Po spotkaniu w Rybniku porozmawialiśmy z nim na temat tego trudnego pojedynku. Do odrobienia w rewanżu jest 10 punktów, jednak Abramczyk Polonia Bydgoszcz na własnym torze już wielokrotnie udowadniała, że jest piekielnie trudnym rywalem.
- 10 punktów straty to dosyć dużo, ale możemy to odrobić z nawiązką. Jesteśmy silni u siebie i nie z takich opresji wychodziliśmy. Walczymy do końca. Po to jechaliśmy cały sezon, żeby to wszystko skończyło się dla nas "happy endem" - mówił po spotkaniu w Rybniku Krzysztof Buczkowski w rozmowie z WP SportoweFakty.
Nasz rozmówca wywalczył w tym pojedynku 10 "oczek", pięciokrotnie mijając linię mety na drugim miejscu. Dodatkowo raz został wykluczony po ataku Rohana Tungate'a, po którym uderzył on motocykl rywala i obaj zawodnicy wylądowali na torze. Sędzia Paweł Słupski podjął wówczas decyzję o wykluczeniu Polaka. Wcześniej Andreas Lyager mówił, że Buczkowski nie za bardzo mógł w tej sytuacji zareagować i zakończyło się to tak, a nie inaczej.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji
Przyznaje rację arbitrowi
- Z jednej strony tak, ale z drugiej Rohan przejechał mi przed kołem, a ja bardziej uderzyłem w niego. Myślę zatem, że ta decyzja była jak najbardziej słuszna - krótko skomentował wykluczony zawodnik.
Jak się okazuje Buczkowski był przyzwyczajony do zdecydowanie innej nawierzchni, niż ta, którą bydgoszczanie zastali w Rybniku w pierwszym finałowym starciu z Innpro ROW-em Rybnik. Wcześniej na tym owalu było bowiem jednak inaczej.
- Wystąpiła diametralna różnica, bo było zdecydowanie twardziej na całym torze, oprócz startu, który był jakby bardziej przyczepny. Teraz czeka nas u siebie kolejnych 15 wyścigów i jedziemy swoje - dodał krótko.
Ostatnia zmiana jego również zaskoczyła
Do dosyć niespotykanej sytuacji doszło w wyścigach nominowanych. Najpierw najlepszy zawodnik drużyny Andreas Lyager zastąpił z rezerwy taktycznej Mateusza Szczepaniaka. Chwilę później z kolei to Duńczyk nie wyjechał jednak na tor w swoim pierwotnie zaplanowanym szóstym wyścigu, a zmienił go właśnie nasz rozmówca. Czy sam zainteresowany był zdziwiony takim obrotem sprawy?
- Jak najbardziej byłem zaskoczony, ale najwidoczniej sztab szkoleniowy widział potencjał w tej mojej jeździe pod koniec spotkania. Widzieli, że naprawdę dobrze mi to wszystko pasowało. Co mogę więcej powiedzieć? Jedziemy dalej. Będziemy u siebie i wiadomo, że ciężar gatunkowy jest spory, ale po to tu jesteśmy, żeby to wszystko odrobić (uśmiech).
Do zniwelowania w starciu rewanżowym jest różnica 10 punktów. Na korzyść bydgoszczan przemawia chyba fakt, że do tej pory w fazie play-off na własnym torze wygrywali oni z poznanianami 51:38 oraz z ostrowianami 54:36. Czy zatem może to również o czymś świadczyć? Dodatkowo zapytaliśmy zawodnika o ewentualne ostatnie przygotowania w sobotę, dzień przed rewanżem.
Rewanż to całkiem nowe rozdanie
- Oby to były prorocze słowa i statystyki. Jesteśmy to w stanie zrobić, więc do Bydgoszczy jedziemy z podniesionymi głowami. Mamy jeden dzień przerwy, a później niedziela, która będzie tym ważnym dniem. Jeśli chodzi o treningi w sobotę, to nie do końca wiem jak inni, ale ja na pewno nie będę już w wtedy trenował - podkreślił.
Pierwsze spotkanie w rundzie zasadniczej, pomiędzy ekipami z Bydgoszczy i Rybnika na torze tych pierwszych zakończyło się wynikiem 61:29. Wówczas jednak po urazie nie wystąpił lider Rekinów Brady Kurtz. Buczkowski na koniec krótko wyjaśnił, jakie jest jego podejście do tamtego rezultatu.
- Wymazujemy to, co było i jedziemy nowe rozdanie. Jesteśmy to w stanie zrobić i tego się trzymamy. Chociaż Rybnik jest zdecydowanie bardzo mocną drużyną, to my jesteśmy naprawdę mocni u siebie. Sadzę, że potrafimy tego dokonać i wywalczyć ten awans - podsumował rozmowę z WP SportoweFakty Krzysztof Buczkowski.
Stanisław Wrona, SP SportoweFakty