Wiktor Przyjemski, kiedy stało się jasne, że Abramczyk Polonia Bydgoszcz nie awansowała do PGE Ekstraligi na sezon 2024, zdecydował się na rozstanie z macierzystym klubem. Junior na brak ofert narzekać nie mógł, a kariera sportowa pokierowała go do Lublina.
Czy dziś z perspektywy czasu uważa ten wybór za słuszny? Wielu uważa, że nie, a świadczyć mają o tym niedawne słowa Przyjemskiego o nieoddawaniu przez starszych kolegów swoich startów kosztem młodzieżowców.
- Wydaje mi się, że tak. Patrząc na to, co dzieje się też wokół klubu, to niczego mi nie brakuje. Może i faktycznie te starty są trzy, ale na te dodatkowe wyścigi, jak np. w biegu nominowanym trzeba sobie zasłużyć punktami. Mnie teraz w Lesznie wyszło, więc dostałem cztery biegi, bo zasłużyłem zdobyczą i najbardziej mnie to buduje - powiedział w magazynie PGE Ekstraligi na antenie Eleven Sports.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Holloway i Cegielski
Dwie bliskie jego sercu drużyny jadą o najwyższe cele. Orlen Oil Motor jest w walce o złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski, z kolei Abramczyk Polonia Bydgoszcz rywalizuje o przepustkę do najlepszej ligi świata. Kibicom znad Brdy marzy się, że jeśli Polonia awansuje, to Przyjemski wróci. Czy jest na to szansa?
- Na to jest jeszcze dużo czasu. Najpierw Polonia musi awansować, a my mamy połowę sezonu. Wiadomo, że Bydgoszcz w sercu jest, bo tam się wychowałem od mini żużla, czyli od 7. roku życia. Zobaczymy, co będzie w przyszłości - skomentował.
Zawodnik w programie przyznał, że choć w bydgoskiej Polonii był liderem i często punktował najlepiej w zespole, to nie czuł się tą wiodącą postacią, a i nie chciał w ten sposób wywierać na sobie presji. W Lublinie wie, że ma się od kogo uczyć i chce czerpać wiedzę z każdej minuty spędzonej u boku takich gwiazd światowego formatu.
Żużlowiec wrócił także do wydarzeń sprzed kilku sezonów, kiedy to podczas zawodów SGP2 oglądał przez chwilę plecy Celiny Liebmann. Do dziś wielu kibiców wypomina mu porażkę z kobietą, choć on sam akurat tego wyścigu nie ukończył.
- Przede wszystkim chyba sam nie chciałem sobie krzywdy zrobić, bo wtedy to motocykl jechał ze mną, a nie ja. To były moje pierwsze zawody na tak trudnym torze, a zarazem to już mistrzostwa świata. Przegrałem i cóż. Nie byłem na tyle dobry, by wygrać z kobietą. I dobrze, bo to pokazało mi, czego muszę się nauczyć, czyli tych ciężkich torów. A moje wyniki przed rokiem w 1. Lidze czy w lidze szwedzkiej potwierdzają, że wykonałem robotę - skomentował.
Czytaj także:
1. Trener Wilków Krosno mówi, co zaważyło na przegranej z ostrowianami
2. Jaka przyszłość Michaela Jepsena Jensena? Prezes PSŻ-u rozwiewa wątpliwości