W hicie 6. kolejki PGE Ekstraligi 8 punktów z bonusem dorzucił do dorobku Moje Bermudy Stali Gorzów Martin Vaculik. To, czego brakowało przy nazwisku Słowaka, to indywidualnych zwycięstw.
Vaculik zaraz za Bartoszem Zmarzlikiem miał być najmocniejszym ogniwem Stali, jednak nie zawsze 32-latek spełniał pokładane w nim nadzieje. Tak było choćby we Wrocławiu.
Miejscowa Betard Sparta pokonała gorzowian 46:44. Po stronie gości nieco więcej wymagano właśnie od Vaculika.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Smektała o swoich występach: "Szału nie ma"
- Jestem zły, bo ponownie przegraliśmy dwoma punktami - mówił Słowak w magazynie PGE Ekstraligi w Eleven Sports. - To było bardzo zacięte spotkanie. W jednym biegu popełniłem błąd, który może kosztował nas dwa punkty meczowe. Jest taka sportowa złość - dodawał.
Sam zawodnik wierzy w to, że już niebawem nastąpi przełamanie i z zawodnika przeplatającego słabsze biegi z lepszymi, stanie się "pewniakiem" w talii trenera Stanisława Chomskiego.
- Początek sezonu był słaby, potem parę meczów było w miarę dobrych. We Wrocławiu brakowało takiej kropki nad "i", żeby dowozić "trójki". Te "dwójki" były takie, że siedziałem chłopakom na kole i czegoś brakowało, żeby być takim, jak Bartek, czego ja sam od siebie wymagam i oczekuję. Jestem dobrej myśli i wierzę w to, że jesteśmy bardzo blisko i to się przełamie, i będzie bardzo dobrze - komentował Vaculik.
- Zawsze co robię jako pierwsze, to patrzę w lustro i szukam w sobie. Ja na końcu jestem człowiekiem, który podejmuje decyzje na torze oraz ja mówię chłopakom w teamie, co mają założyć na motor - podsumował stały uczestnik cyklu Grand Prix.
Zobacz także:
- Odsunęli go od sędziowania w PGE Ekstralidze. W weekend poprowadzi Grand Prix!
- Tłusty żużlowy weekend. Padł nowy rekord!