- Organizacja zawodów w czasach pandemii jest dużym wyzwaniem. Ten, kto nie należy do grona organizatorów, nigdy nie będzie w stanie tego dokładnie ocenić. Trzeba się skupić na mnóstwie spraw. Fakt, że na zawodach nie ma publiczności w tym zakresie akurat niewiele zmienia - podkreśla Włoch.
Następca Waltera Hofera wysoko ocenia organizację konkursów w ramach Turnieju Czterech Skoczni. Przynajmniej ze względu na aspekty czysto sportowe.
- Mogę dać prosty przykład. Skocznia w Garmisch była przygotowana perfekcyjnie. Mam na myśli głównie warunki do skakania, zeskok itd. W Innsbrucku również było lepiej niż w zeszłym roku. Oberstdorf też utrzymał wysoki poziom. Jeśli mam być szczery, mieliśmy problem przed konkursem w Bischofsofen. Skocznia nie była rewelacyjnie przygotowana. Ale poza tym małym wyjątkiem jestem zadowolony z podejścia organizatorów, jak również realizacji telewizyjnej. Postrzegam to bardzo pozytywnie - zaznacza Pertile.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kolega Piątka oświadczył się. Powiedziała "tak"?
Inaczej sprawa wygląda z zamieszaniem wokół testu na obecność koronawirusa w organizmie Klemensa Murańki. Polak otrzymał wynik... "słabo pozytywny", co w języku polskim powinno się tłumaczyć zapewne jako niejednoznaczny. Mimo tego sztab naszej kadry i działacze Polskiego Związku Narciarskiego musieli gwałtownie zareagować, aby decyzji o wykluczeniu podopiecznych Michala Doleżala nie utrzymano w mocy. Dopiero po kolejnych testach, oczywiście z wynikami negatywnymi, przywrócono Polaków do rywalizacji. Dyrektor PŚ twierdzi, że ta sytuacja wiele go nauczyła.
- Już w Garmisch wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ale wróćmy do początku - opowiada Pertile. - W październiku podjęliśmy decyzję, że to lokalne włądze i działacze są odpowiedzialni za opiekę nad zawodami ws. pandemii. To oni informują nas o obowiązujących w danym miejscu zasadach. W Oberstdorfie sprawa była o tyle dziwna, że osobiście nigdy nie słyszałem o sytuacji, iż wynik badania na obecność koronawirusa jest nieoczywisty. Co jednak trzeba podkreślić, początkowo dostaliśmy jasny przekaz, a mianowicie, że wśród osób zakażonych jest zawodnik i podróżował z kilkoma innymi osobami. Te osoby to oczywiście potencjalni zainfekowani. W sytuacji pozytywnego wyniku i takiej informacji nie ma innej opcji działania niż ta podjęta przez lokalne władze. Ale, jak wiemy, stan faktyczny był inny. Zawiodła więc komunikacja. To jest rzecz, z której wyciągnęliśmy wnioski na przyszłość.
Pertile początkowo nie wiedział nawet, o którego zawodnika chodzi. Tę informację przekazał mu trener Doleżal. - Pojedyncza osoba mogłaby powiedzieć, że nie chce ujawniania jej nazwiska. Stąd taka dbałość o ochronę danych osobowych. Reasumując, wszystko zaczęło się od tego, że coś nie zagrało w kwestii komunikacyjnej - powtarza Włoch.
I ponownie dodaje: - To jest lekcja, którą odrobiliśmy już w Garmisch.
Bronisław Stoch: Uspokoiliśmy się po wiadomości od syna >>
Wojciech Fortuna: Kamil Stoch jest geniuszem >>