Gdańscy kibice od lat czekają na to, by Zdunek Wybrzeże nawiązało do sukcesów sprzed lat. W dawnych czasach zespół, który etatowo występował w najwyższej klasie rozgrywkowej, poprzez okres w którym o Wybrzeżu mówiło się, że jest za mocny na I ligę i za słaby na Ekstraligę, klub stał się etatowym pierwszoligowcem.
W ubiegłym sezonie pierwsze problemy drużyna miała już pod koniec okresu przygotowawczego, gdzie przez wybuch wojny w Ukrainie potencjalny lider, Wiktor Kułakow stracił możliwość jazdy. Do tego później na tor wyjechał Wiktor Trofimow jr, który nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei. Zespół bez kluczowego ogniwa nie potrafił wygrywać meczów i zaczął rok bardzo słabo. Dopiero w trakcie rozgrywek gdańska ekipa miała swoje chwile i momentami była groźna dla najlepszych. Pod koniec sezonu kontuzje i wahania formy uniemożliwiły walkę o sukcesy.
Bohater sezonu: Rasmus Jensen. Nie uwzględniając sytuacji z ostatnich dni, gdy Duńczyk który wcześniej ogłosił pozostanie w klubie z Gdańska na 2023 rok ostatecznie został przedstawiony jako zawodnik Stelmet Falubazu, z pewnością był to zdecydowanie najjaśniejszy punkt swojej drużyny. Jensen po słabym początku imponował formą i był okres, w którym jego średnia meczowa była wyższa niż 15 punktów. Przez trzy sezony w Gdańsku bardzo mocno się rozwinął i teraz może być wartością dodaną dla jednego z faworytów ligi.
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Puka, Kubera, Vaculik, Lindgren i Cegielski gośćmi Musiała
Kluczowy moment: Przyjście Timo Lahtiego. Bez Wiktora Kułakowa, wobec niepewnej formy podstawowych zawodników drużyna z Gdańska była mocno niekompletna. Pierwsze próby z wystawieniem Thomasa Joergensena czy korzystanie z zastępstwa zawodnika spełzły na niczym.
Najważniejszym momentem dla Zdunek Wybrzeża było przyjście do tego klubu Timo Lahtiego. Fin, który był wówczas zawodnikiem oczekującym w H.Skrzydlewska Orle Łódź od dawna słynął z doskonałych startów, co jest kluczem do zdobywania punktów na gdańskim torze. Od inwestycji w Lahtiego zaczęły się dobre tygodnie dla Zdunek Wybrzeża. 30-latek mógł natomiast uratować niepełny sezon w Polsce.
Cytat. Głośnym echem odbiły się słowa Eryka Jóźwiaka o juniorach po meczu z Abramczyk Polonią. - Naszą bolączką jest brak juniorów. Nie dość, że nie pomagają, ale można powiedzieć, że prawie przeszkadzają - zaznaczył. Czy można więc coś zrobić, by poprawić ich dyspozycję? - Można ich nie zabrać do Bydgoszczy i nie martwić się, że jak nasz zawodnik jest z przodu, to się przewraca i nie wstaje. Nie rozumiem sytuacji, że ktoś nieatakowany sam się wywraca. Nie potrafię tego skomentować. Rozumiem, gdyby był to chłopak po licencji, ale nie chłopacy jeżdżący parę lat na żużlu atakowani przez słońce lub wiatr się wywracają i nie potrafią się podnieść. Trzeba nie tylko kierować motocyklem, ale również używać głowy - powiedział wprost.
- Marciniec w biegu młodzieżowym to totalny jeździec bez głowy, w 12. biegu to powtórzył. Moje "bicie pałą", to mało i zastanawiam się czy nie brać jednego na sztukę do Bydgoszczy, by zdobył jeden punkt w biegu młodzieżowym. Ja na ich miejscu sam bym podszedł do trenera i powiedział, że mi wstyd. Szkoda metanolu, opon i wszystkiego. Przekażmy pieniądze które mielibyśmy dać na opony na schronisko lub dom dziecka. Jest mi wstyd przed ludźmi, ale musimy ich wystawić. Miłosz Wysocki wygląda jeszcze gorzej na treningu - dodał.
Postawa formacji młodzieżowej, to z pewnością porażka gdańskiego sztabu. Kamil Marciniec w wieku 21 lat zrobił krok wstecz, a po konflikcie z klubem, kontrakt rozwiązał Marcel Krzykowski. Do drużyny doszedł Miłosz Wysocki, który szybko został odstawiony ze składu, a już na koniec sezonu pokazał wysoką formę w imprezach młodzieżowych, a powrót Karola Żupińskiego, który potrafił jeździć w Ekstralidze U-24 ze średnią 1,931 punktu na bieg okazał się nieporozumieniem.
Liczba: 5. Tyle razy z rzędu Zdunek Wybrzeże Gdańsk przegrało u progu sezonu. Dwie porażki u siebie - w tym ze spadkowiczem z Gniezna oraz trzy na wyjeździe, to najgorszy początek sezonu w historii klubu.
Co dalej? Jeszcze niedawno wydawało się, że do tercetu Rasmus Jensen - Adrian Gała - Timo Lahti zostaną dobrani perspektywiczny zawodnik U-24 oraz jeden senior i drużyna będzie mocniejsza niż w sezonie 2022. Wiemy już jednak, że tak nie będzie. Pierwszym, który odszedł był Rasmus Jensen. Duńczyk - jak twierdzą gdańscy działacze - bez informowania dotychczasowego pracodawcy podpisał kontrakt ze Stelmet Falubazem po tym, jak klub spóźnił się o kilka dni z wypłatą, która miała być ultimatum dla 28-latka.
Dużo mówi się o tym, że jego śladami podążą Adrian Gała i Timo Lahti. W przypadku tych zawodników nikt jeszcze nie ogłosił oficjalnie, że będą występować w innym zespole. Sam Tadeusz Zdunek stwierdził jednak, że po sytuacji z Jensenem nie wierzy już nikomu na słowo. Teoretycznie wszystkie scenariusze są tu możliwe, aczkolwiek doniesienia nie pozwalają na duży optymizm wśród kibiców. W polskim żużlu dopiero od 2023 roku wprowadzone zostaną promesy kontraktów, a teraz gdańszczanie nie chcieli stosować umów cywilnoprawnych z kwotami odszkodowania za brak potencjalnej jazdy w klubie w kolejnym sezonie, które praktykowane są w niektórych klubach. Egzekucja poszczególnych zapisów w takich przypadkach zależna jest od wyroków sądowych, nie od regulaminu organizatora rozgrywek ligowych.
To zaufanie może odbić się czkawką. Na ten moment trudno powiedzieć jakimi zawodnikami drużyna wzmocni się na 2023 rok. Jedyne co wydaje się być pewne, to start drużyny z budżetem 4,2-4,3 miliona złotych. W Gdańsku muszą jednak odrobić lekcję i sprawić swoimi działaniami, by na przyszłość żużlowcy z tego klubu nie uciekali. Problem jest oczywisty, a po tym jak w polskim żużlu pojawiło się więcej pieniędzy oferowanych przez działaczy, gdańskie metody na budowę stabilnej drużyny przestają się sprawdzać, co widać po ostatnich doniesieniach. Ciągła budowa nie jest sposobem na oczekiwany przez wymagających fanów sukces.
Czytaj także:
Oni mogą nie wystartować w lidze
Co Madsen sądzi o nowym składzie Włókniarza?