Antyreklamę skoków zafundowało jury w sobotni wieczór w Willingen. Mimo silnego wiatru rozegrano loteryjną jedną serię, w której odległości skoczków uzależnione były przede wszystkim od silnego wiatru.
Kilku skoczków musiało zejść z belki startowej i chwilę poczekać na swój skok, ponieważ wiatr przekraczał dopuszczalny korytarz. W takiej sytuacji znalazł się m.in. Kamil Stoch. Gdy trzykrotny mistrz olimpijski usiadł za pierwszym razem na belce startowej, wiatr pod narty był zbyt silny. Borek Sedlak nie miał innego wyjścia i włączył czerwone światło.
Stoch musiał opuścić belkę startową. Gdy już na nią wrócił, wiatr nie był tak mocny i nasz reprezentant otrzymał pozwolenie na start. Tyle tylko, że w torach najazdowych przez dłuższe oczekiwanie na skok zgromadziła się woda, która mogła mieć wpływ na bardzo słabą na najeździe prędkość Polaka. Stochowi zmierzono zaledwie 85,9 km/h. Nikt nie pojechał wolniej od niego.
ZOBACZ WIDEO: Była partnerka Milika przeszła metamorfozę. Trudno oderwać wzrok!
Po skoku Stocha pojawiły się zatem kontrowersje wobec decyzji jury. Czy sędziowie nie powinni puścić przedskoczka po tym jak kazano Polakowi opuścić belkę startową i poczekać na poprawę warunków?
- Kamil nie był jedynym skoczkiem ściąganym z belki. Kilku, jak nie kilkunastu skoczków, musiało z niej zejść i poczekać na swój skok. Po żadnym zawodniku nie puszczono przedskoczka, więc wszystkich potraktowano tak samo - podkreślił dla WP SportoweFakty Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskiej kadry skoczków i dodał: - U innych zawodników, nawet jak musieli zejść z belki, prędkości nie spadły jednak tak wyraźnie jak u Kamila. Coś innego u niego nie zagrało na najeździe.
Ostatecznie Stoch uzyskał zaledwie 115,5 metra, co dało mu dopiero 21. miejsce. Dzień wcześniej, gdy w wielkim stylu wygrał prolog, poleciał aż na 146. metr. Wtedy osiągnął też jedną z lepszych prędkości na najeździe. Dzień później było zupełnie odwrotnie.
W sobotę w jednoseryjnym konkursie nie tylko Stoch miał powody do niezadowolenia. Poniżej oczekiwań wypadła cała kadra. 27. był Dawid Kubacki po skoku na 112,5 metra, a dopiero 38. Paweł Wąsek, który uzyskał zaledwie 99,5 metra.
- Trudno powiedzieć, co tak dokładnie się stało z Polakami. Z jednej strony warunki rzeczywiście były loteryjne, ale generalnie w ścisłej czołówce nie było niespodzianek. Na podium stanęli bardzo mocni w tym sezonie skoczkowie - podkreślił Rafał Kot.
- Oby niedzielny konkurs odbył się w bardziej sprawiedliwych warunkach i żebyśmy zobaczyli prawdziwą formę skoczków, bo po sobotnich zawodach ciężko wyciągać wnioski. Na pewno sylwetka na dojeździe Kamila z piątku i soboty zostanie dokładnie przeanalizowana przez trenerów. Jeśli niedzielne zawody wypadną dla nas tak jak piątkowy prolog, to znaczy, że sobota była tylko wypadkiem przy pracy. Natomiast jeśli w równych warunkach wyniki będą takie jak w pierwszym konkursie, to na igrzyska kadra pojedzie w niepewności - dodał nasz rozmówca.
Początek niedzielnych zawodów o 15:15. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na WP Pilot. Sobotnie, jednoseryjne, zmagania wygrał Kobayashi przed Granerudem i Lindvikiem. 14. Żyła oraz 34. Hula zostali zdyskwalifikowani za nieprzepisowe buty.
Czytaj także:
Kuriozum w Willingen. Antyreklama skoków narciarskich
Co dalej z karierą mistrza świata? Padły ważne słowa polskiego skoczka