Ten duet rozłożył zasłużony klub na łopatki. Dziś kolejni drżą przed zarzutami

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Marek G. (z lewej) i Tomasz M. (z prawej)
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Marek G. (z lewej) i Tomasz M. (z prawej)

Zasłużonemu polskiemu klubowi Stali Gorzów grozi nawet pięcioletni zakaz dotowania miejskimi pieniędzmi. - Żal patrzeć, jak utytułowany ośrodek został rozłożony na łopatki przez dwójkę działaczy - komentuje gorzowski radny, Jerzy Synowiec.

Obecnie w klubie trwa nerwowe wyczekiwanie na kolejne rozstrzygnięcia w prowadzonym przez prokuraturę śledztwie. Na razie za nieprawidłowości w rozliczeniu miejskiej dotacji na sekcję piłki ręcznej zarzuty usłyszał były prezes Marek G., były dyrektor zarządzający Tomasz M. oraz jeden z pracowników klubu odpowiedzialny za obrót dokumentów. To jednak wcale nie musi być koniec, bo prokuratura oficjalnie przyznaje, że śledztwo jest w toku, a dokumentów jest tak dużo, że przesłuchania nawet mniej zorientowanych świadków trwają grubo ponad pięć godzin.

Byli działacze tak bardzo pragnęli sukcesu sportowego, że byli gotowi pójść na skróty i pieniądze przeznaczone przez miasto na sekcję piłki ręcznej przeznaczali na potrzeby popularniejszej sekcji żużlowej, bo to jej wyniki mocniej odbijały się w świadomości kibiców i gorzowskiego środowiska politycznego.

- Najbardziej na tym wszystkim cierpi klub, bo choć byli działacze są oskarżani o złamanie prawa, to jeśli nie przywłaszczyli żadnych pieniędzy, to raczej nie dostaną wysokich wyroków. Klub z kolei wciąż musi tłumaczyć się z nieprawidłowości, a to odstrasza nowych sponsorów, a być może także kibiców i samych zawodników. Życzę jak najlepiej nowemu zarządowi i jestem gotowy do pomocy, ale nie zazdroszczę im tych problemów - dodaje Jerzy Synowiec, który już od dłuższego czasu ostrzegał przed negatywnymi konsekwencjami działań poprzedniego zarządu klubu.

Duet stał się nierozłączny

Historia Stali Gorzów może być jednak wartościową lekcją dla innych polskich ośrodków i przestrogą przed uzależnianiem zasłużonych ośrodków sportowych od woli małej grupki działaczy, którzy nie zamierzają dzielić się władzą z innymi i postępują tylko wedle własnego widzimisię.

ZOBACZ Majewski o hejcie i kontakcie z kibicami. "Były sytuacje, w których cierpiała rodzina"

Marek G. stery w klubie przejął we wrześniu 2019 roku i dość szybko ogromną władzę przekazał właśnie Tomaszowi M., a ta dwójka przez kolejne trzy lata miała największy wpływ na funkcjonowanie ebut.pl Stali Gorzów. Zażyła relacja tego duetu nie może dziwić, bo to właśnie Tomasz M. jako pierwszy wpadł na pomysł zaproszenia do współpracy Marka G. i jeszcze jako handlowiec klubu wysłał mu ofertę sponsorowania żużlowego ośrodka.

Trafił idealnie, bo Cash Broker zarządzany przez G. wycofywał się właśnie ze współpracy z Lechem Poznań. Atmosfera rozstania spółki Cash Broker z Lechem Poznań nie była dobra, bo biznesmen oskarżał działaczy piłkarskiego klubu o złamanie umowy i dopuszczenie do grona sponsorów klubu rynkowego konkurenta Cash Broker, spółki Aforti. G. szukał ciekawej alternatywy, a tę znalazł właśnie w Gorzowie, gdzie za stosunkowo niewielkie pieniądze od razu zyskał rangę sponsora tytularnego, a z każdym rokiem miał także coraz większe wpływy w samym klubie.

G. szybko zdał sobie sprawę, że stanowisko prezesa zasłużonego klubu może zapewnić mu nie tylko dużą rozpoznawalność, ale także pomóc mu w walce o miejsce w Senacie RP. Biznesmen nie ukrywał swoich zamiarów, a pomóc w tym miały mu choćby bliskie relacje z senatorem Koalicji Obywatelskiej, Władysławem Komarnickim. W Gorzowie mówiło się nawet, że 77-letni polityk celowo zrezygnuje z kandydowania na kolejną kadencję, by zrobić miejsce w swoim okręgu właśnie dla prezesa Stali. Co ciekawe, sam G. przebąkiwał jednak o starcie nie z list Platformy Obywatelskiej, a ruchu Szymona Hołowni.

Szybko dostał nagrody

Trzeba przyznać, że byłemu prezesowi Stali Gorzów dość szybko szło zjednywanie sobie sympatii. Działacz lubił błyszczeć w mediach, a dzięki temu tuż po debiucie w roli prezesa klubu został nawet wyróżniony tytułem "Osobowość Roku 2019" w plebiscycie organizowanym przez "Gazetę Lubuską". Sam biznesmen lubił chwalić się swoim majątkiem, a do jednej z klubowych sesji użyczył posiadanego przez siebie Aston Martina DB11. Zawodnicy mieli zresztą nie tylko okazję pozować na tle słynnego samochodu Jamesa Bonda, ale niektórzy z nich dostali zgodę na krótką przejażdżkę autem prezesa.

Podczas gdy biznesmen większość czasu spędzał w Poznaniu, w klubie władzę sprawował jego najbliższy współpracownik, Tomasz M., który w ciągu zaledwie kilku miesięcy uzyskał duży awans i stał się jedną z najważniejszych osób w Stali, a oficjalnie piastował stanowisko dyrektora zarządzającego. Jego charakter stał się także przyczyną odejść kilku pracowników, jak choćby dyrektora zarządzającego Grzegorza Zycha (odszedł zaledwie po miesiącu), czy dyrektor marketingu Magdaleny Ciszek-Kozłowskiej.

To był jednak tak naprawdę dopiero początek wielkiej rewolucji, bo prawdziwe trzęsienie ziemi nastąpiło po nieco ponad roku od objęcia władzy w klubie przez Marka G. Po sezonie zakończonym srebrnym medalem z klubem pożegnało się aż trzech dotychczasowych członków zarządu. Wraz z bardzo doświadczonymi Przemysławem Buszkiewiczem i Cezarym Korniejczukiem rezygnację złożył także Jakub Liszka, który do zarządu dołączył wraz z G.

- Z panem Markiem G. współpracowałem jako członek zarządu przez rok. Chciałem odejść wcześniej, ale drużyna akurat zaczęła przegrywać, a ja jako osoba odpowiedzialna za sprawy sportowe, postanowiłem pozostać na stanowisku w trudnym okresie, by decyzja nie została odebrana jako ucieczka - relacjonuje były członek zarządu Stali Gorzów, Przemysław Buszkiewicz.

- W klubie spędziłem w sumie 14 lat, ale po objęciu funkcji prezesa przez Marka G. przestał mi odpowiadać sposób zarządzania spółką. Ostatecznie z jednej strony mogę powiedzieć, że to była doskonała decyzja, bo dzięki niej nie mam teraz problemów, z drugiej jednak strony sentyment do klubu pozostał i nie jest miło obserwować zamieszanie wokół Stali - dodaje były działacz.

G. otoczył się swoimi znajomymi i był spokojny

Ówczesny prezes Stali wykorzystał okazję, by do zarządu dołączyli jego dobrzy znajomi, czyli Sławomir Matuszak oraz Robert Wernicki. To zapewniło mu niezbędną większość do podejmowania wszystkich najważniejszych decyzji w klubie. Uzupełnienie zarządu gorzowskimi sponsorami, czyli Danielem Miłostanem i Waldemarem Sadowskim miało być jedynie PR-owym chwytem i odpowiedzią na ewentualne zarzuty, że gorzowski klub jest przejmowany przez poznańskich biznesmenów.

W rzeczywistości większość głosów i tak było w rękach stronników G., a na kolejnych zebraniach zarządu dochodziło do coraz mocniejszych pęknięć pomiędzy biznesmenami z Poznania a Gorzowa. Sam prezes coraz więcej czasu spędzał z kolei na poszukiwaniu "kretów", którzy wynoszą niekorzystne dla niego informację do mediów i burzą tym samym jego przekaz. Efekt kiepskiej atmosfery wokół klubu był taki, że gdyby nie nagłe zatrzymanie G. w czerwcu 2022 roku, Miłostan i Sadowski najprawdopodobniej sami zrezygnowaliby z zasiadania w zarządzie na kolejnym spotkaniu.

Po zatrzymaniu dostali jednak największe wsparcie od gorzowskiego środowiska i to oni podjęli się trudnego obowiązku "posprzątania" po swoich niedawnych kolegach. W spadku przejęli nie tylko problemy prawne z nieprawidłowo rozliczoną dotacją, ale także kiepskie relacje z Bartoszem Zmarzlikiem, które ostatecznie doprowadziły do odejścia legendy klubu, ale dodatkowo także dwumilionowy kredyt zaciągnięty przez klub na budowę lóż VIP.

Teraz posprzątać musi ktoś inny

- Nowy zarząd ma trudne zadanie, bo musi opanować chaos i prowadzić klub wyjątkowo transparentnie, bo tylko w ten sposób przekona wszystkich, że wnioski z przeszłości zostały wyciągnięte. Oczyszczenie atmosfery i jak najszybsze zamknięcie kiepskiego rozdziału to najważniejsze wyzwania dla nowego zarządu. Stal Gorzów to bardzo zasłużony i utytułowany klub, który musi błyskawicznie odzyskać dobre imię. Jestem przekonany, że sportowo zespół się obroni, ale ważna jest także cała otoczka. Przed prezesem Sadowskim nie jest łatwe zadanie, ale wierzę, że uda mu się przywrócić klub na odpowiednie miejsce - podsumowuje Buszkiewicz, który wraz z innymi działaczami może się dzisiaj cieszyć, że dość szybko zdecydował się wycofać z działalności w klubie i dziś może być spokojny, że żadnych zarzutów prokuratorskich nie otrzyma.

Takiej pewności nie mają pozostali pracownicy klubu, którzy brali udział w obiegu dokumentacji i podpisywali się pod działalnością zarządzających klubem.

Marek G. od pół roku przebywa w areszcie Warszawa-Białołęka, gdzie czeka na proces dotyczący zarzutów prania brudnych pieniędzy. Jego spółka, za jego wiedzą, miała dopuścić się "wyprania" 66 mln złotych. Zarzuty prokuratorskie zebrane w tej sprawie są na tyle mocne, że sąd zgodził się na zabezpieczenie majątku G. w wysokości 6,4 mln złotych. Tomasz M. pożegnał się z klubem tuż po objęciu sterów przez Waldemara Sadowskiego. Obecnie zaangażował się w działalność dobroczynną i nie komentuje spraw związanych z pracą w Stali Gorzów.

Mateusz Puka, dziennikarz WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Poważny cios dla Pawlickiego i to w takim momencie
Wytypował trójkę najlepszych sportowców

Źródło artykułu: WP SportoweFakty