Były prezes jednego z najlepszych polskich klubów żużlowych ma obecnie gigantyczne problemy z prawem, a sąd co trzy miesiące przystaje na wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu. Dodatkowo, niedawno zabezpieczono także jego majątek warty 6,4 mln złotych, który może zostać wykorzystany do pokrycia strat budżetu państwa w razie skazania byłego działacza. W ostatnim tygodniu do zarzutów o pranie brudnych pieniędzy i braniu udziału w sprawie tzw. hurtowni faktur, doszły także poważne zarzuty o poważne nieprawidłowości przy rozliczeniu miejskiej dotacji.
Choć oba zarzuty sprawiają, że były działacz może spędzić w więzieniu długie lata, to nie zrezygnował on z walki o swoje dobre imię. W sądach toczą się obecnie dwie sprawy, w których to on oskarża gorzowskiego radnego Jerzego Synowca o zniesławienie i działania mogące narazić go na utratę zaufania potrzebnego do prowadzenia przez niego działalności gospodarczej i sprawowania funkcji prezesa klubu sportowego.
- Faktycznie mogę potwierdzić, że w sądach wciąż są prowadzone dwie sprawy przeciwko mnie, bo rzekomo naraziłem go na utratę zaufania. Oczywiście wysłałem do sądu wszystkie informacje o jego problemach z prawem i poważnych zarzutach. Dodatkowo dostałem także informację, że jedna z linii lotniczych - w związku z jego fatalnym zachowaniem - nałożyła na niego pięcioletni zakaz korzystania z ich usług. Szczerze mówiąc dziwię się, że Marek G. jeszcze nie wycofał się z tych spraw, bo przecież koszty sądowe rosną, a on wciąż musi słono płacić za prawników. Chyba lepiej by zrobił, gdyby - w obliczu zajęcia majątku - postanowił prowadzić nieco oszczędniejsze życie - komentuje Jerzy Synowiec, prawnik i radny Gorzowa, który miał kilkukrotnie znieważyć publicznie byłego prezesa Stali.
ZOBACZ Żużel. Tomasz Gollob o zachowaniu trenera: rozgrzeszam go
Wśród zarzutów są m.in. sugerowanie, że Marek G. mógł napuszczać na oskarżonego hejterów, słynny wpis o rzekomej nietrzeźwości działacza na lotnisku na Teneryfie, a także nazwanie kibiców Stali gamoniami i palantami.
- To trochę śmieszne, że muszę się tłumaczyć z tego, że ironicznie powiedziałem kiedyś, że obecny zarząd Stali to ludzie z Pierdziszewa, choć w rzeczywistości to ludzie z Puszczykowa. Mimo wszystko traktuję te rozprawy jako świetną rozrywkę i jeżdżę do Stargardu Szczecińskiego na każdy termin. Co ciekawe, w każdej rozprawie zdalnie uczestniczy także Marek G. i całkiem możliwe, że on też traktuje to jako rozrywkę od szarej rzeczywistości aresztu. Widzę jednak, że z każdym tygodniem jest coraz mniej energiczny w dochodzeniu swoich racji. Areszt dobrze mu jednak robi, bo przez pół roku sporo schudł. Zresztą mam kilku klientów, którzy także są w areszcie na warszawskiej Białołęce, więc jestem na bieżąco informowany co słychać u byłego prezesa Stali - dodaje Synowiec.
Zobacz także:
Ostrovia chce zrobić to, co dwa lata temu
Cieślak nie wierzy w jego tłumaczenia