Wilkom z Krosna
Czech długo musiał czekać na pierwszą styczność z polską ligą, bo aż do 23. roku życia. W 2007 roku otrzymał szansę od działaczy praskiej Markety, która występowała wówczas w rozgrywkach drugiej ligi. Jaros zaprezentował się z niezłej strony - w trzech meczach wyjeżdżał na tor do 14 biegów, w których wywalczył 20 punktów z bonusem. Tylko raz minął linię mety na ostatniej pozycji, dwukrotnie wygrywał rywalizację na torze.
Kilka miesięcy później związał się z KSM-em Krosno, który był jedynym polskim klubem zainteresowanym współpracą z czeskim żużlowcem.
- Chciałem startować w Europie, znaleźć jakiś polski klub. Udało mi się w Krośnie i mam nadzieję, że wystąpię w jak największej ilości meczów i chciałbym, żeby działacze z Krosna oraz kibice byli ze mnie zadowoleni - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.
W swoim debiutanckim sezonie wystąpił w dziewięciu spotkaniach. W 45 wyścigach za sprawą 78 punktów i dwóch bonusów wypracował średnią biegową 1,667, co zaprocentowało umową na kolejny rok. Ostatecznie w ekipie spod znaku Wilka spędził jeszcze kolejne dwa lata.
Po czterech sezonach w Krośnie Czech zdecydował się na zmianę otoczenia, jednak poszukiwania nowego pracodawcy nie przyniosły zamierzonego efektu. W 2012 roku musiał się ratować kontraktem warszawskim w Gnieźnie.
- Nie chcę jeździć w drugiej lidze. Chcę startować w pierwszej lidze. Zobaczymy, co to będzie. Przed sezonem są treningi, skupiam się na nich i wierzę, że będzie dobrze - stwierdził Jaros w wypowiedzi dla portalu speedwaya-z.cz.
W 2012 roku w polskiej lidze nie wystartował i znów zmienił klub, także i tym razem podpisując jedynie umowę warszawską - z Orłem Łódź. Jednak i tam szansy nie otrzymał, a jego przygoda z czarnym sportem w kraju nad Wisłą dobiegła końca.
Safety Win Race
Czeski zawodnik wraz ze swoim ojcem Borisem zainicjowali projekt "Safety Win Race", mający na celu wprowadzenie nowatorskiego podnóżka do motocykla żużlowego. Ten element, choć drobny, może znaczną miarą poprawić bezpieczeństwo na torach i jest nieodłącznym elementem motocykla żużlowego. Umożliwia on zawodnikowi kontrolę nad maszyną w trakcie przejazdu przez wiraże, lecz bywa również przyczyną groźnych kolizji. Dotknięcie haka o bandę, kontakt z nawierzchnią toru czy przypadkowe sczepienie się motocykli może prowadzić do upadków i poważnych kontuzji.
-Nasze zastosowanie było przeze mnie wielokrotnie testowane na torze - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Jan Jaros. - Mój "bezpieczny podnóżek" nie jest trwale elastyczny, ale pozostaje zablokowany przy stabilnej pozycji nogi w wirażu. Jego elastyczność ujawnia się tylko podczas kontaktu z obcym przedmiotem lub upadku, gdy prawa stopa traci kontakt z hakiem - dodał.
Nowatorski pomysł Jarosa i jego ojca miał stanowić przełom w dziedzinie bezpieczeństwa na torach. Mimo dużych nadziei rodzinnego klanu i akceptacji tego projektu obecnie nikt z tego haka nie korzysta.