Kłopoty Janusza Kołodzieja zaczęły się pod koniec marca podczas sparingowego spotkania na torze w Gorzowie Wielkopolskim. Lider leszczyńskich "Byków" uległ wypadkowi, w którym złamał mostek. Za sprawą wytężonej pracy rehabilitacyjnej wykonanej w kolejnych dniach, udało mu się ostatecznie wsiąść na motocykl i pomóc drużynie już w pierwszym meczu PGE Ekstraligi. Zaledwie szesnaście dni po kraksie w mieście nad Wartą.
Rywalem Fogo Unii był w Lesznie zespół Krono-Plast Włókniarza Częstochowa. Jak się z czasem okazało, to "Lwy" minimalnie wyprzedziły ją w tabeli, skazując na spadek z elity. Inauguracyjne zawody nie układały się dla gości udanie, choć próbowali oni do samego końca zawalczyć o korzystny rezultat. Mimo że przegrywali już 25:35, przed ostatnim biegiem było tylko 41:43.
Bohaterem gospodarzy został Kołodziej. To on i Andrzej Lebiediew wygrali 4:2 decydujący wyścig, zapewniając Unii triumf. Wcześniej kapitan i lider leszczynian też błyszczał skutecznością. Choć jechał nie do końca zdrowy, zdobył aż 13 punktów, a największe show pokazał od razu w pierwszej gonitwie ze swoim udziałem. I właśnie teraz ją wspominamy.
Bieg numer cztery meczu rozgrzał publiczność, która licznie stawiła się na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Nie ma większego sensu opisywać przebiegu ścigania, ponieważ Kołodziej wyraził w nim "więcej niż tysiąc słów." Prowadząca przez dłuższy czas 5:1 para Mads Hansen - Kajetan Kupiec została pierwszorzędnie ograna w polu przez czterokrotnego indywidualnego mistrza Polski, który jeszcze przez pewien moment jechał za swoim młodszym kolegą, Antonim Mencelem. To naprawdę raz jeszcze od początku do końca warto zobaczyć.
Zobacz fenomenalną jazdę Kołodzieja w meczu w Lesznie w 2024 roku:
ZOBACZ WIDEO Nowy pomysł PGE Ekstraligi. Szczera opinia Cegielskiego